Stolica Belgii ponownie znalazła się w politycznym impasie po tym, jak flamandzka partia liberalna Open VLD odrzuciła propozycję trajektorii negocjacyjnej przedstawionej w poniedziałek przez Yvana Verougstraete. Liberałowie domagają się gwarancji ze strony rządu federalnego kontrolowanego przez N-VA, co w praktyce oznacza powrót do punktu wyjścia po piętnastu miesiącach bezskutecznych prób utworzenia rządu w regionie brukselskim.
Upadek mediacyjnej inicjatywy
Yvan Verougstraete z partii Les Engagés prowadził przez ostatnie dwa tygodnie mediację, która dawała nadzieję na przełamanie kryzysu. Jego plan zakładał rozpoczęcie rozmów z udziałem siedmiu ugrupowań: MR, PS, Les Engagés, Groen, Open VLD, Vooruit oraz CD&V. Wszystkie partie zaakceptowały udział w negocjacjach pod przewodnictwem formatora Davida Leisterha z MR – również Partia Socjalistyczna, która mimo początkowych wątpliwości zgodziła się na ostrożne zaangażowanie.
Jedynym wyjątkiem okazał się Frederic De Gucht, przewodniczący brukselskiej federacji Open VLD, który od dawna opowiada się za koalicją z udziałem N-VA, wykluczoną z obecnego scenariusza. De Gucht, typowany na przyszłego lidera partii po październikowych wyborach wewnętrznych, potwierdził we wtorek podczas konferencji prasowej, że nie zmienia stanowiska.
Stanowisko Open VLD i wymogi polityczne
De Gucht jednoznacznie odrzucił udział w rozmowach bez gwarancji poparcia ze strony N-VA. Według niego bez wsparcia partii premiera niemożliwe będzie zapewnienie Brukseli inwestycji na odpowiednią skalę. Choć Open VLD ma zaledwie dwa mandaty w 89-osobowym parlamencie regionalnym, lider tej formacji oskarżył Partię Socjalistyczną – mającą 16 mandatów – o blokowanie realnych rozwiązań.
Podkreślając wagę ostatnich dwóch tygodni dyskusji, De Gucht podziękował mediatorowi za wysiłek, ale zaznaczył, że „ambitne plany wymagają wsparcia federalnego”. Jak stwierdził, albo uzyska gwarancje od N-VA, albo inne ugrupowania mogą kontynuować rozmowy bez jego partii.
Reakcje polityczne i perspektywy
Dla Verougstraete decyzja Open VLD to bolesne rozczarowanie. W rozmowie z „Le Soir” nazwał sytuację „złym cyrkiem” i wskazał na paradoks – sześć partii było gotowych do współpracy, a siódma opuszcza mieszkańców stolicy.
David Leisterh, od miesięcy usiłujący powołać brukselską egzekutywę, przypomniał na platformie X, że tylko „dodatkowy impuls, kreatywność i ogromna doza nadziei” mogą uchronić miasto przed dalszą stagnacją.
Krytyka płynie także z flamandzkiej sceny politycznej. Ans Persoons (Vooruit) podkreśliła, że to paradoks, gdy ktoś od miesięcy wzywa do dialogu i porządkowania budżetu, a sam pogłębia kryzys. Benjamin Dalle (CD&V) wskazał z kolei na bezprecedensową szansę dla flamandzkiej społeczności, jaką byłby proponowany parytet językowy w przyszłym rządzie.
Implikacje systemowe i przyszłość negocjacji
Obecny impas pokazuje słabości belgijskiego systemu politycznego, w którym do stabilnych rządów w Brukseli wymagana jest podwójna większość językowa. Bez zgody socjalistów na udział N-VA i bez otwartości Open VLD na negocjacje bez tej partii, osiągnięcie większości wydaje się niemożliwe.
Polityczna stagnacja po decyzji De Guchta świadczy o wyczerpaniu tradycyjnych metod rozwiązywania sporów. Ani Leisterh, ani Verougstraete nie zapowiedzieli nowych inicjatyw. Sam De Gucht zasugerował natomiast, że jest gotów „podjąć się czegokolwiek”, jeśli inne partie zdecydują się powierzyć mu dalsze działania.
Patowa sytuacja poddaje w wątpliwość nie tylko przyszłość regionalnego rządu, ale i zdolność belgijskiego systemu politycznego do skutecznego zarządzania wielojęzycznymi społecznościami w warunkach pogłębiających się podziałów.