Burmistrz Ronse jednej z najbiedniejszych gmin Flandrii, apeluje do flamandzkich partii politycznych o konkretne działania zmierzające do zniesienia ułatwień językowych. Dyskusja na ten temat nabiera tempa w kontekście trudnej sytuacji społeczno-ekonomicznej regionu oraz nadchodzących zmian w systemie zasiłków dla bezrobotnych.
Ronse, czyli Renaix po francusku, to gmina w prowincji Flandria Wschodnia, która w ostatnich dniach znalazła się w centrum uwagi z kilku powodów. Z jednej strony mieszkańcy mogą być dumni, że na ich terenie urodziła się nowa Wielka Księżna Luksemburga, Stéphanie, która dzieciństwo spędziła w rodzinnej rezydencji w Anvaing, tuż za granicą językową. Z drugiej strony, mniej optymistyczna wiadomość – gmina licząca 27 000 mieszkańców otrzymała w tym tygodniu potwierdzenie, że jest jedną z najbiedniejszą, jeśli nie najbiedniejszą gminą Flandrii.
Najwyższy wskaźnik wykluczeń z systemu zasiłków
W czwartek flamandzki urząd ds. zatrudnienia VDAB przedstawił szczegółowe dane dotyczące liczby osób, które utracą prawo do zasiłku dla bezrobotnych we Flandrii 1 stycznia 2026 r., wraz z wejściem w życie pierwszej fali reformy systemu. Łącznie w północnej części kraju zmiany dotkną 4 092 beneficjentów. Największe miasta są oczywiście najbardziej dotknięte – sama Antwerpia (596 osób) i Gandawa (260 osób) skupiają jedną piątą wszystkich bezrobotnych, którzy zostaną wykluczeni z systemu. Jednak proporcjonalnie to właśnie Ronse zapłaci najwyższą cenę za reformę – na 10 000 mieszkańców z systemu wykluczonych zostanie 14 bezrobotnych już w pierwszej fali. To najwyższy wskaźnik w całej Flandrii.
Statystyki te potwierdzają inne dane wskazujące na kruchość społeczno-ekonomiczną gminy. Średni dochód na mieszkańca w Ronse wynosi 18 357 euro rocznie, podczas gdy średnia dla Flandrii to 23 272 euro. Wskaźnik zatrudnienia sięga 69,2 proc., wobec 77 proc. w całym regionie. Stopa bezrobocia w Ronse wynosi 8,8 proc., przy średniej flamandzkiej zaledwie 3,8 proc. Wyniki te są znacznie gorsze niż w sąsiednich gminach położonych we Flandrii (Kluisbergen i Maarkedal), a także po drugiej stronie granicy językowej (Mont-de-l’Enclus, Ellezelles i Frasnes-lez-Anvaing).
Ułatwienia językowe jako wytłumaczenie problemów
Premier Flandrii Matthias Diependaele (N-VA) ma swoją interpretację przyczyn tych trudności – jego zdaniem winne są ułatwienia językowe przyznane 25–30 proc. francuskojęzycznych mieszkańców. „Nie potrafimy zintegrować nowo przybyłych w społeczeństwie i skierować ich na rynek pracy – mówił w miniony weekend w rozmowie z dziennikiem La Libre. – To nie działa z powodu ułatwień językowych. Nie można zwracać się do tych osób po niderlandzku, nie da się zbudować z nimi wspólnego społeczeństwa. I tego żałuję”.
Takie wyjaśnienie nie zaskakuje w ustach przedstawiciela partii nacjonalistycznej, jednak ma ono swoje słabe punkty. Jak bowiem wytłumaczyć fakt, że wszystkie pozostałe 11 gmin flamandzkich z ułatwieniami językowymi odnotowują niższą stopę bezrobocia niż Ronse i wyższy średni dochód (z wyjątkiem Messines)?
Odwołanie od wyroku sądowego
Istnienie ułatwień językowych stanowi jednak ograniczenie, które może być uciążliwe w codziennym zarządzaniu gminą. To przesłanie burmistrz Ronse , Ignace Michaux (CD&V), wyraził głośno podczas poniedziałkowej sesji rady gminy. Został on zapytany przez dwóch członków opozycji, na jakiej podstawie prawnej Ronse odwołało się od wyroku sądu pierwszej instancji w Oudenaarde z czerwca, dotyczącego nieprzestrzegania przepisów językowych. Przypomnijmy: gmina została zobowiązana do całkowitego wprowadzenia dwujęzyczności na stronie internetowej oraz na tablicach informacyjnych w ciągu sześciu miesięcy, pod groźbą kary 1 000 euro za każde stwierdzone naruszenie. Spełnienie tego obowiązku nie będzie łatwe – większość gminna twierdzi, że Ronse nie tłumaczy już systematycznie informacji dla 25–30 proc. francuskojęzycznych mieszkańców od 2015 r., czyli od czasu, gdy N-VA objęła władzę. Jest to jednak obowiązek wynikający z prawa.
Apel do flamandzkich partii politycznych
Krytykując ustawodawstwo z 1963 r., które uznał za „przestarzałe”, burmistrz Ronse oświadczył, że dostosowanie się do wyroku sądu kosztowałoby gminę 160 000 euro. „Za tyle można by stworzyć trzy place zabaw” – stwierdził. Wyraził także ubolewanie, że ani N-VA, ani jego własna partia nie wykorzystują pełni swoich możliwości, by doprowadzić do zniesienia ułatwień językowych. Warto jednak przypomnieć, że jedynie poziom federalny – jako jedyny kompetentny w tej sprawie – może zmodyfikować specjalny system językowy, a obecnie zajmuje się innymi pilnymi kwestiami.
Sprawa ta ponownie stawia pytania o przyszłość belgijskiej polityki językowej oraz o równowagę między prawami mniejszości językowych a jednolitością administracyjną regionów. Eksperci podkreślają, że debata ta wymaga podejścia wielowymiarowego, uwzględniającego zarówno aspekty prawne, jak i społeczne oraz ekonomiczne realia poszczególnych gmin.