Prokuratura w Antwerpii zażądała warunkowego wyroku dla 53-letniego Serge’a Lengleza – notorycznego oszusta i bon vivanta, którego belgijskie media od lat określają mianem „Księcia na kreskę” (Prins Poef). Przez kilka tygodni mężczyzna prowadził wystawne życie w antwerpskich hotelach i restauracjach, nie płacąc ani centa. Jego historia to barwna, choć ponura kronika oszustw, kłamstw i życia daleko ponad stan.
Kontrast między wizerunkiem a rzeczywistością
Na Instagramie Lenglez prezentował się jako pełen luzu bon vivant – z kieliszkiem wina w dłoni, w luksusowych restauracjach i hotelowych lobby. W rzeczywistości do sali sądowej dotarł powoli, z widoczną trudnością, wspierając się elektrycznym skuterem inwalidzkim.
Starsze pokolenie może pamiętać go z czasów tzw. European University – fikcyjnej uczelni dla dzieci bogatych rodzin. Lenglez był jednym z jej „studentów”, znanym bardziej z pijaństwa niż z nauki. Później napisał książkę, która ujawniła kulisy tej pseudoakademii i doprowadziła do jej upadku. W tamtym okresie potrafił też zyskać zaufanie środowisk przestępczych, w tym albańskiego gangstera Arifa Baleciego, co ostatecznie skończyło się jego pierwszym pobytem w więzieniu.
Fantasta z ambicjami handlarza bronią
Zmyślone opowieści o handlu bronią zaprowadziły Lengleza aż do francuskiego aresztu. Przedstawił się tam jako belgijski magnat nieruchomości współpracujący z saudyjskim dworem i rodziną królewską – śledczy uwierzyli mu na słowo. Jego rodzice, zwykli pracownicy – ojciec robotnik, matka sprzątaczka w kinie Kinepolis – mogli jedynie bezradnie obserwować coraz bardziej absurdalne przygody syna.
Na początku XXI wieku Lenglez znów trafił do więzienia – tym razem za prowadzenie agencji towarzyskiej dla mężczyzn. Jeden z jego pracowników „zaniżał ceny usług”, więc Lenglez postanowił wymierzyć mu „karę”. Proces zakończył się zaskakująco łagodnie dzięki jego adwokatowi Janowi Van Leuvenowi. Niedługo potem Lenglez przeniósł się z rodzicami do Hiszpanii, gdzie – jak sam twierdził – wiódł życie wśród luksusów. W rzeczywistości jego „raj” w Marbelli finansowali rodzice, a on sam tonął w alkoholu i kokainie.
Powrót do Belgii i życie na cudzy koszt
Po śmierci rodziców Lenglez wrócił do Belgii – bez grosza, ale z niegasnącym apetytem na luksus. Mieszkał chwilami w schronisku dla bezdomnych, by wkrótce potem spędzać tygodnie w hotelach takich jak Hilton, gdzie zamawiał homary i drogie wina. Rachunków, rzecz jasna, nie płacił.
Z czasem restauratorzy i hotelarze zaczęli go rozpoznawać i ostrzegać się nawzajem. W internecie powstała nawet strona poświęcona jego oszustwom, gdzie ofiary opisywały, jak Lenglez znikał po wystawnych kolacjach. Wtedy narodził się jego przydomek – „Książę na kreskę”.
W pewnym momencie mężczyzna trafił do szpitala Ziekenhuis aan de Stroom (ZAS), gdzie rachunek za jego pobyt sięgnął 50 000 euro – również nieuregulowany.
Prokurator: „potrzebuje pomocy, nie więzienia”
Mimo serii oszustw prokurator wykazał wobec Lengleza pewne zrozumienie. Oskarżenie zażądało warunkowego wyroku, uznając, że 53-latek przede wszystkim potrzebuje wsparcia. „Kiedy wrócił do Belgii, nie miał nic. Prosił o pomoc, ale OCMW mu odmówiło” – tłumaczył obrońca Jan Van Leuven.
Lenglez cierpi na ciężką cukrzycę. Jak argumentował jego adwokat, zdarzało się, że w ataku głodu szedł coś zjeść, choć nie miał pieniędzy. „Gdyby CPAS/OCMW nie odmówił mu pomocy, nigdy by tego nie zrobił” – podkreślał Van Leuven, pomijając jednak fakt, że jego klient raczej nie żywił się w tanich barach, lecz w restauracjach serwujących owoce morza.
Obecnie Lenglez korzysta z mieszkania socjalnego i zasiłku inwalidzkiego, a jego długi są objęte postępowaniem naprawczym.
Łzy przed sądem i nowe zarzuty
Podczas rozprawy „Książę na kreskę” nie potrafił powstrzymać łez. „Nie wie pan, przez co przeszedłem po wyjeździe z Hiszpanii…” – mówił, szlochając. Sąd odroczył ogłoszenie wyroku do 3 grudnia. Po rozprawie Lenglez uśmiechnięty odjechał swoim skuterem w stronę pobliskiej kawiarni.
To nie koniec jego kłopotów. Toczy się przeciwko niemu osobne śledztwo w związku ze skargą federalnej służby emerytalnej. Lenglez miał pobierać emeryturę swojego ojca przez kilka miesięcy po jego śmierci – czemu konsekwentnie zaprzecza w rozmowach z dziennikarzami.