Czterej funkcjonariusze policji, którzy w 2019 roku oddali śmiertelne strzały do 35-letniego Pietera Aertsa, zostaną postawieni przed sądem karnym. Taką decyzję podjął sąd śledczy. Rodzina zmarłego od lat walczyła o wyjaśnienie okoliczności jego śmierci i uważa, że Pieter nie stanowił zagrożenia.
Interwencja zakończona śmiertelnymi strzałami
Do tragicznego zdarzenia doszło 9 lipca 2019 roku w Antwerpii. Rodzice Pietera, Nic Bauweraerts i René Aerts, wezwali policję do jego mieszkania, ponieważ od kilku dni nie mogli się z nim skontaktować. Pieter od lat był pod opieką specjalistów zajmujących się zdrowiem psychicznym.
Gdy policjanci przybyli na miejsce, Pieter nie otworzył drzwi. Dopiero na prośbę funkcjonariuszy do akcji wkroczył dozorca budynku, który otworzył mieszkanie. Według policjantów mężczyzna miał wówczas trzymać nóż i dwukrotnie zamachnąć się na dozorcy. W odpowiedzi funkcjonariusze oddali kilka strzałów, które okazały się śmiertelne.
Kontrowersje wokół śledztwa
Rodzice Pietera od początku kwestionowali przebieg interwencji i sposób prowadzenia śledztwa. Według nich Komitet P, czyli organ nadzorujący działania policji w Belgii, nie przeprowadził dochodzenia w sposób rzetelny. Wiele istotnych dowodów zostało przeanalizowanych dopiero po interwencji rodziny i ich prawników.
Z niezależnej ekspertyzy, którą zleciła rodzina, wynika, że policjanci oddali osiem strzałów, a nie cztery, jak pierwotnie twierdzili. Co więcej, część kul została wystrzelona jeszcze przez zamknięte drzwi.
Eksperci balistyczni oraz lekarz sądowy ustalili, że co najmniej cztery pociski trafiły Pietera, gdy ten już nie żył lub był w agonii. Co istotne, podczas dwóch przeszukań mieszkania nie znaleziono żadnego noża, co podważa wersję o zagrożeniu, jakie rzekomo miał stwarzać.
Policjanci przed sądem
W środę sąd śledczy postanowił, że czterej policjanci staną przed sądem karnym. „Decyzja sądu jest jasna – Pieter nie miał noża, a więc nie było mowy o obronie koniecznej” – podkreślają jego rodzice.
Decyzja ta stoi w sprzeczności z wnioskiem prokuratury, która domagała się umorzenia sprawy. Śledczy mogą jeszcze odwołać się od decyzji, ale na razie czekają na uzasadnienie sądu.
Rodzina domaga się prawdy
Po 5,5 roku walki prawnej rodzina Pietera czuje ulgę, że sprawa trafi na wokandę. „Musimy to jeszcze przetrawić” – powiedzieli po ogłoszeniu decyzji. „Sąd potwierdził to, co powtarzamy od lat – Pieter nie miał noża i nie stanowił zagrożenia”.
Rodzice mają nadzieję, że proces pozwoli im lepiej zrozumieć, co wydarzyło się w ostatnich minutach życia ich syna. „Chcemy znać prawdę o tym, jak umarł” – podkreślają.