Planowane przez władze federalne ograniczenie dopłat do honorariów lekarskich w opiece pozaszpitalnej do maksymalnie 25 procent budzi niepokój wśród młodych specjalistów rozpoczynających własne praktyki. Reforma, mająca na celu obniżenie kosztów dla pacjentów, może zagrozić rentowności prywatnych gabinetów i ograniczyć dostęp do specjalistów poza szpitalem.
Przykładem jest dr Jolien Govaerts z AZ Jan Palfijn w Gandawie, która w 2023 r. otworzyła prywatny gabinet w Hansbeke i częściowo pracuje w systemie konwencjonowanym. Wieczorne konsultacje dostosowała do potrzeb ciężarnych pacjentek i ich partnerów, łącząc elastyczny grafik z życiem rodzinnym. Po zapowiedzi reformy wstrzymała jednak planowaną modernizację gabinetu.
Koszty wyposażenia nowoczesnej praktyki ginekologicznej są wysokie: aparat USG, CTG, kolposkop. Stawki zwrotu za badania pozostają stosunkowo niskie, a bez dopłat – lub przy limicie 25 procent – marża gabinetu praktycznie znika. Przy obecnej stawce 32,84 euro za konsultację maksymalna kwota wyniosłaby ok. 41 euro, co – jak podkreśla lekarka – nie pokrywa kosztów operacyjnych.
Skutki kliniczne są bezpośrednie: gdy w gabinecie bez odpowiedniego sprzętu pojawia się potrzeba pogłębionej diagnostyki, pacjentka trafia do szpitala, co wydłuża okres niepewności i opóźnia decyzje. Jedną z głównych zalet prywatnych praktyk jest możliwość szybkiego postawienia diagnozy i uspokojenia pacjentki „na miejscu”.
Lekarka zwraca też uwagę na dysonans społeczny: dopłata za usługę po godzinach u hydraulika uchodzi za coś oczywistego, u lekarza bywa krytykowana. Jednocześnie nasila się stygmatyzacja zawodu – od zarzutów o chciwość po narracje o „przemocy położniczej” – oraz konkurencja ze strony nieuregulowanych „coachów” od menopauzy, endometriozy czy PCOS, często pozbawionych wykształcenia medycznego.
Polityka promująca przekazywanie fizjologicznych ciąż położnym dodatkowo ogranicza rolę ginekologów. Coraz częstszy wybór porodów domowych z wyłączeniem lekarza i spadająca liczba porodów zawężają zakres praktyki. W tle pozostaje „podwójna niesprawiedliwość” młodego pokolenia lekarzy: wymagające, słabo chronione staże bez naliczania emerytury, a teraz – ryzyko nieopłacalności prowadzenia własnych gabinetów.
Niepewność dotyczy także dostępności usług. Wieczorne, pilne konsultacje, które dziś są możliwe, przy sztywnych limitach dopłat mogą stać się rzadkością. Dla pacjentek oznacza to dłuższe kolejki, mniejszą elastyczność terminów i odpływ lekarzy do pracy wyłącznie szpitalnej.
Spór ujawnia szerszy dylemat: jak pogodzić ochronę portfela pacjenta z ekonomią prywatnych praktyk i jakością opieki. Rozwiązanie wymaga podejścia całościowego – uwzględniającego perspektywę pacjentów, lekarzy, szpitali i płatnika – aby obniżanie barier cenowych nie prowadziło do realnego ograniczenia dostępu do specjalistów.