Cięcia budżetowe w publicznych mediach
Federacja Walonia-Bruksela (FWB) stoi przed trudnymi decyzjami finansowymi, które dotykają jej media publiczne. Nowy rząd FWB narzucił plan oszczędnościowy, zmuszając publicznego nadawcę RTBF do zrewidowania planów budżetowych. Zgodnie z przyjętym scenariuszem RTBF zredukuje wydatki o 12% do roku 2028, co oznacza oszczędności rzędu 55 mln euro względem budżetu 2025. Cięcia te mają zostać osiągnięte dzięki nowym przychodom (m.in. projekty cyfrowe, współpraca komercyjna) oraz wewnętrznym oszczędnościom i ograniczeniu kosztów personalnych, przy jednoczesnym uniknięciu zwolnień grupowych. Minister ds. mediów Jacqueline Galant podkreśla, że RTBF w 2025 r. otrzymała dotację bazową ok. 350 mln euro i poproszono ją o niespełna 12 mln euro oszczędności w tym roku – według minister nie jest to „katastrofalne” i uzgodniono je w porozumieniu z władzami RTBF. Niemniej dla nadawcy publicznego oznacza to ograniczenie oferty – już zapowiedziano racjonalizację zakupów, optymalizację procesów (cel: ~22 mln euro oszczędności) oraz cięcia w mniej priorytetowych treściach i usługach.
Podobne wyzwania dotyczą lokalnych telewizji (tzw. „médias de proximité”). Minister Galant przedstawiła plan reformy zakładający zmniejszenie liczby dotowanych lokalnych stacji z 12 do 8 do roku 2031. Oznacza to, że FWB będzie finansować maksymalnie po jednej lokalnej telewizji na prowincję (z wyjątkiem Hainaut i Liège, które z racji ludności zachowają po dwie stacje). Ta konsolidacja ma pozwolić skoncentrować ograniczone środki na mniejszej liczbie silniejszych podmiotów, co minister uzasadnia koniecznością „racjonalizacji” w obliczu napiętego budżetu. Plan zakłada także zamrożenie od 2026 r. indeksacji dotacji dla mediów lokalnych (analogicznie jak w RTBF) oraz stopniową redukcję o 10% rocznie subsydiów na wsparcie zatrudnienia w tych stacjach. W praktyce lokalne telewizje będą zachęcane do łączenia się – otrzymały pięcioletni okres przejściowy na ewentualne fuzje. Równocześnie minister zapowiedziała uproszczenie wymogów administracyjnych i programowych, aby ułatwić im działanie, przy utrzymaniu ich podstawowej misji informacyjnej i kulturalnej. Władze chcą również zbliżenia sektorów publicznego i lokalnego: choć nie narzucono formalnie integracji, zachęca się do współpracy lokalnych mediów z RTBF – odpowiednie zapisy pojawią się w nowym kontrakcie menedżerskim nadawcy publicznego. Wszystkie te posunięcia jasno wskazują na konieczność oszczędności i restrukturyzacji w francuskojęzycznych mediach publicznych.
Presja ekonomiczna na prywatnych wydawców
Sektor prywatnych mediów frankofońskich również znalazł się pod ogromną presją finansową. Obecnie rynek prasy codziennej w tej części Belgii zdominowany jest przez dwa główne koncerny prasowe: Rossel (wydawca m.in. Le Soir, grupy Sudpresse, współwłaściciel L’Echo oraz nadawca RTL-TVi) oraz IPM (wydawca m.in. La Libre Belgique, La Dernière Heure, przejętych dzienników L’Avenir, magazynu Moustique czy współwłaściciel kanału newsowego LN24). Od kilku miesięcy pojawiają się doniesienia o możliwym połączeniu sił tych dwóch grup. Według mediów rozmowy są zaawansowane – rozważane jest utworzenie wspólnej spółki-holdingu, w której 70% udziałów objąłby Rossel, a 30% IPM, co de facto oznaczałoby kontrolę praktycznie wszystkich głównych tytułów prasy francuskojęzycznej przez jeden podmiot. Oficjalnie fuzja jeszcze nie została ogłoszona, ale „wielkie manewry” konsolidacyjne są w toku. Taka koncentracja rodzi oczywiste pytania natury prawnej i społecznej: jak przekonać organ antymonopolowy do zgody na niemal monopolistyczny układ na rynku prasy codziennej oraz – co kluczowe – „quid de la pluralité de la presse”, czyli co z pluralizmem medialnym?. Zwolennicy połączenia argumentują przede wszystkim względami ekonomicznymi: w trudnym otoczeniu rynkowym konsolidacja może być warunkiem przetrwania tytułów prasowych.
Rzeczywiście, sytuacja finansowa prywatnych wydawców jest niełatwa. Grupa IPM odnotowywała w ostatnich latach straty i znajduje się w kruchej kondycji – potencjalny sojusz z większym partnerem ma być dla niej szansą na stabilizację i restrukturyzację działalności. Z kolei Rossel, największy gracz po stronie frankofońskiej, poprzez fuzję pragnie umocnić swoją pozycję lidera, zoptymalizować koszty i poszukać nowych źródeł przychodów. Jeżeli dojdzie do utworzenia holdingu Rossel-IPM, powstanie konglomerat dominujący w prasie francuskojęzycznej – co wzbudza obawy, że mniejsze podmioty, które nie wejdą w skład takiej grupy, mogą nie przetrwać na rynku. Już kilka lat temu na krawędzi upadku znalazły się dzienniki grupy L’Avenir – uratowane ostatecznie przez przejęcie przez IPM w 2020 r.. Teraz pracownicy L’Avenir znów wyrażają niepokój: w maju 2025 załoga tych gazet złożyła nawet wstępny protest strajkowy, domagając się wyjaśnień od zarządu co do cięć budżetowych i ewentualnego „rozbioru” redakcji w razie konsolidacji z Rosselem. Wydawcy prywatni stoją więc przed dylematem: albo zacieśnić współpracę i konsolidować się, albo ryzykować stopniowy zanik części tytułów w wyniku spadających przychodów.
Konkurencja globalnych gigantów
Na trudną sytuację finansową belgijskich mediów nakłada się konkurencja ze strony globalnych gigantów cyfrowych, określanych skrótowo jako GAFAM (Google, Apple, Facebook/Meta, Amazon, Microsoft). To właśnie platformy Big Tech przejmują lwią część rynku reklamy online, uszczuplając przychody tradycyjnych wydawców. Szacuje się, że w Belgii dwaj najwięksi gracze – Google i Facebook – zgarniają około 80% wydatków na reklamę internetową, co przekłada się na blisko 30% całego rynku reklamowego w kraju. Innymi słowy, niemal jedna trzecia tortu reklamowego odpływa do korporacji spoza Belgii, które nie tworzą lokalnych treści informacyjnych. Tradycyjne media – prasa, telewizja, radio – muszą konkurować o pozostałe wpływy reklamowe, co w dobie migracji odbiorców do internetu stanowi ogromne wyzwanie.
Globalne platformy dysponują przy tym zaawansowanymi narzędziami targetowania reklam i olbrzymimi bazami danych o użytkownikach, co czyni je bardzo efektywnymi dla reklamodawców. Belgijskie media starają się odpowiadać na tę dominację różnymi inicjatywami. W 2019 r. powołano do życia Belgian Data Alliance – porozumienie największych grup medialnych i telekomunikacyjnych (m.in. Proximus, DPG Media, Rossel) mające na celu wspólne wykorzystanie danych o użytkownikach i stworzenie alternatywy reklamowej wobec duopolu Google-Facebook. Jednak już wtedy zwracano uwagę, że strona francuskojęzyczna była słabo reprezentowana w tym aliansie – np. ważny operator kablowy VOO z Walonii nie dołączył – co przypominało wcześniejsze nieudane próby wspólnych projektów cyfrowych na poziomie krajowym. W istocie, ambitny projekt Media ID (ujednoliconego logowania do serwisów mediów BE) upadł m.in. właśnie z powodu „niejednorodności we wdrożeniu między północą a południem kraju”. Ta sytuacja obrazuje szerszy problem: globalni giganci zjednoczyli rynek globalny, podczas gdy media w małej Belgii wciąż są podzielone na dwie odseparowane strefy językowe.
Podział północ-południe a potrzeba współpracy
Belgijska scena medialna odzwierciedla strukturę kraju – istnieją dwa odrębne rynki medialne, francuskojęzyczny na południu (Walonia i Bruksela) oraz niderlandzkojęzyczny na północy (Flandria). Między nimi jest zaskakująco mało współpracy. Każda społeczność językowa ma własne gazety, stacje radiowe i telewizyjne oraz odrębne grupy medialne. Konkurencja odbywa się głównie wewnątrz każdego segmentu językowego, a wspólne przedsięwzięcia ponad podziałem są rzadkie. Przekłada się to na zdolność belgijskich mediów do konkurowania z globalnymi platformami – zamiast łączyć zasoby na szczeblu krajowym, media często dublują wysiłki po obu stronach granicy językowej.
Brak współpracy północ-południe ma też podłoże historyczne i kulturowe: ograniczony jest przepływ odbiorców między rynkami (mało który frankofon czyta prasę flamandzką i vice versa), a co za tym idzie – niewielkie są bodźce do wspólnych projektów redakcyjnych czy biznesowych. Jednak dzisiejsze realia sprawiają, że budowanie pomostów między regionami staje się koniecznością. Obie części kraju stoją przecież przed tymi samymi wyzwaniami: odpływem reklam do internetu, zmianami nawyków konsumentów, presją na rentowność i cyfryzacją. Pojawiają się pierwsze jaskółki współdziałania: np. wydawcy flamandzcy i walońscy wspólnie sprzedają reklamy w pakietach obejmujących zasięg ogólnokrajowy – od niedawna Roularta (Flandria), DPG Media (Flandria) i Rossel (Walonia) oferują reklamodawcom jednolite pakiety Magixx pozwalające dotrzeć poprzez magazyny i media tych grup do połowy populacji Belgii. Mimo to, wiele projektów ugrzęzło z powodu różnic regionalnych – wspomniana inicjatywa Belgian Data Alliance także napotkała na brak pełnego udziału partnerów z Walonii. Eksperci wskazują, że tylko zjednoczenie sił na poziomie całego kraju da rodzimym mediom odpowiednią skalę, by przeciwstawić się konkurencji globalnej i poprawić swoją kondycję.
Strategie na przyszłość – konsolidacja i współpraca
W obliczu powyższych wyzwań belgijskie media frankofońskie muszą wypracować nowe strategie przetrwania. Wśród możliwych kierunków działania najczęściej wymienia się:
- Wspólne inwestycje technologiczne – Połączenie sił w rozwijaniu technologii mediów (platform VOD, aplikacji newsowych, analiz big data). Na przykład Rossel i IPM planują zintegrować infrastruktury cyfrowe i systemy IT, by razem inwestować w innowacje oraz lepiej zarządzać danymi o odbiorcach. Dzięki temu mogą obniżyć koszty i dorównać możliwościom technologicznym gigantów sieci.
- Wspólna oferta reklamowa – Zamiast rywalizować o reklamodawców osobno, wydawcy mogą tworzyć wspólne pakiety reklam obejmujące wiele mediów naraz (prasa, portale, radio/TV). Taka konsolidacja oferty zwiększa zasięg kampanii i jest atrakcyjniejsza dla reklamodawców chcących dotrzeć do szerokiej frankofońskiej publiczności. Już teraz Rossel i IPM rozważają wspólną komercjalizację powierzchni reklamowej – łączenie działów reklam i sprzedaży ma sens, gdy około 30% przychodów z reklam trafia do GAFAM. Razem lokalni wydawcy mogą zaoferować porównywalny zasięg i targetowanie, zwłaszcza jeśli podzielą się danymi o odbiorcach.
- Wspólny zakup treści i współprodukcje – Media mogą kooperować przy drogich przedsięwzięciach programowych czy zakupie kontentu. Przykładowo, stacje telewizyjne północy i południa mogłyby wspólnie nabywać prawa do transmisji (sport, film) lub razem produkować kosztowne programy informacyjne i dokumentalne, dzieląc się nakładami. Gazety zaś mogą wymieniać się materiałami – np. wspólni korespondenci zagraniczni dla kilku tytułów – by redukować koszty, jednocześnie poszerzając zakres treści dostępnych dla czytelników w obu regionach.
- Szersza współpraca publiczno-prywatna – Partnerstwo między nadawcą publicznym RTBF a mediami prywatnymi może przynieść obustronne korzyści. Publiczny nadawca dysponuje infrastrukturą i archiwami, prywatni wydawcy – elastycznością i innowacjami. Już teraz FWB sugeruje lokalnym stacjom telewizyjnym zacieśnienie współpracy z RTBF (np. wspólne realizowanie niektórych programów, dzielenie się materiałami newsowymi). Możliwe są też modele, w których państwo wspiera finansowo określone projekty prywatnych mediów (np. cyfryzacja prasy regionalnej) w zamian za realizację misji publicznej.
Wszystkie powyższe strategie sprowadzają się do jednego: synergii i scalania zasobów w walce o odbiorcę i przychody. Ważne jednak, by dokonywać tego z poszanowaniem pluralizmu i autonomii redakcyjnej.
Konsekwencje dla jakości informacji i demokracji
Trwające przetasowania na rynku medialnym niosą poważne skutki dla jakości debaty publicznej, stanu demokracji i pluralizmu medialnego w Belgii. Z jednej strony, drastyczne oszczędności i połączenia mogą być niezbędne, by w ogóle utrzymać przy życiu część mediów. Jeśli alternatywą jest bankructwo i zanik tytułów, to kontrolowana konsolidacja wydaje się mniejszym złem. Pozwala zachować przynajmniej podstawowe filary informacji – choć pod wspólnym kapeluszem właściciela, to jednak nadal działające redakcje. Przykładowo planowana fuzja Rossel-IPM może zapobiec upadkowi gazet IPM, dając im wsparcie silniejszej grupy.
Z drugiej strony, nadmierna koncentracja własności mediów stanowi ryzyko. Gdy niemal wszystkie gazety codzienne znajdą się pod kontrolą jednego holdingu, rodzi to obawę o jednolitość przekazu i potencjalny wpływ właścicieli na linię redakcyjną. Belgijskie prawo wymaga wprawdzie poszanowania niezależności dziennikarskiej, ale w praktyce redukcja konkurencji może oznaczać mniej różnorodnych perspektyw w przestrzeni publicznej. Już teraz eksperci alarmują, że argumenty ekonomiczne owszem przemawiają za połączeniem, ale „co z pluralizmem tytułów prasowych?”. Ów dylemat pluralizmu jest w centrum dyskusji o przyszłości mediów: jak pogodzić konieczność konsolidacji z zachowaniem różnorodności treści i opinii?
Kolejnym skutkiem jest potencjalny wpływ na jakość informacji. Cięcia budżetowe w redakcjach często skutkują zmniejszeniem zespołów dziennikarskich, ograniczeniem czasu na przygotowanie materiałów czy redukcją lokalnego zasięgu. Gdy lokalne telewizje zostaną scalone i część z nich zniknie, pewne społeczności mogą utracić swoje media relacjonujące sprawy z ich terenu – a to osłabia kontrolę obywatelską nad lokalnymi władzami. Mniej niezależnych redakcji to również mniejsza konkurencja na polu jakości – ryzyko, że wszystkie media będą podawać podobnie opracowane informacje, spada motywacja do dziennikarstwa śledczego czy innowacji w formacie przekazu. Dlatego kluczowe jest, aby procesy oszczędnościowe nie odbywały się kosztem misji informacyjnej. RTBF podkreśla, że mimo cięć wciąż ma „takie same ambicje” w wypełnianiu misji publicznej. Społeczeństwo obywatelskie i środowiska dziennikarskie apelują, by przy reorganizacji mediów zagwarantować mechanizmy chroniące niezależność redakcji i różnorodność głosów.
Nie można zapominać, że wolne i pluralistyczne media to filar demokracji. Belgia, choć mała, dotąd szczyciła się bogactwem tytułów prasowych i stacji nadawczych w obu społecznościach językowych. Obecne turbulencje stawiają ten dorobek na krawędzi: jeśli restrukturyzacja powiedzie się połowicznie – tzn. przetrwają tylko najsilniejsi gracze – obywatele mogą zostać z ograniczonym wyborem źródeł informacji. W skrajnym scenariuszu francuskojęzyczna opinia publiczna mogłaby być kształtowana głównie przez jeden duży koncern medialny i nadawcę publicznego, konkurujących dodatkowo z niekontrolowanymi algorytmami mediów społecznościowych. To rodzi pytania o odporność demokracji na dezinformację i manipulacje, gdy pluralizm maleje.
Jednak są i pozytywne potencjalne skutki zmian. Jeśli media wykorzystają konsolidację do wzmocnienia profesjonalizmu i wspólnej inwestycji w jakość dziennikarstwa, informacja może stać się bardziej rzetelna i odporna na kryzysy finansowe. Połączone redakcje mogą dzielić się zasobami, co paradoksalnie umożliwi im prowadzenie ambitnych projektów, na które osobno nie byłoby stać. Warunkiem jest utrzymanie różnorodności wewnątrz nowych struktur – np. pozostawienie odrębności poszczególnych tytułów, pluralizm wewnątrzredakcyjny, istnienie kodeksów etycznych i rad redakcyjnych strzegących niezależności. Wówczas większa stabilność ekonomiczna nie musi oznaczać ujednolicenia treści.
Belgijskie media frankofońskie stoją więc na rozdrożu. Muszą dokonać głębokich zmian, by przystosować się do realiów cyfrowych i ekonomicznych – ale sposób, w jaki to zrobią, zadecyduje o przyszłym kształcie życia publicznego. Jak zauważył prof. Frédéric Antoine z UCLouvain, kluczowe jest znalezienie złotego środka między argumentem ekonomicznym a imperatywem pluralizmu. Od powodzenia tych reform zależy, czy Belgia zachowa bogaty, pluralistyczny krajobraz medialny, który gwarantuje obywatelom dostęp do zróżnicowanych informacji, czy też wkroczy na ścieżkę centralizacji przekazu z wszystkimi tego konsekwencjami dla demokracji. Lokalne media będą musiały odnaleźć nowe strategie, by zachować swoją niezależność i atrakcyjność w dobie cyfrowej koncentracji przychodów. To wielkie wyzwanie, ale również szansa na przemyślenie na nowo modelu działania mediów w małym kraju wobec globalnych trendów – tak, aby oszczędności i współpraca przełożyły się na silniejsze media, nie zaś na ich marginalizację.