Sprawiedliwość działa powoli, a w tym przypadku ta opieszałość okazała się korzystna dla kierowcy. Mężczyzna, który w kwietniu 2022 roku został przyłapany na jeździe 106 km/h w strefie ograniczenia do 50 km/h, ostatecznie uniknie zarówno mandatu, jak i utraty prawa jazdy. Powodem jest długi czas, jaki upłynął od wykroczenia do rozprawy.
Dwa lata opóźnienia i tylko symboliczna kara
Sprawa dotyczyła 30-letniego Valentina, który 25 kwietnia 2022 roku został sfotografowany przez fotoradar na ulicy Louis Goblet w Baudour (Saint-Ghislain). Radar zmierzył jego prędkość na poziomie 106 km/h, co po uwzględnieniu marginesu błędu zostało skorygowane do 99 km/h – czyli niemal dwukrotnie więcej niż dozwolony limit w terenie zabudowanym.
Valentin przyznał się do winy, zaznaczając w formularzu przesłanym przez policję, że akceptuje ewentualną karę. Po tym jednak przez długi czas nie otrzymał żadnych informacji. Dopiero w styczniu 2024 roku, czyli prawie dwa lata po zdarzeniu, został wezwany do sądu. Pierwszy wyrok zapadł w sądzie drogowym w Mons – mężczyzna został skazany na 560 euro grzywny oraz miesięczny zakaz prowadzenia pojazdów.
Valentin odwołał się od tej decyzji, a sprawę ponownie rozpatrywał sąd wyższej instancji. Tym razem wyrok był zupełnie inny. Sąd apelacyjny uznał, że w tak prostej sprawie dwuletnie opóźnienie jest nie do przyjęcia i przekracza rozsądne ramy czasowe nałożenia kary. W efekcie uchylono poprzedni wyrok, a kierowca został jedynie uznany za winnego bez nałożenia na niego żadnych sankcji finansowych ani ograniczeń w prawie jazdy. Jedyne, co musi zapłacić, to 85,66 euro kosztów sądowych.
„Nie przychodzi się do sądu z odgrzewaną sprawą”
Zdaniem obrońcy oskarżonego, adwokata Christophe’a Redko, decyzja sądu jasno pokazuje, że w sprawach tak prostych nie powinno dochodzić do długotrwałych opóźnień. – Nie można ciągać ludzi do sądu dwa lata po fakcie, zwłaszcza jeśli sprawa jest prosta i nie budzi wątpliwości – podkreślił prawnik.
Choć kierowca jechał w obszarze zabudowanym niemal dwukrotnie szybciej, niż pozwalały przepisy, sąd uznał, że sam fakt tak długiego oczekiwania na rozprawę jest wystarczającym powodem do rezygnacji z dalszych sankcji. Tym samym mężczyzna uniknął poważniejszych konsekwencji, co może budzić kontrowersje w kontekście bezpieczeństwa na drogach i egzekwowania przepisów.