Dziś federalny minister zdrowia Frank Vandenbroucke (Vooruit) przedstawi projekt budżetu na 2026 r. dla belgijskiego systemu opieki zdrowotnej. W centrum uwagi znajduje się szczególnie kontrowersyjna kwestia – możliwe podwyższenie kwoty, jaką pacjenci będą musieli dopłacać z własnej kieszeni za wizytę u lekarza. Co ciekawe, pomysł ten wyszedł od samych lekarzy i już teraz wywołuje gorące spory między uczestnikami negocjacji budżetowych.
Przedstawiciele sektora zdrowia zgodnie przyznają, że budżet na 2026 r. jest najtrudniejszym do skonstruowania od co najmniej dekady, a może nawet od dwudziestu lat. W poniedziałek część z nich spotka się w Radzie Generalnej Inami/RIZIV (federalny instytut ubezpieczeń zdrowotnych), by zatwierdzić lub odrzucić porozumienie w sprawie tego wyjątkowo delikatnego dokumentu. Sytuacja przypomina wydarzenia sprzed piętnastu lat, gdy propozycja budżetu przedstawiona przez towarzystwa ubezpieczeniowe nie uzyskała aprobaty i ostateczną decyzję musiał podjąć minister.
Spór o skalę oszczędności
Już na etapie wstępnych kalkulacji między stronami nie ma zgody. Latem tego roku gabinet ministra Vandenbroucke’a szacował konieczne oszczędności na 907 milionów euro. Według nowszych danych technicznych kwotę tę obniżono do 862 milionów euro, jednak towarzystwa ubezpieczeniowe twierdzą, że sytuacja się pogorszyła i realne cięcia powinny sięgnąć około miliarda euro.
Całkowity budżet na opiekę zdrowotną w 2026 r. przekracza 41 miliardów euro, uwzględniając indeksację oraz normę wzrostu ustaloną przez rząd Arizona na poziomie 2 proc. na lata 2026–2027. To mniej niż 2,5 proc. rekomendowane przez Federalne Biuro Planowania, które uwzględnia wzrost liczby ludności i jej starzenie się. Dodatkowe obliczenia wykonane przez towarzystwa ubezpieczeniowe sugerują, że faktyczny wzrost może wynieść zaledwie 0,8 proc. – najniżej od dekady, co jeszcze bardziej komplikuje negocjacje.
Podział ciężaru cięć
W lipcu minister Vandenbroucke przesłał do Komitetu Ubezpieczeń Inami tzw. „list misyjny”, w którym wskazał obszary, w jakich należy szukać oszczędności. Dokument ten został jednak chłodno przyjęty – uczestnicy uznali go za próbę ograniczenia swobody negocjacji, a niektórzy zakwestionowali nawet jego legalność, argumentując, że nie został zatwierdzony ustawowo.
Według ostatnich szacunków gabinetu ministra oszczędności mają się rozkładać następująco: 400 milionów euro dla sektora farmaceutycznego, 212 milionów dla lekarzy (150 milionów plus 62 miliony z tytułu zakończenia refundacji telekonsultacji), 50 milionów dla szpitali, 23 miliony w zakresie implantów, a reszta między inne sektory, w tym przychodnie i farmaceutów.
Współpłacenie pacjenta – punkt zapalny
Największe emocje budzi propozycja zwiększenia tzw. ticket modérateur, czyli udziału pacjenta w kosztach wizyty. Pomysł wyszedł od związku zawodowego lekarzy Absym, który powołuje się na rekomendację Centrum Ekspertyz w Opiece Zdrowotnej (KCE). Lekarze przekonują, że to sposób na „uczciwe rozłożenie odpowiedzialności” – włączenie również pacjenta w wysiłek finansowy systemu.
Obecnie udział pacjenta w kosztach wizyty wynosi 4 euro. Absym proponuje podwyższenie tej kwoty o 1 euro. Lekarze podkreślają, że stawki nie były zmieniane od 2004 r. (dla lekarzy rodzinnych) i 2015 r. (dla specjalistów). Ich zdaniem czas to skorygować.
Związek medyków zaproponował też ograniczenie własnych oszczędności do 90 milionów euro z oczekiwanych 150 milionów, argumentując, że żądania ministra są niewspółmierne w porównaniu z innymi sektorami. Propozycja ta spotkała się jednak z ostrym sprzeciwem towarzystw ubezpieczeniowych, które widzą w niej przerzucanie ciężaru kosztów na pacjentów.
Minister Vandenbroucke mógłby jednak przyjąć tę propozycję w zmodyfikowanej formie: około 2 miliony mieszkańców Belgii objętych statusem zwiększonej interwencji (BIM – bénéficiaires d’intervention majorée) zostałoby z niej zwolnionych. Dodatkowo, zaoszczędzone środki miałyby zostać przeznaczone na inwestycje dla pacjentów, a nie na rekompensaty dla lekarzy – co z kolei może wywołać sprzeciw środowiska medycznego.
Leki też będą droższe?
Największe cięcia mają dotyczyć sektora farmaceutycznego – aż 400 milionów euro. Minister zapowiedział, że w 2026 r. udział wydatków na leki w całkowitym budżecie zdrowia nie może przekroczyć 17,3 proc., podczas gdy obecnie wynosi 19 proc. Branża ostrzega, że może to doprowadzić do wycofania niektórych innowacyjnych terapii z belgijskiego rynku.
Pacjenci również odczują skutki – współpłacenie za leki, które obecnie kosztują mniej niż 1 euro (dla beneficjentów BIM) i 2 euro (dla pozostałych), ma wzrosnąć odpowiednio o 1 i 2 euro, co oznacza, że niektóre preparaty przestaną być darmowe. Minister wskazał też, że refundacja niektórych leków – m.in. przeciwkwasowych i statyn – zostanie ograniczona. Osoby, które będą chciały je kupić bez uzasadnienia medycznego, zapłacą pełną cenę, nawet dwukrotnie wyższą niż obecnie.
Szpitale na granicy wytrzymałości
Wymóg zaoszczędzenia 50 milionów euro przez szpitale spotkał się z silnym sprzeciwem. Wiele placówek już teraz znajduje się w trudnej sytuacji finansowej, a dodatkowe ograniczenia – dotyczące refundacji leków w aptekach szpitalnych oraz redukcji liczby badań i honorariów – mogą obciążyć je kwotą nawet 250 milionów euro. Propozycję obniżenia tego wpływu do 200 milionów federacje szpitalne odrzuciły, ostrzegając, że realizacja wymagałaby zwolnień personelu.
Kluczowe poniedziałkowe posiedzenie
Poniedziałkowe obrady Rady Generalnej Inami będą kluczowe dla przyszłości belgijskiej opieki zdrowotnej. Jeśli kompromis nie zostanie osiągnięty, minister Vandenbroucke może być zmuszony do samodzielnego narzucenia rozwiązań. Bez względu na wynik, mieszkańcy Belgii muszą liczyć się z tym, że już w przyszłym roku wizyty u lekarza i część leków mogą stać się droższe.