W ostatnich miesiącach w Anderlechcie dochodzi do coraz częstszych strzelanin. Za tymi porachunkami kryje się niepokojące zjawisko – według byłego więźnia, który zna realia świata przestępczego, mafia marsylska zakorzenia się w Brukseli, przejmując kontrolę nad handlem narkotykami i wprowadzając brutalne zasady rządzenia.
Bruksela jako nowy teren dla mafii
Według świadka, wszystko zaczęło się od wizyty jednego z członków grup przestępczych z Marsylii. „Zobaczył, że w Brukseli handel narkotykami jest intensywny, ale brak tu dominującej siły, brak wojen o terytorium. Dla mafii marsylskiej to idealna okazja” – wyjaśnia.
Gangsterzy z południa Francji szybko wysłali ludzi do Peterbos – kluczowego rejonu Anderlechtu, który uznali za strategiczny punkt dystrybucji. W przeciwieństwie do lokalnych dealerów, którzy skupiają się na zarobku, mafiosi dążą do pełnej kontroli nad rynkiem. Nie tolerują konkurencji. Każdy, kto wejdzie im w drogę, staje się celem. „Jeśli zobaczą innego dilera na swoim terenie, wysyłają młodego chłopaka, żeby go odstrzelił. Brukselscy handlarze nie mają szans w tej walce” – ostrzega świadek.
Dzieci i młodzież jako główne ofiary
Mafia stosuje dobrze znaną metodę werbowania bardzo młodych rekrutów – nastolatków z ubogich dzielnic, którzy skuszeni szybkimi pieniędzmi, wchodzą w struktury organizacji. „Najpierw każą im obserwować, potem sprzedawać, a jeśli trzeba – strzelać” – mówi świadek.
Niektórzy rekruci porzucają szkołę, inni są już w trudnej sytuacji życiowej. Dla gangsterów są łatwym łupem. „Te dzieciaki nie zdają sobie sprawy, że niszczą sobie przyszłość na zawsze” – dodaje.
Rodziny bezsilne wobec wpływu mafii
Rodzice często nie mają kontroli nad swoimi dziećmi. Świadek podkreśla, że wielu z nich nie zna nawet języka, nie mają dostępu do informacji o tym, co dzieje się na ulicach. Inni pracują od świtu do nocy, nie mając możliwości nadzorowania nastolatków. „Dla wielu chłopaków to nie rodzina, ale ulica i znajomi wyznaczają zasady” – tłumaczy.
Bruksela nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia
Na razie władze monitorują sytuację, ale skala problemu szybko rośnie. „Peterbos to dopiero początek. Rozszerzą się na kolejne dzielnice, a Bruksela nawet nie wie, co się dzieje” – ostrzega świadek.
Zjawisko, które zaczęło się jako zwykły handel narkotykami, przekształca się w strukturalne przejęcie kontroli nad miastem przez brutalne grupy przestępcze. Jeśli nic się nie zmieni, Bruksela może stać się kolejnym miastem ogarniętym falą mafijnych porachunków, jak miało to miejsce we Francji.