Zaledwie dwa miesiące po wejściu na rynek belgijski, operator telekomunikacyjny Digi zmaga się z poważnymi problemami. Rumuńska firma, która miała być konkurencyjną alternatywą dla Proximusa, Telenetu i Orange, oferując wyjątkowo niskie ceny, nagle zwolniła niemal połowę swojej kadry zarządzającej w Belgii. Dodatkowo, firma znalazła się pod lupą inspekcji pracy, a jej model działania budzi coraz więcej kontrowersji.
Błyskawiczna ekspansja i problemy w tle
Digi pojawiło się na belgijskim rynku z ambitnym celem – szybko zdobyć klientów, kusząc ich niskimi cenami. Za pięć euro miesięcznie można było uzyskać abonament komórkowy, a za dziesięć euro dostęp do internetu stacjonarnego. Wprowadzenie tych ofert spowodowało, że konkurenci zaczęli dostosowywać swoje ceny, a akcje Proximusa znacznie straciły na wartości.
Jednak dwa miesiące po debiucie firma przeżywa trudne chwile. W nocy ze środy na czwartek Digi zwolniło połowę belgijskiego zespołu kierowniczego. Przedstawiciele firmy tłumaczą to zmianą struktury zarządzania w celu maksymalnego skoncentrowania się na budowie infrastruktury i jej komercjalizacji.
Inspekcja pracy i warunki zatrudnienia
Belgijska inspekcja pracy rozpoczęła kontrolę w Digi. Urząd nie ujawnia szczegółów, ale według nieoficjalnych informacji może chodzić o naruszenia przepisów dotyczących zatrudnienia. Byli pracownicy twierdzą, że firma sprowadza robotników z Rumunii, oferując im jedynie minimalne wynagrodzenie, a premie uzależnione są od ilości wykonanej pracy. Według jednego ze świadków, pracownicy mieli otrzymywać dodatkowe pieniądze, jeśli dziennie udało im się położyć ponad 300 metrów kabla, co było trudne do osiągnięcia bez naruszenia standardów jakościowych.
Pojawiły się także doniesienia, że pracownicy nie dysponowali odpowiednimi środkami ochrony. Według informacji prasowych, robotnicy byli wysyłani na dachy bez odpowiednich zabezpieczeń, co rodziło poważne zagrożenie dla ich bezpieczeństwa.
Brak przejrzystej strategii rozwoju
Digi kontynuuje budowę swojej infrastruktury w Belgii, ale cały proces wydaje się chaotyczny. Firma nie podała, które miasta zostaną podłączone jako pierwsze, a jej własna sieć masztów komórkowych wciąż nie została uruchomiona.
Pojawiły się także zarzuty dotyczące niewystarczających standardów bezpieczeństwa danych. Według doniesień prasowych serwery przechowujące informacje Digi znajdują się w piwnicy budynku, w którym mieszkają sprowadzeni z Rumunii pracownicy.
Czy klienci mają powody do obaw
Pomimo problemów wewnętrznych, usługi Digi działają bez większych zakłóceń. Belgijski regulator rynku telekomunikacyjnego BIPT nie wykrył żadnych poważnych uchybień w działalności operatora. Organizacja konsumencka Testaankoop odnotowała wprawdzie wzrost liczby skarg na początku działalności Digi, ale później ich liczba wróciła do standardowego poziomu.
Firma zapewnia, że pozostaje w pełni zaangażowana w rozwój sieci i nie zamierza wycofywać się z rynku. Przedstawiciele Digi podkreślają, że mają doświadczenie zdobyte w innych krajach i są przekonani, że ich model biznesowy odniesie sukces również w Belgii.
Mimo ambitnych planów, Digi stoi przed wieloma wyzwaniami – od problemów z kadrą zarządzającą i warunkami zatrudnienia po kwestie związane z bezpieczeństwem infrastruktury i przyszłością rozwoju sieci. Najbliższe miesiące pokażą, czy operator rzeczywiście stanie się długoterminowym graczem na belgijskim rynku, czy też jego szybka ekspansja okaże się krótkotrwałym eksperymentem.