We wtorek parlamenty regionalne w Belgii podjęły dyskusję nad sytuacją w Strefie Gazy. Zarówno walońskie, jak i flamandzkie władze wykonawcze jednoznacznie przekierowały jednak odpowiedzialność za działania w tej sprawie na szczebel federalny, wskazując na brak kompetencji i instrumentów wpływu na konflikt bliskowschodni.
Minister-prezydent (czyli „premier”) Walonii Adrien Dolimont z Ruchu Reformatorskiego wprost przyznał, że jego region nie posiada mechanizmów rozwiązania konfliktu ani nie ma takich ambicji. Podkreślił, że kwestie międzynarodowe pozostają w gestii władz federalnych. Podobne stanowisko zaprezentował flamandzki minister-prezydent Matthias Diependaele z N-VA, który przypomniał o działaniach podejmowanych przez rząd federalny oraz o trwających debatach europejskich, wyrażając poparcie dla linii politycznej gabinetu De Wevera.
Walońska debata nad kompetencjami regionalnymi
Specjalną komisję w parlamencie walońskim zwołała Partia Pracy Belgii. Jej przedstawiciel Julien Liradelfo określił sytuację w Gazie mianem „ludobójstwa” i skrytykował bierność społeczności międzynarodowej, podkreślając brak sankcji wobec Izraela po niemal dwóch latach trwania konfliktu. Szczególnie ostro odniósł się do kwestii tranzytu uzbrojenia, oskarżając rząd o tolerowanie przepływu broni przez Belgię pomimo deklaracji potępienia.
Minister-prezydent Dolimont przypomniał, że dekret poprzedniego rządu zakazujący tranzytu broni został unieważniony przez Radę Stanu, co uniemożliwia regionowi wprowadzanie ogólnych zakazów. Wyjaśnił, że decyzje mogą być podejmowane jedynie indywidualnie w każdym przypadku. Dodał, że zlecono analizę prawną kompetencji regionu, która potwierdziła te ograniczenia. Zapowiedział też działania humanitarne, przyznając jednocześnie, że jego możliwości są bardzo ograniczone.
Opozycja uznała te wyjaśnienia za niewystarczające. Partia Socjalistyczna, reprezentowana przez Anne Lambelin, zapowiedziała złożenie wniosku o formalne uznanie Palestyny, wspieranego przez Ecolo i Partię Pracy Belgii. Lambelin oskarżyła rząd o ograniczanie się do ogólników bez realnych działań. Stéphane Hazée z Ecolo dodał, że rząd nie wykorzystał dostępnych instrumentów, wspominając o subsydiach dla przedsiębiorstw i kwestii uznania Palestyny.
Większość rządowa pozostała przy swoim stanowisku. Przedstawiciele partii Zaangażowani powoływali się na wypowiedzi federalnego ministra spraw zagranicznych Maxime’a Prévot, a Jean-Paul Wahl z MR skierował debatę ku Senatowi, wskazując, że to forum jest właściwym miejscem dla tego typu inicjatyw.
Flamandzkie kontrowersje wokół biura handlowego
W parlamencie flamandzkim największe emocje wzbudziła kwestia biura flamandzkiej agencji handlu zagranicznego FIT w Tel Awiwie. Partie opozycyjne, a także Vooruit i CD&V z koalicji rządzącej, domagały się jego zamknięcia. Minister-prezydent Diependaele zajął jednak bardziej ostrożne stanowisko, zapowiadając „nadchodzącą debatę” w tej sprawie i konieczność „oceny sytuacji”. Wskazał przy tym na wysiłki regionu w zakresie wsparcia organizacji humanitarnych walczących z głodem, w tym w Gazie.
Do najbardziej napiętej sytuacji doszło podczas wymiany zdań między deputowaną Groen Nadią Naji a Karolien Grosemans z N-VA. Ekologistka cytowała słowa palestyńskiego dziennikarza Anasa al-Sharifa, który zginął niedawno w Gazie. Grosemans zareagowała gwałtownie, twierdząc, że w parlamencie cytuje się „Hamas”, myląc imię dziennikarza z nazwą organizacji. Naji z oburzeniem sprostowała, pytając: „Jak pani śmie? Imię tego człowieka zna cały świat, a pani pomyliła je z Hamasem. Powinna się pani wstydzić”.
Ta scena pokazała, jak bardzo napięte i spolaryzowane są debaty o konflikcie bliskowschodnim w belgijskich instytucjach, gdzie kwestie kompetencyjne mieszają się z ostrymi podziałami ideologicznymi, a dramat humanitarny często staje się tłem dla politycznych sporów.