Wystąpienie najwyższego rangą oficera francuskich sił zbrojnych, generała Fabiana Mandona, podczas Kongresu Burmistrzów Francji wywołało ostrą krytykę ze strony wielu środowisk politycznych. Generał stwierdził, że Francja musi być gotowa „zaakceptować utratę swoich dzieci” w obliczu rosnącego zagrożenia ze strony Rosji. Tak dramatyczne sformułowanie natychmiast stało się przedmiotem szerokiej debaty publicznej.
W swoim przemówieniu generał Mandon bezpośrednio odwołał się do ryzyka konfliktu zbrojnego i jego konsekwencji dla społeczeństwa. „Mamy całą wiedzę i siłę gospodarczą oraz demograficzną, aby odstraszyć reżim moskiewski. To, czego nam brakuje – i tu macie kluczową rolę do odegrania – to siła ducha, aby zaakceptować konieczność poświęceń dla ochrony tego, kim jesteśmy” – mówił do przedstawicieli samorządów.
Apel o akceptację strat ludzkich i ekonomicznych
Generał poszedł dalej, wskazując wprost na potencjalne straty ludzkie. „Jeśli nasz kraj się załamie, ponieważ nie jest gotowy zaakceptować utraty swoich dzieci – trzeba nazywać rzeczy po imieniu – oraz ponieść koszty ekonomiczne związane z priorytetem produkcji obronnej, to znajdujemy się w niebezpieczeństwie”. Szef Sztabu Generalnego zaapelował jednocześnie do władz lokalnych o podjęcie publicznej dyskusji na temat przygotowań obronnych. „Musicie o tym rozmawiać w waszych gminach” – zakończył.
Lewica: generał przekroczył swoje kompetencje
Lider Francji Nieujarzmionej Jean-Luc Mélenchon skrytykował wystąpienie, podkreślając, że wojskowy nie ma prawa zapraszać samorządów do „przygotowań wojennych”, o których politycy jeszcze nie zdecydowali. „To nie jego rola” – napisał na platformie X były kandydat na prezydenta.
Partia Mélenchona wydała także oświadczenie, w którym stwierdziła, że takie wypowiedzi „absolutnie nie należą do funkcji” szefa Sztabu Generalnego. Deputowani przypomnieli, że generał odwołał się do scenariuszy konfliktu z Rosją przedstawianych już wcześniej publicznie, a w ich ocenie nie powinien formułować takich komunikatów.
Komuniści: historia już nauczyła Francję ceny wojny
Szef Partii Komunistycznej Fabien Roussel również ostro zareagował. „To NIE! 51 000 pomników poległych w naszych gminach nie wystarczy? Tak dla obrony narodowej, ale nie dla nieznośnych przemówień nawołujących do wojny!” – napisał.
Roussel odwołał się do pamięci o ofiarach wojen XX wieku, przypominając, że niemal każda francuska gmina posiada pomnik upamiętniający poległych. Jego zdaniem słowa generała są nieodpowiedzialne i naruszają wrażliwą część zbiorowej pamięci.
Skrajna prawica również krytykuje generała
Zastrzeżenia wobec słów Mandona pojawiły się także po stronie skrajnej prawicy. Wiceprzewodniczący Zjednoczenia Narodowego Sébastien Chenu ocenił, że generał nie ma „legitymacji” do wygłaszania takich komunikatów i popełnił „błąd”.
Polityk zasugerował nawet, że za wypowiedzią Mandona może stać prezydent. „Albo prezydent Republiki go o to poprosił – a wtedy sprawa jest jeszcze poważniejsza” – powiedział w rozmowie z LCI.
Kontekst strategiczny i debata o gotowości obronnej
Słowa Mandona wpisują się w szerszą debatę o gotowości Francji i Europy na rosnące zagrożenia militarne. Wysocy rangą oficerowie już wcześniej publicznie ostrzegali, że Francja powinna liczyć się z możliwością konfrontacji z Rosją w ciągu czterech do pięciu lat.
Ta zmiana tonu jest znacząca: francuscy wojskowi tradycyjnie unikali tak bezpośrednich wypowiedzi dotyczących potencjalnych konfliktów. Wzbudza to pytania o granice, w jakich dowódcy mogą publicznie wypowiadać się na tematy wykraczające poza ściśle wojskowe ramy.
We Francji obowiązuje zasada pełnego podporządkowania armii władzom cywilnym. Generałowie mają prawo przedstawiać analizy zagrożeń, ale decyzje o ewentualnych konfliktach należą wyłącznie do polityków.
Pytania o rolę wojskowych w debacie publicznej
Kontrowersja wokół słów Mandona uwypukla pytanie o to, w jakim stopniu najwyżsi rangą oficerowie mogą wpływać na nastroje społeczne. Z jednej strony mają obowiązek ostrzegać przed zagrożeniami, z drugiej – dramatyczne obrazy „utraty dzieci” mogą być odbierane jako przekroczenie granicy dopuszczalnej dla wojska w demokracji.
Spór ten ujawnia też głębsze podziały w społeczeństwie francuskim dotyczące relacji z Rosją, polityki zagranicznej i przyszłości bezpieczeństwa europejskiego. Fakt, że generała krytykują zarówno lewica, jak i prawica, pokazuje, jak bardzo jego słowa dotknęły ponadpartyjnej, wrażliwej kwestii: kto i w jaki sposób może przygotowywać kraj na perspektywę konfliktu zbrojnego.