Spór między rządem a związkami zawodowymi nabiera tempa. Czy władza pozostanie nieugięta wobec presji ulicznych protestów?
W czwartek, 13 lutego, na ulice Brukseli wyszło od 60 000 do 100 000 demonstrantów, aby sprzeciwić się reformom wprowadzanym przez nowy rząd federalny. Główne punkty zapalne to ograniczenie w czasie zasiłków dla bezrobotnych, zmiany w systemie emerytalnym, przyszłość tzw. koperty dobrobytu oraz cięcia w usługach publicznych.
Czy rząd zmieni stanowisko?
Celem tej mobilizacji było skłonienie rządu do złagodzenia przyjętych decyzji. Jednak przewodniczący MR, Georges-Louis Bouchez, nie pozostawia wątpliwości: „Trzeba być poważnym. MR uzyskało prawie 720 000 głosów, a tu mówimy o 60 000 protestujących według policji. W Belgii mamy aż 48 000 funkcji związkowych – to ogromna liczba. Jeśli za każdym razem, gdy ktoś wychodzi na ulicę, zmienialibyśmy kurs, to nie bylibyśmy wiarygodnymi politykami” – stwierdził stanowczo.
Jego zdaniem reformy są konieczne i nie można z nich rezygnować. „Musimy przeprowadzić te zmiany dla przyszłych pokoleń. Jeśli chcemy, by nasze dzieci miały poziom życia porównywalny z naszym, musimy działać. Kierunek został wyznaczony i nie powinien się zmieniać, bo jest to niezbędne dla przyszłości naszego kraju” – podkreślił Bouchez.
Nieustępliwość rządu wobec protestów
Rząd wydaje się zdecydowany trzymać się obranej ścieżki reform, mimo rosnącego sprzeciwu społecznego. Związki zawodowe jednak również nie zamierzają się wycofać.
Była to pierwsza tak duża demonstracja od momentu objęcia władzy przez nowy rząd i zgromadziła przedstawicieli różnych sektorów – nauczycieli, kolejarzy, pracowników administracji publicznej. Wszyscy oni sprzeciwiają się polityce oszczędnościowej i domagają się bardziej sprawiedliwej i społecznie odpowiedzialnej strategii.
Konfrontacja między rządem a związkami zawodowymi dopiero się rozpoczyna. Pytanie pozostaje otwarte – czy rząd zdoła utrzymać swój kurs, czy też protesty wymuszą na nim ustępstwa?