Pat w negocjacjach dotyczących utworzenia rządu w Brukseli trwa już prawie dziesięć miesięcy. Proces nie tylko nie posunął się naprzód, ale rozmowy w zasadzie nigdy nie ruszyły na dobre. Główną przeszkodą jest brak porozumienia co do składu przyszłej koalicji. Miasto-region stało się zakładnikiem politycznych przepychanek i partyjnych interesów, a w tle pojawiają się kwestie ogólnokrajowe, które dodatkowo komplikują sytuację.
Ostatnie dni przyniosły kolejną eskalację napięć. Partia Open VLD oficjalnie wycofała się z rozmów prowadzonych z MR, PS, Les Engagés, Groen, Vooruit i CD&V. Powodem jest nieustanne naleganie na włączenie do rządu N-VA, co od dawna stanowi również priorytet dla MR. Natomiast PS pozostaje nieugięty i sprzeciwia się jakiejkolwiek formie udziału tej partii w regionalnym rządzie.
Propozycja kompromisu i jej odrzucenie
Pomimo impasu lider MR po raz kolejny zaproponował rozwiązanie, które miałoby pogodzić rozbieżne stanowiska. Zapowiedział, że N-VA mogłaby otrzymać stanowisko komisarza rządowego. W ten sposób ugrupowanie Bart’a De Wevera miałoby wpływ na decyzje, ale bez formalnego wejścia do rządu, co teoretycznie mogłoby uspokoić PS. Jednak nawet taka formuła nie została przyjęta. Przedstawiciele socjalistów ponownie odrzucili ten pomysł, podkreślając, że nie ma miejsca na współpracę z nacjonalistami flamandzkimi.
Wobec braku porozumienia powróciła koncepcja rządu mniejszościowego. Lider MR skierował do pozostałych uczestników negocjacji prośbę o jednoznaczną odpowiedź na swoją propozycję do poniedziałku, wskazując, że jeśli i ten wariant okaże się nierealny, to Bruksela stanie przed wyborem pomiędzy rządem z mniejszością francuskojęzyczną, niderlandzkojęzyczną lub obu jednocześnie.
Wątpliwa wykonalność rządu mniejszościowego
Choć możliwość stworzenia rządu mniejszościowego powraca do dyskusji, jego skuteczność i realna szansa na funkcjonowanie budzą poważne wątpliwości. Największym problemem byłoby zdobycie poparcia dla kluczowych ustaw, zwłaszcza budżetu. Brak stabilnej większości oznacza, że w momencie głosowań powrócą partyjne podziały i wzajemne blokady.
Ponadto, zgodnie z belgijskim prawem, rząd mniejszościowy na poziomie regionu musi uzyskać aprobatę bezwzględnej większości w parlamencie, czyli 45 na 89 mandatów, a także podwójnej większości językowej. W przeciwieństwie do rządu federalnego, tutaj nie jest możliwe powołanie gabinetu poprzez tzw. abstencję konstruktywną.
Dodatkowym utrudnieniem jest artykuł 35 ustawy specjalnej, który przewiduje możliwość wyboru każdego członka rządu w głosowaniu tajnym. Dotychczas ta procedura nigdy nie została wykorzystana, ale jeśli by do tego doszło, każdy kandydat musiałby najpierw zdobyć podpisy większości swojego bloku językowego, a następnie ponownie uzyskać poparcie większości parlamentarnej.
Wszystkie te czynniki sprawiają, że scenariusz rządu mniejszościowego pozostaje niezwykle trudny do realizacji, a przyszłość polityczna Brukseli nadal stoi pod znakiem zapytania.