Belgijski system ubezpieczeń zdrowotnych kosztuje pracowników więcej, niż się powszechnie wydaje. Co miesiąc z pensji brutto odprowadzane jest 13,07% składek społecznych. Część trafia na opiekę zdrowotną i emerytury, ale znaczna suma finansuje rozbudowaną machinę administracyjną. Według raportu rocznego INAMI/RIZIV za 2025 r. same koszty funkcjonowania i zarządzania organizacjami ubezpieczeniowymi, czyli kasami chorych i ich centralami, wyniosły dokładnie 1 385 000 000 euro.
To 1,4 mld euro rocznie na przyjmowanie, weryfikowanie, kodowanie i zwracanie rachunków – czynności, które współczesny algorytm potrafi wykonać w ułamku sekundy. Mimo to Belgia nadal utrzymuje system zaprojektowany w 1944 r., w czasach, gdy informatyka była czystą teorią, a cyfrowe usługi nie istniały.
Przykłady z zagranicy pokazują, że można inaczej. Estonia od dekady opiera ochronę zdrowia na pełnej cyfryzacji. Pacjent identyfikuje się elektronicznie, świadczeniodawca wprowadza dane do systemu, a refundacja odbywa się automatycznie. Bez naklejek, okienek i tygodni oczekiwania. Koszty administracyjne są tam nieporównywalnie niższe. Podobne rozwiązania funkcjonują w dużej mierze w Niderlandach i Szwajcarii, bez rozbudowanej warstwy pośredników. Efekt to setki milionów euro oszczędności rocznie, bez naruszania zasady solidarności.
Najczęściej przywoływanym argumentem przeciw zmianom jest walka z nadużyciami. Tymczasem dane INAMI/RIZIV pokazują, że w 2023 r. wykryto i częściowo odzyskano 8 mln euro oszustw. Koszt utrzymania całego aparatu kontrolnego wyniósł jednak 1,385 mld euro. Oznacza to, że na każde odzyskane euro wydano 173 euro. To bilans, którego nie zaakceptowałby żaden zarządzający funduszami.
Najnowsze śledztwa dodatkowo podważają skuteczność obecnych mechanizmów. W opiece pielęgniarskiej w domu ujawniono fikcyjne świadczenia warte miliony euro, a w siedmiu na dziesięć skontrolowanych przypadków stwierdzono zawyżone fakturowanie. Kosztowny system kontroli tego nie wychwycił. Tymczasem scentralizowana platforma oparta na sztucznej inteligencji mogłaby wykryć takie anomalie w ciągu jednego popołudnia, podobnie jak administracja podatkowa robi to od lat w walce z oszustwami VAT.
Rozwiązania są znane i stosowane w Europie. Obowiązkowe ubezpieczenie zdrowotne i solidarność pozostają nienaruszone. Tam, gdzie to możliwe, działa zasada bezpośredniego rozliczenia: pacjent płaci jedynie udział własny, a reszta trafia bezpośrednio do świadczeniodawcy. W pozostałych przypadkach pacjent otrzymuje automatyczny zwrot w ciągu 48 godzin. Zwalczanie nadużyć przejmuje jedna publiczna, niezależna i w pełni zinformatyzowana instytucja. Tysiące pracowników administracyjnych są stopniowo przekwalifikowywane do zawodów, w których brakuje rąk do pracy: opieki domowej, profilaktyki, wsparcia opiekunów, podstawowej opieki psychologicznej czy doradztwa zdrowotnego.
Dlaczego więc nic się nie zmienia? Ponieważ kasy chorych to nie tylko ubezpieczyciele, lecz także element historycznego systemu filarowego. Są powiązane z partiami politycznymi, a ich struktury zarządcze od dekad splatają się z władzą i wpływami. Każda realna reforma oznaczałaby naruszenie istniejących interesów, miejsc pracy i układów politycznych.
Autorzy krytyki zwracają uwagę, że środowisko medyczne często słusznie narzeka na nadmierną biurokrację, niespójne systemy e-zdrowia czy chaotyczną nomenklaturę. Dopóki jednak milczy się o największym administracyjnym kolosie, współodpowiedzialność za marnowanie 1,4 mld euro rocznie pozostaje faktem. To środki, które mogłyby już dziś sfinansować tysiące dodatkowych etatów pielęgniarskich.
Belgia potrafi rozliczać podatki jednym kliknięciem, zamówić transport w kilka sekund i śledzić emeryturę w czasie rzeczywistym. A mimo to wciąż potrzebuje wielu pośredników, papierowych formalności i długiego oczekiwania, by zwrócić koszt zwykłej wizyty u lekarza pierwszego kontaktu.
Czas na zmiany. Solidarność można zachować, jednocześnie upraszczając system. Administrację da się scentralizować, procesy w pełni zdigitalizować, a ludzi skierować tam, gdzie są naprawdę potrzebni – do pacjentów, a nie do okienek.