Burmistrz Antwerpii Els Van Doesburg (N-VA) stanęła w obronie działań policji podczas poniedziałkowego protestu pro-palestyńskiego, który zakończył się użyciem armatek wodnych i gazu pieprzowego. Jak podkreśliła, zanim doszło do interwencji, funkcjonariusze przez półtorej godziny prowadzili mediacje i próbowali rozładować napięcie. Zdarzenie wzbudziło jednak falę krytyki – zarówno ze strony opozycji, jak i części miejskiej koalicji.
Antwerpska Koalicja na rzecz Palestyny organizuje cotygodniowe manifestacje w centrum miasta, aby zwrócić uwagę na sytuację w Strefie Gazy. Wczorajszy protest wymknął się spod kontroli po tym, jak uczestnicy odmówili przeniesienia się z Grote Markt i Suikerrui na Steenplein, gdzie miasto zezwoliło na zgromadzenie.
Podczas próby przesunięcia demonstrantów doszło do konfrontacji, w której policja użyła armatek wodnych i gazu pieprzowego. Trzy osoby zostały zatrzymane. Wydarzenia te wywołały natychmiastową reakcję polityczną i społeczną.
Fala krytyki ze strony opozycji i koalicjanta
Opozycyjna partia Groen oraz organizacja Pax Christi zarzuciły policji zastosowanie nieproporcjonalnej siły. Głos zabrał również Oskar Seuntjens z partii Vooruit – ugrupowania współrządzącego miastem. „Użycie armatek wodnych wobec osób protestujących w obronie praw człowieka nie jest normalne” – powiedział w rozmowie z Gazet van Antwerpen.
Krytyka ze strony koalicjanta wskazuje, że temat budzi podziały również wśród ugrupowań tworzących większość w radzie miejskiej.
Burmistrz przedstawia swoją wersję wydarzeń
„Działania policji przebiegały w sposób prawidłowy i profesjonalny” – oświadczyła burmistrz Van Doesburg w programie Terzake. „To, co widać na nagraniach, to nie początek wieczoru. Wcześniej przez półtorej godziny prowadzono mediacje i dialog. Policja prosiła o przestrzeganie wcześniejszych ustaleń” – podkreśliła.
„Nie zgadzam się z twierdzeniem, że ograniczamy prawo do manifestacji. Każdy może protestować, o ile odbywa się to zgodnie z obowiązującymi zasadami. Zezwolenie dotyczy Steenplein – wcześniej obowiązywało również Suikerrui, ale tam niektóre ustalenia zostały złamane” – wyjaśniła.
Burmistrz dodała, że część protestujących mogła nie wiedzieć o obowiązującym zakazie demonstracji na Suikerrui. „Organizatorzy wzywali do zgromadzenia się właśnie tam, mimo że doskonale wiedzieli, iż nie mają na to pozwolenia” – stwierdziła.
Dlaczego zakaz demonstracji na Suikerrui?
Według burmistrz, decyzja o przeniesieniu protestów na Steenplein zapadła kilka tygodni temu w porozumieniu z organizatorami. „Dwa wcześniejsze protesty na Steenplein przebiegły spokojnie, ale teraz nagle chciano wrócić na Suikerrui. W międzyczasie doszło do zmiany kierownictwa w organizacji i współpraca stała się trudniejsza” – wyjaśniła Van Doesburg.
Jak podkreśla, Suikerrui jest zbyt wąska i zbyt ruchliwa, aby mogła pomieścić tak dużą liczbę uczestników. „Musimy zapewnić dostęp dla służb ratunkowych – to okolica pełna restauracji i ruchu pieszych. Dochodzi tam też do nadużyć, jak fajerwerki czy bomby dymne” – wymienia.
„Organizatorzy chcieliby manifestować na Grote Markt, ale to niemożliwe – od dziesięcioleci jest to strefa neutralna. Suikerrui byłoby możliwe, gdyby przestrzegano zasad. Nie mogę iść na kompromis w kwestiach bezpieczeństwa” – zaznaczyła stanowczo.
Niejednoznaczne orzeczenie Rady Stanu
Gdy organizatorzy zaskarżyli zakaz do Rady Stanu, ta wydała orzeczenie pośrednie. Uznała, że skarżący nie wykazali wystarczającej pilności, by uchylić zakaz, ale jednocześnie wskazała, że uzasadnienie miasta było „zbyt ogólne”.
„To rozstrzygnięcie dotyczyło wyłącznie kwestii pilności. Nie zapadło jeszcze orzeczenie co do meritum sprawy” – wyjaśniła burmistrz.
Dialog wciąż możliwy, ale pod pewnymi warunkami
Van Doesburg zapewniła, że pozostaje otwarta na dialog z organizatorami. „Analizujemy sytuację tydzień po tygodniu. Policja również intensywnie prowadzi rozmowy. Jednak jeśli słyszymy oskarżenia, że to policja rzucała bomby dymne, by skryminalizować protestujących, trudno utrzymać racjonalną dyskusję” – stwierdziła.
Zasady obowiązują wszystkich równo
„Prawo do manifestacji jest fundamentalne i miasto je respektuje, ale nie żyjemy w próżni. Każdy może protestować, jednak zasady obowiązują wszystkich jednakowo” – podsumowała Van Doesburg, podkreślając konieczność równowagi między wolnością zgromadzeń a bezpieczeństwem publicznym.
Szerszy kontekst – napięcia wokół konfliktu bliskowschodniego
Wydarzenia w Antwerpii wpisują się w szerszy kontekst belgijskich protestów pro-palestyńskich, które od miesięcy odbywają się w różnych miastach kraju. Debata o granicach prawa do manifestacji i neutralności przestrzeni publicznej toczy się równolegle z rosnącymi emocjami społecznymi związanymi z konfliktem izraelsko-palestyńskim.
Zasada neutralności Grote Markt, na którą powołuje się burmistrz, ma w Antwerpii długą tradycję i ma chronić centrum miasta przed politycznymi konfrontacjami. Ostatnie wydarzenia pokazują jednak, jak trudno utrzymać tę równowagę w sytuacji, gdy emocje społeczne i międzynarodowe napięcia przenikają do lokalnej rzeczywistości.