Od początku 2025 roku belgijskie lotniska wielokrotnie ograniczały lub całkowicie wstrzymywały swoją działalność z powodu akcji protestacyjnych i strajków ogólnokrajowych. Zjawisko, które jeszcze kilka lat temu należało do rzadkości, stało się w tym roku niemal codziennością – tylko w Brukseli od stycznia zakłócenia dotknęły 250 tysięcy pasażerów. Sytuacja ta rodzi pytania o skuteczność zarządzania kryzysowego na lotniskach, odpowiedzialność przewoźników oraz realną ochronę pasażerów w ramach europejskiego systemu odszkodowań.
Zamknięcia lotnisk z przyczyn niezwiązanych z infrastrukturą były wcześniej wyjątkowe. Lotnisko w Zaventem wstrzymywało działalność jedynie w sytuacjach nadzwyczajnych – jak przerwa w dostawie prądu w systemie kontroli ruchu lotniczego Skeyes w 2016 roku czy po zamachach terrorystycznych z marca 2016 r. Podobnie wyglądało to w Charleroi. Dzisiejsza częstotliwość zakłóceń wynikających ze strajków i manifestacji narodowych stanowi więc wyraźną zmianę w funkcjonowaniu portów lotniczych w Belgii.
Skala problemu i charakter zamknięć
We wtorek 14 października, podczas ostatniej w tym roku manifestacji ogólnokrajowej, lotnisko w Charleroi poinformowało o całkowitym zamknięciu stanowisk odprawy i usług pasażerskich. W Brukseli odwołano wszystkie odloty, a Brussels Airlines – największy przewoźnik korzystający z tego portu – anulował niemal wszystkie swoje rejsy. Tysiące pasażerów musiało zmieniać plany podróży, a osoby przebywające za granicą wymagały zapewnienia zakwaterowania i opieki ze strony przewoźników.
Philippe Touwaide, federalny rzecznik ds. lotnictwa, przeprowadził analizę operacji lotniczych z tego dnia. Odnotowano 139 startów i 158 lądowań – łącznie 297 operacji, co stanowiło 57 procent normalnego ruchu w porównaniu z poprzednim wtorkiem. Wśród nich znalazły się loty cargo i techniczne. Wszystkie główne służby – policja, kontrola ruchu lotniczego, straż pożarna i obsługa naziemna – działały prawidłowo. Jedynym wyjątkiem była firma ochroniarska G4S, odpowiedzialna za kontrole bezpieczeństwa pasażerów.
Mechanizm podejmowania decyzji o ograniczeniach
Przedstawiciele lotniska w Brukseli tłumaczą sposób postępowania w przypadku zapowiadanych akcji protestacyjnych: „Gdy tylko ogłoszony zostaje strajk, analizujemy z naszymi partnerami – firmami ochroniarskimi i obsługi naziemnej – ich możliwości kadrowe i przewidywaną obecność pracowników. Na tej podstawie, w porozumieniu z liniami lotniczymi, decydujemy, jaki procent lotów musi zostać odwołany.”
Podczas styczniowej akcji protestacyjnej ok. 50 procent personelu zewnętrznych firm mogło stawić się do pracy. Wspólnie z przewoźnikami postanowiono wówczas anulować 40 procent lotów, by zachować bezpieczeństwo operacji. Natomiast 14 października, z powodu braku gwarancji odpowiedniej liczby pracowników, odwołano wszystkie loty pasażerskie na odlot. W lutym sytuacja była jeszcze poważniejsza – niemal całkowicie wstrzymano ruch lotniczy, ponieważ w strajku uczestniczyli także kontrolerzy ruchu lotniczego. Z kolei 25 czerwca i 31 marca lotniska formalnie nie zostały zamknięte, ale z powodu ogólnokrajowych protestów i tak żaden lot pasażerski na odlot nie mógł się odbyć.
Konsekwencje dla pasażerów i brak odszkodowań
Od początku roku już sześć akcji protestacyjnych sparaliżowało lotnisko w Brukseli. Choć strajki te były wymierzone w politykę rządu federalnego, ich skutki najbardziej odczuli pasażerowie i przewoźnicy. Szacuje się, że 250 tysięcy osób doświadczyło zakłóceń w podróży.
Najbardziej frustrującym aspektem jest brak prawa do odszkodowania. Zgodnie z europejskim rozporządzeniem EU261, strajki są uznawane za „okoliczności nadzwyczajne” – siłę wyższą, za którą linie lotnicze nie odpowiadają. Wyjątkiem są tylko sytuacje, gdy protestuje własny personel przewoźnika. W Belgii strajkują jednak głównie pracownicy firm zewnętrznych lub uczestnicy ogólnokrajowych demonstracji niezwiązanych z branżą lotniczą, co pozbawia pasażerów prawa do rekompensaty finansowej.
Strategia zapobiegania chaosowi czy coś więcej?
Władze lotnisk w Brukseli i Charleroi utrzymują, że wcześniejsze ogłaszanie zamknięć ma na celu uniknięcie chaosu w dniu strajku. Dzięki temu linie lotnicze mogą z wyprzedzeniem poinformować pasażerów i zaplanować zmiany w rezerwacjach. W praktyce jednak budzi to wątpliwości. Przykładowo, mimo że lotnisko w Charleroi ogłosiło zamknięcie 14 października już 3 października, Ryanair powiadomił pasażerów dopiero tydzień później, ograniczając im czas na znalezienie alternatywnego połączenia.
Takie opóźnienie komunikacji może mieć wymiar finansowy – wielu pasażerów rezerwuje wówczas z własnej inicjatywy nowy lot, często po znacznie wyższej cenie, aby uniknąć utknięcia za granicą. Dopiero później mogą ubiegać się o zwrot kosztów odwołanego lotu od przewoźnika, co dla wielu kończy się stratą czasu i pieniędzy.
Kto na tym zyskuje?
Trudno wskazać kogokolwiek, kto realnie korzysta na częstych strajkach. Lotniska ponoszą straty finansowe i wizerunkowe, linie lotnicze – koszty logistyczne i organizacyjne, a pasażerowie – stres i stracony czas. Strajkujący pracownicy realizują swoje prawo do protestu, lecz skutki ich działań uderzają w całą branżę i podróżnych.
Dla polskiej społeczności w Belgii, często latającej do kraju, rosnąca nieprzewidywalność pracy lotnisk oznacza realne utrudnienia w planowaniu podróży rodzinnych i zawodowych. Warto pamiętać, że europejskie przepisy nie gwarantują odszkodowania w przypadku strajków ogólnokrajowych – nawet gdy zakłócenia uniemożliwiają powrót do domu.
Jak zauważa autor analizy, obecna sytuacja stanowi paradoks: nikt nie zyskuje, wszyscy tracą, a mimo to mechanizm powtarza się. Belgia – kraj znany z częstych protestów – wkracza w etap, w którym regularne paraliże infrastruktury lotniczej stają się nową normalnością.