Irlandzki przewoźnik niskokosztowy Ryanair zapowiedział radykalne ograniczenie swojej działalności w Belgii, wycofując pięć samolotów z bazy w Charleroi i likwidując dwadzieścia połączeń lotniczych. Przewoźnik wskazuje, że decyzja ta jest bezpośrednim następstwem podwyżki federalnego podatku lotniczego. Jason McGuinness, dyrektor handlowy Ryanaira, ostro skrytykował politykę Belgii, określając ją jako „głupią” i sprzeczną z trendami europejskimi. Eksperci podchodzą jednak do tej sytuacji z większym spokojem, podkreślając, że faktyczne konsekwencje zmian będą prawdopodobnie mniej dotkliwe, niż sugeruje przewoźnik.
Skala zapowiedzianych redukcji
Ryanair ogłosił, że z belgijskiego rynku zniknie łącznie milion miejsc pasażerskich. Największe cięcia dotkną lotniska w Charleroi, gdzie przewoźnik zamierza wycofać pięć z osiemnastu stacjonujących tam maszyn i zlikwidować trzynaście tras. Siedem kolejnych połączeń zniknie z Brussels Airport. Wartość inwestycji ograniczanych w Charleroi szacowana jest na pół miliarda dolarów.
Bezpośrednim powodem decyzji jest federalny podatek lotniczy, który od 2027 r. ma wynosić 10 euro za pasażera. McGuinness przypomina, że to już drugi wzrost obciążeń w ciągu pięciu miesięcy, co łącznie oznacza 400-procentową podwyżkę. Pojawia się też perspektywa lokalnego podatku w Charleroi – 3 euro od pasażera.
Ostra retoryka przewoźnika
W wystąpieniach McGuinness nie szczędził krytycznych uwag pod adresem belgijskich władz. Według niego kraj „zamknął się na biznes i rozwój”, a Ryanair „usłyszał to bardzo wyraźnie”. Podkreślił, że średnia cena biletu zimą wynosi około 30 euro, z czego aż 13 euro stanowią podatki, co – zdaniem przewoźnika – jest nieakceptowalne.
Dyrektor handlowy zwrócił również uwagę, że polityka Belgii stoi w kontrze do działań innych państw europejskich. Szwecja, Węgry i Słowacja całkowicie zrezygnowały z podatków lotniczych, a wiele krajów aktywnie zabiega o współpracę z przewoźnikiem. McGuinness dodał, że już w dniu ogłoszenia decyzji Ryanair otrzymał propozycje od dwóch rządów regionalnych, jednego rządu krajowego oraz pięciu zagranicznych lotnisk, zainteresowanych przejęciem dostępnych slotów.
Perspektywa eksperta: spokojniejsza ocena sytuacji
Ekonomista Wouter Dewulf z Uniwersytetu w Antwerpii przedstawia znacznie bardziej umiarkowaną analizę. Zwraca uwagę, że realny wzrost kosztów ponoszonych przez pasażera wyniesie około 5–6 euro, co przy typowej cenie biletu Ryanaira rzędu 25–30 euro nie oznacza dramatycznej zmiany.
Ekspert zaznacza także, że belgijski podatek lotniczy pozostaje niższy niż w krajach sąsiednich – w Niderlandach wynosi 30 euro, w Niemczech 20 euro, a we Francji stawki również są wielokrotnie wyższe. W ocenie Dewulfa ostra reakcja Ryanaira wpisuje się w znaną strategię negocjacyjną, stosowaną wcześniej m.in. w Eindhoven i Wiedniu.
Przypomniał także sytuację z Brussels Airport, gdzie przewoźnik zapowiadał odejście, lecz ostatecznie zmienił wyłącznie strukturę operacji – przekształcając połączenia typu Bruksela–Barcelona–Bruksela w Barcelona–Bruksela–Barcelona. W praktyce liczba operacji spadła w ograniczonym zakresie.
Charleroi zbyt cenne, by je porzucić
Dewulf podkreśla, że pełne wycofanie się Ryanaira z Charleroi jest mało prawdopodobne. To najbardziej rentowna baza przewoźnika w Europie kontynentalnej, a około 80 procent pasażerów korzystających z lotniska lata właśnie liniami Ryanair. Ta ścisła zależność sprawia, że skrajne scenariusze nie leżą w interesie żadnej ze stron.
Ekspert ocenia również, że ewentualne straty w ruchu pasażerskim będą mogły zostać częściowo przejęte przez innych przewoźników. Milion miejsc odpowiada około 800–850 tysiącom pasażerów rocznie, co przy ruchu rzędu 10 milionów osób rocznie nie stanowi wartości przekraczającej możliwości absorpcyjne rynku.
Stanowisko władz Charleroi
Burmistrz Charleroi, Thomas Dermine z Partii Socjalistycznej, przyznał, że ostra retoryka Ryanaira nie była zaskoczeniem. Podkreślił, że lokalny podatek jest nakierowany przede wszystkim na lotnisko, a nie bezpośrednio na pasażerów.
Dermine przedstawił też wyliczenia finansowe: planowany podatek ma przynieść miastu 15 mln euro rocznie, podczas gdy marża zysku lotniska to około 25 mln euro. W jego ocenie port lotniczy ma wystarczające środki, by pokryć nowe koszty bez przerzucania ich na linie lotnicze lub podróżnych.
Niepewna przyszłość i możliwe dalsze cięcia
Ryanair sugeruje, że bez zmian podatkowych kolejne redukcje są nieuniknione. Po zmniejszeniu liczby miejsc w sezonie zimowym, analogiczne ograniczenia mogą pojawić się w sezonie letnim. Łącznie mogłoby to oznaczać utratę od 2 do 2,5 miliona miejsc.
Przewoźnik deklaruje gotowość do rozmów, choć McGuinness przyznaje, że nie spodziewa się szybkiej reakcji władz. Pisma wysyłane do rządu federalnego po kwietniowej zapowiedzi podwyżki podatku pozostały bez odpowiedzi. Kolejne listy skierowano do władz centralnych i lokalnych, lecz – jak twierdzi przewoźnik – sytuacja pozostaje bez zmian.
Zagraniczne porty i konkurencyjni przewoźnicy z uwagą obserwują rozwój wydarzeń. McGuinness wskazuje, że Niemcy „dostrzegli swój błąd” i pracują nad obniżeniem własnych podatków lotniczych, licząc na przejęcie części operacji Ryanaira. Dla osób mieszkających w Belgii, korzystających z tanich linii, oznacza to okres niepewności co do cen i dostępności połączeń, choć eksperci podkreślają, że najczarniejsze scenariusze kreślone przez przewoźnika są mało prawdopodobne.