Podczas gdy uwaga służb skupia się na problemie przemocy narkotykowej w rejonie stacji metra Clemenceau, mieszkańcy sąsiedniej gminy Saint-Gilles obawiają się, że handel narkotykami przeniesie się do ich dzielnicy. Rodzice martwią się o bezpieczeństwo swoich dzieci, które muszą dzielić place zabaw z dilerami.
Narkotyki na ulicach – codzienna rzeczywistość
Przed szkołą podstawową Les 4 saisons grupa rodziców czeka na swoje dzieci, podczas gdy pracownicy sprzątają schody na placu Bethlehem. W pobliżu patrol policji kontroluje kilku młodych mężczyzn. Jednak już chwilę po odjeździe służb w cieniu czerwonej zjeżdżalni na placu zbiera się kilkunastu mężczyzn w ciemnych ubraniach.
„Codziennie widzimy, jak dilerzy sprzedają narkotyki” – mówi jedna z matek. Dyskretnie wskazuje na grupę mężczyzn. „Nie chodzi tylko o narkomanów. Po towar przyjeżdżają ludzie w drogich garniturach i luksusowych autach, a także uczennice z pobliskiego college’u.”
„Mój syn boi się przechodzić obok dilerów”
Matki, które rozmawiają ze sobą po francusku i arabsku, nie chcą podawać swoich nazwisk. „Mój sześcioletni syn codziennie widzi transakcje narkotykowe i interwencje policji” – mówi jedna z nich. „Jest przestraszony, gdy mijamy dilerów. Szkoła jest świetna, ale rozważałam już przeniesienie go do innej dzielnicy. Nie boję się samych dilerów – oni nas ignorują – ale tego, że ich handel sprowadzi tutaj przemoc.”
Te obawy nie są bezpodstawne. W ubiegłym tygodniu w dzielnicy Peterbos doszło do śmiertelnej strzelaniny, a w okolicy stacji Clemenceau użyto kałasznikowów. Policja uważa, że to efekt walki gangów o terytorium.
Policja obecna 24/7, ale na jak długo?
Od piątku na placu Bethlehem stale obecne są służby porządkowe. W środę na miejscu znajdowały się liczne radiowozy i opancerzony pojazd. Dzień wcześniej policja zapobiegła kolejnej strzelaninie – podejrzany z dużą bronią uciekł, zanim został zatrzymany.
„Co z tego, skoro dilerzy są na wolności po jednym dniu?”
Mieszkańcy są wdzięczni za działania służb, ale wielu uważa, że to jedynie tymczasowe rozwiązanie. „Policja reaguje, ale co z tego, jeśli dilerzy wychodzą na wolność po 24 godzinach?” – pytają rodzice.
„Kupić narkotyki gdzie indziej!”
Ubiegły tydzień przyniósł protesty mieszkańców placu Bethlehem. Na transparentach wzywali klientów dilerów do kupowania narkotyków gdzie indziej i oddania przestrzeni dzieciom: „Achète ton shit ailleurs! Rendez la place Bethléhem aux enfants.”
Burmistrz Saint-Gilles, Jean Spinette (PS), chce nie tylko zwalczać dilerów, ale też karać użytkowników. „Verslaafden moeten geholpen worden, maar wie met zijn chique auto drugs komt kopen, mag een boete verwachten” – mówi. („Uzależnieni zasługują na pomoc, ale ktoś, kto przyjeżdża drogim autem po narkotyki, powinien zostać ukarany”).
Narkobiznes wart 20.000 euro dziennie
Spinette podkreśla, że dilerzy na placu Bethlehem to głównie osoby bez dokumentów, pracujące dla większych organizacji przestępczych. Szacuje, że handel narkotykami w jednej lokalizacji może generować nawet 20.000 euro dziennie.
W walce z problemem ma pomóc konfiskata majątków narkogangów (asset recovery). Komisarz ds. narkotyków, Ine Van Wymersch, opracowuje system umożliwiający przejmowanie środków pochodzących z handlu narkotykami i przekierowanie ich na wsparcie policji i wymiaru sprawiedliwości.
Mieszkańcy chcą bezpieczeństwa dla swoich dzieci
Mimo obaw i frustracji, mieszkańcy Saint-Gilles wciąż mają nadzieję na skuteczniejsze działania. „Chcemy tylko, żeby nasze dzieci mogły się tu bawić bez strachu” – mówi jedna z matek. Jednak dopóki policja nie znajdzie skutecznej metody na eliminację przestępczości narkotykowej, wielu rodziców będzie zastanawiać się nad przeprowadzką.