Bruksela wciąż liczy na dialog z Waszyngtonem, lecz równocześnie przygotowuje dwufazową strategię odwetową. Pierwszy etap to konkretna lista produktów objętych cłami, drugi zapowiada się jako znacznie bardziej złożony. Ursula von der Leyen i Komisja Europejska opracowały plan odpowiedzi na amerykańskie restrykcje handlowe.
Czy to pokaz siły, czy może ostrożna odpowiedź? Wobec wstrząsu wywołanego nowymi amerykańskimi cłami – określanymi przez Donalda Trumpa dość ryzykownie jako „wzajemne” – które weszły w życie dziś (środa, 9 kwietnia) o godzinie 6 rano, Unia Europejska obrała własną drogę działania. W przeciwieństwie do Chin, które natychmiast zademonstrowały siłę, nakładając dodatkowe 34-procentowe cła na amerykańskie towary (co skutkowało odwetem Trumpa podnoszącym stawki do zawrotnych 104%), Europa postawiła na bardziej analityczne podejście. Przygotowuje „strategiczną” odpowiedź, jednocześnie zostawiając przestrzeń do ewentualnych negocjacji.
Ostrożność nie oznacza jednak braku reakcji. Kontratak przygotowywany przez Komisję Europejską nabiera już konkretnych kształtów i będzie realizowany dwuetapowo. Pierwsza faza stanowi bezpośrednią odpowiedź na marcową podwyżkę ceł na stal i aluminium o 25%. Po intensywnych konsultacjach z państwami członkowskimi i różnymi grupami interesu, unijni urzędnicy opracowali listę amerykańskich produktów, które miałyby zostać objęte stawkami celnymi wahającymi się od 10 do 25% przy wjeździe na terytorium europejskie. Ta lista zostanie poddana pod głosowanie państw członkowskich jeszcze dzisiaj.
Według informacji podanych przez agencję AFP oraz dzienniki Politico i Financial Times, wśród celowanych towarów znalazły się produkty rolne takie jak soja, drób, ryż, migdały, wybrane owoce, sok pomarańczowy i wyroby tytoniowe, a także drewno, motocykle, artykuły z tworzyw sztucznych, kosmetyki, określone rodzaje odzieży oraz sprzęt elektryczny. Co ciekawe, na liście brakuje alkoholi wysokoprocentowych, w tym bourbonu, które mają zostać oszczędzone. To znaczące zwycięstwo krajów z silnym sektorem alkoholowym, jak Francja, Włochy czy Irlandia, które naciskały na wyłączenie amerykańskiej whisky i bourbonu po tym, jak prezydent USA zagroził nałożeniem 200-procentowych ceł na europejskie wina i alkohole.
„Nasze nowe cła odwetowe wejdą w życie już w przyszłym tygodniu, jeśli państwa członkowskie udzielą nam zielonego światła podczas środowego głosowania” – poinformował rzecznik Komisji Europejskiej. Z informacji opublikowanych przez Politico wynika, że wartość amerykańskich produktów objętych planowanymi cłami to około 22,1 miliarda euro (w oparciu o dane importowe z 2024 roku). To nieco mniej niż wcześniej wspominane 26 miliardów, które stanowiłyby odpowiedź „euro za euro” na amerykańskie działania.
Druga faza – wszystkie opcje w grze
Pierwszy etap kontrakcji wyraźnie czerpie inspiracje z działań, jakie Unia Europejska podjęła podczas pierwszej kadencji Trumpa, gdy ten opodatkował import stali i aluminium. Druga faza odpowiedzi wydaje się jednak znacznie trudniejsza do skoordynowania. Dotyczy ona reakcji na 25-procentowe cła nałożone na samochody (obowiązujące od 2 kwietnia) oraz 20-procentowe taryfy wymierzone w europejski import, które weszły w życie dzisiejszego poranka o godzinie 6.
„Chcemy uniknąć ceł” – powtarza nieustannie Komisja. „Nie sprowokowaliśmy tej sytuacji i dążymy do jej rozwiązania bez eskalacji”. Problem w tym, że do tanga trzeba dwojga, a strona amerykańska nie wydaje się skłonna dołączyć do Europejczyków na parkiecie negocjacyjnym. Unijna odpowiedź konstruowana jest więc z myślą o priorytetowym zminimalizowaniu szkód dla własnej gospodarki.
„Wszystkie opcje pozostają na stole” – zapewnia Komisja. Europejski arsenał środków obejmuje rozmaite narzędzia – od nowych, ukierunkowanych restrykcji taryfowych, które mogłyby objąć amerykańskie usługi (zwłaszcza cyfrowe i finansowe), po wykorzystanie potężnego instrumentu antyprzymusu, określanego mianem europejskiej „bazooki” handlowej. To narzędzie, którego dotąd nigdy nie użyto, ma potencjalnie bardzo duży zasięg oddziaływania.
Komisja stoi przed wyzwaniem znalezienia równowagi między stanowiskami poszczególnych państw członkowskich, które choć rozumieją konieczność podejmowania trudnych decyzji, często hamują gdy zagrożone są ich narodowe interesy. Według rzecznika Komisji, europejska egzekutywa powinna przedstawić „mapę drogową na początku przyszłego tygodnia”. Następnie państwa członkowskie oraz przedstawiciele dotkniętych sektorów gospodarki zostaną włączeni w proces konsultacji, by doprecyzować szczegóły odpowiedzi, która ostatecznie będzie musiała zostać zatwierdzona przez wszystkie 27 krajów Unii.
Obecnie stanowiska przywódców państw członkowskich różnią się co do preferowanej metody działania. Podczas gdy Francja i Niemcy naciskają na zdecydowaną i twardą odpowiedź, Włochy zachowują większą powściągliwość, wciąż licząc na możliwość odegrania roli mediatora w Waszyngtonie. Włoska premier ma odwiedzić Donalda Trumpa 17 kwietnia, z wyraźnym zamiarem przedyskutowania problemu ceł podczas tego spotkania.
Pogodzenie różnych punktów widzenia i wrażliwości będzie zadaniem spoczywającym na barkach Komisji, która jednocześnie czeka na jakikolwiek sygnał dobrej woli ze strony Stanów Zjednoczonych. Ten może jednak długo nie nadejść, ponieważ administracja amerykańska nie wydaje się obecnie zainteresowana podjęciem rzeczywistych negocjacji.