Metalowe barierki, które od marca oddzielały plac Clemenceau na Anderlechcie od sąsiednich ulic, zostały w ostatnich dniach zdemontowane na wniosek policji. Ich instalacja była reakcją na serię strzelanin, jakie na początku roku wstrząsnęły okolicą, i miała ograniczyć działalność handlarzy narkotyków. Dziś ich usunięcie budzi poważny niepokój: według relacji jednego z mieszkańców zaledwie kilka godzin po otwarciu placu pojawił się tam pierwszy diler.
Wiosenne ogrodzenia skutecznie ograniczały dostęp do placu, zmniejszając liczbę zgromadzeń i wypychając punkty handlu narkotykami w inne rejony Anderlechtu. Dla wielu rodzin mieszkających w budynkach z oknami wychodzącymi bezpośrednio na plac Clemenceau stanowiły one szansę na odzyskanie choćby minimum spokoju i poczucia bezpieczeństwa.
Policja zażądała demontażu przed sylwestrem
Burmistrz Anderlechtu Fabrice Cumps (PS) wyjaśnił w rozmowie z BruxellesToday powody usunięcia barier. „Zostały ustawione w związku z serią strzelanin, które dotknęły plac kilka tygodni wcześniej. Ich zadaniem było ułatwienie pracy patrolom stacjonującym przy stacji metra” – tłumaczy. „W perspektywie wieczoru sylwestrowego policja poprosiła nas o demontaż z innych względów bezpieczeństwa” – dodaje, nie podając szczegółów.
Burmistrz zapewnia, że mimo braku fizycznych ogrodzeń wyspecjalizowane patrole będą ze wzmożoną uwagą monitorować sytuację na placu i reagować na próby prowadzenia ulicznego handlu.
Trauma po strzelaninach wciąż żywa
Niepokój mieszkańców jest silnie zakorzeniony w niedawnych wydarzeniach. Jeszcze przed zimową serią strzelanin okoliczni rezydenci skarżyli się na masową obecność dilerów prowadzących handel wprost na ulicy, często tuż pod oknami mieszkań parterowych. Codziennością były sceny konsumpcji narkotyków w przestrzeni publicznej, włamania do klatek schodowych czy napaści na przechodniów.
Obawy dotyczą przede wszystkim ryzyka kolejnych strzelanin – zarówno ostrzegawczych, jak i będących efektem porachunków między grupami przestępczymi. Na początku roku okolice stacji metra Clemenceau były miejscem powtarzających się aktów przemocy z użyciem broni palnej, które pochłonęły jedno życie i doprowadziły do kilku hospitalizacji. W marcu rodzice uczniów pobliskich szkół apelowali o stałą obecność funkcjonariuszy w czasie przyjścia i wyjścia dzieci.
Kłopoty z przemocą nie ustały po instalacji ogrodzeń. W połowie listopada kula wystrzelona na pobliskim placu Lemmens trafiła w okno dziecięcej sypialni, po raz kolejny uwidaczniając skalę zagrożenia, z którym na co dzień mierzą się mieszkańcy tej części Brukseli.
Kontrowersje wokół metody walki z przestępczością
Decyzja o ustawieniu metalowych barier nie spotkała się jednak z pełną akceptacją. W kwietniu dzielnicowy komitet „1070 przeciw gentryfikacji” krytykował rozwiązanie jako utrudniające życie mieszkańcom, szczególnie młodzieży. Podczas interpelacji na forum rady gminy aktywiści podkreślali prawo do mieszkania na Anderlechcie „z inną wizją niż wyłącznie represyjne i policyjne podejście do problemów obserwowanych na co dzień”.
Burmistrz Cumps przyznaje, że pamięta te zastrzeżenia i spodziewa się ich ponownego wyrażenia podczas najbliższej sesji rady gminy. Podkreśla jednak, że „bezpośredni sąsiedzi placu byli w większości zadowoleni” z obecności ogrodzeń.
Wątpliwości wśród samych funkcjonariuszy
W ostatnich miesiącach zwiększono liczbę patroli w rejonie placu Clemenceau, jednak nawet wśród funkcjonariuszy pojawiają się głosy rozczarowania. Policjanci pełniący służbę na miejscu podkreślają, że wobec skali problemu narkotykowego ich działania często wydają się bezskuteczne.
W połowie listopada władze Anderlechtu i sąsiedniego Saint-Gilles rozważały ograniczenia lub zakaz używania hulajnóg elektrycznych w niektórych częściach dzielnicy. Miało to być odpowiedzią na zbrojne napaści dokonywane z wykorzystaniem tych pojazdów, szczególnie w północnych rejonach Brukseli.