Komisja śledcza zajmująca się Operacją Calice wydaje się dochodzić do końca planowanych przesłuchań. Po wysłuchaniu, niektórych nawet dwukrotnie, szeregu prokuratorów zaangażowanych w sprawę od czerwca 2010 roku, adwokatów różnych stron oraz byłego ministra sprawiedliwości Stefaana De Clercka, w piątek komisja przesłuchała Pierre’a Erauwa, a następnie Jacques’a De Lentdeckera, byłych adwokatów generalnych w Brukseli.
Kwestionowana pamięć kluczowych świadków
De Lentdecker, który został już przesłuchany 21 lutego, gdzie wykazał wyraźną niechęć do odpowiadania na pytania deputowanych, podczas swojego ponownego przesłuchania w piątek nie wniósł żadnych nowych informacji dla członków komisji śledczej.
Na pytania dotyczące spotkania z adwokatem „Kościoła” Fernandem Keuleneerem na początku sierpnia 2010 roku, gdzie jego kolega Alex Verhegge twierdzi, że również był obecny, odpowiedział: „Nie pamiętam”. Podobnie zareagował na pytanie o raczej napiętą konfrontację podczas tego samego lata 2010 roku, podczas której prokuratura generalna miała żądać wyjaśnień od prokuratury w Brukseli.
„Chciałbym zadać wiele pytań, ale trudno, jeśli za każdym razem odpowiedź brzmi 'nie pamiętam'”, westchnął Stefaan Van Hecke (Groen) na sali. „To była sprawa, która cieszyła się dużym zainteresowaniem mediów, wyobrażam sobie, że pan to pamięta, że nie była to sprawa jak każda inna”, próbowała Sophie De Wit (N-VA). „Dla pani to sprawa stulecia, dla mnie, na poziomie procedury, była to sprawa jak każda inna”, odparł emerytowany prokurator.
Kluczowy okres lata 2010
Pierre Erauw, którego przesłuchanie w piątek rano nie trwało nawet godziny, zastępował prokuratora generalnego Brukseli Marca de le Courta w drugiej połowie lipca 2010 roku, tuż przed Jacques’em De Lentdeckerem. Ten okres wakacji lata 2010 roku, podczas którego prokuratorzy zmieniali się co dwa tygodnie na czele prokuratury generalnej, czasami bez dogłębnej znajomości spraw, których ciągłość musieli zapewnić, był w centrum pytań komisji śledczej w ostatnich miesiącach.
W pewnym sensie wtedy wszystko się rozegrało: szeroko zakrojone rewizje z czerwca 2010 roku (u kardynała Danneelsa, w arcybiskupstwie, w komisji Adriaenssensa itp.), które wyznaczają początek śledztwa, zostały zakwestionowane tego lata. Prokuratura generalna sporządziła w lipcu, a następnie w sierpniu, dwa kolejne wnioski prosząc izbę wykonawczą o poważne okrojenie akt, unieważniając całą serię konfiskat.
Kontrowersje wokół pierwszego wniosku prokuratury
Pierwszy wniosek (z lipca), znacznie bardziej ograniczony niż drugi, został podpisany przez Pierre’a Erauwa, co potwierdził w piątek. Jednak, jak zapewnia, miał jedynie bardzo formalną i proceduralną lekturę dokumentu, który „odkrył” na swoim biurku: „Nie było na mnie żadnej presji, ani w jedną, ani w drugą stronę, poza tym, że chciano, aby wniosek nie był opóźniony. Złożyłem swój podpis… W żadnym wypadku nie byłem zaangażowany w tę sprawę, poza tym podpisem”.
Przyszłość prac komisji
Przesłuchania prawdopodobnie dotarły do punktu końcowego. Deputowany Vlaams Belang Werner Somers zasugerował „konfrontacje” między stronami, które sobie zaprzeczyły, ale komisja śledcza musi również zadbać o postęp w redagowaniu swojego raportu. Jej mandat trwa do końca czerwca.
Deputowani nadal oczekują odpowiedzi od Najwyższej Rady Sądownictwa, której raport poświęcony Operacji Calice służy jako podstawa prac komisji. Zadali jej szereg pytań, między innymi w celu wyjaśnienia wzmianki o słynnym „wielowyznaniowym” zespole prokuratorów. To właśnie ten sam „zespół”, raczej „grupa robocza” dla jednych, „nieformalne spotkanie” dla innych, ale w każdym razie, zdaniem wszystkich, którzy o nim wiedzą, na pewno nie „wielowyznaniowy”, miałby, według słów ówczesnego prokuratora generalnego w Brukseli, przygotować wniosek o kontrolę prawidłowości procedury z lipca 2010 roku.
Kwestia „wielowyznaniowego zespołu”
NRS cytuje w swoim raporcie prokuratora generalnego, który twierdzi, że „zlecił zbadanie prawidłowości rewizji z 24 czerwca 2010 roku zespołowi prokuratorów prokuratury generalnej o 'wielowyznaniowym’ profilu”. To ujawnienie natychmiast wywołało oburzenie deputowanych. Ale czy to rzeczywiście termin użyty przez Marca de le Courta w jego wyjaśnieniach dla NRS?
Sam były prokurator generalny zapewnił komisję śledczą w marcu, że mogło dojść do „pomyłki”. Wyjaśnił, że przede wszystkim chciał „powierzyć małemu zespołowi prokuratorów, obecnych w lipcu (2010 roku), nadzór nad sprawą”. Wychodząc z założenia, że decyzja podjęta po wspólnym namyśle byłaby bardziej solidna i jakościowa. Przekonania filozoficzne każdego z nich z pewnością nie odgrywały roli, zapewniał.
Skład tej „grupy”, która miała się spotkać 14 lipca 2010 roku, aby omówić procedurę i rozważyć, w pewnym sensie, jej zaatakowanie, przez długi czas pozostawał tajemnicą. Jak przypomniał Axel Weydts (Vooruit) w piątek, Marc de le Court i Lucien Nouwynck potwierdzili, że byli obecni, umieszczając tam również Pierre’a Erauwa. „Nie chcę zaprzeczać panu Nouwynckowi, ale z tego, co wiem, 14 lipca nie byłem w prokuraturze generalnej”, odpowiedział Pierre Erauw. Ten kwestionowany „wielowyznaniowy zespół” pozostanie więc, częściowo, znakiem zapytania.
Dwa różne podejścia prokuratorów
Lucien Nouwynck, zajmujący się sprawami obyczajowymi w prokuraturze generalnej, wskazał, że zaproponował w lipcu 2010 roku wezwanie izby wykonawczej. Od początku rozważano opcję „maksymalistyczną”, polegającą na zaatakowaniu dużej części rewizji i konfiskat, co sprecyzował podczas swojego przesłuchania w marcu. Jednak zaangażowani prokuratorzy woleli w tym momencie mniej agresywne podejście i skupili się tylko na trzech elementach: otwarciu zamkniętej korespondencji znajdującej się w arcybiskupstwie, konfiskacie akt Adriaenssensa oraz dodaniu akt skonfiskowanych u Rika Devillé.
Prawdziwy cios spadł w sierpniu, zaledwie kilka dni później, gdy inny prokurator, Alex Verhegge, działając według własnego przyznania całkowicie sam, sporządził inny wniosek idący znacznie dalej. Tym razem zaatakowano całość rewizji w Mechelen (w pałacu arcybiskupim oraz w domu i biurach kardynała Danneelsa). NRS dostrzegła w tym dziwną sprzeczność ze strony prokuratury generalnej. Natomiast adwokat ofiar Walter Van Steenbrugge nie przebierał w słowach, stwierdzając przed deputowanymi, że „trzeba być prawie debilem, żeby nie wyciągnąć z tego wniosków”.