Sektor opieki nad najmłodszymi dziećmi w stolicy Belgii stoi w obliczu głębokiego załamania finansowego, które – jak ostrzegają przedstawiciele branży – może mieć długotrwałe i nieodwracalne skutki. Według organizacji reprezentujących placówki opiekuńcze sytuacja wymaga natychmiastowej interwencji, aby uniknąć systemowego rozpadu całego modelu opieki.
Zamrożenie indeksacji odbiera sektorowi 8 milionów euro
Decyzja o zamrożeniu waloryzacji dotacji oznacza dla brukselskich żłobków utratę 8 milionów euro już w tym roku. Według danych COSEGE (Coordination des Services d’Accueil) zagrożonych jest 7 776 miejsc opieki, co może bezpośrednio dotknąć blisko 10 000 rodzin. Po raz pierwszy w historii ONE (Office de la Naissance et de l’Enfance) oficjalnie przyznaje, że nawet placówki finansowane ze środków publicznych mogą zostać zmuszone do zamknięcia.
Dodatkowym ciosem jest rezygnacja z reformy norm kadrowych dotyczących liczby opiekunów na grupę dzieci. Sektor miał otrzymać 100 milionów euro na wzmocnienie personelu. Nie tylko środki te nie zostaną przekazane – norma przestaje być obowiązująca i staje się jedynie niewiążącą rekomendacją pozbawioną finansowania.
Punkt krytyczny dla całej branży
Federacja FILE ASBL ocenia, że nowe warunki finansowe są dla sektora nie do udźwignięcia. Od 2026 roku każda opiekunka będzie musiała pokryć dodatkowe koszty rzędu 1 000–1 200 euro, nie otrzymując żadnego wsparcia ze strony władz publicznych.
Przedstawiciele branży wskazują na realne ryzyko rozpadu systemu. W praktyce oznaczałoby to spadek jakości opieki, skracanie godzin otwarcia placówek, likwidację programów interwencyjnych, wzrost opłat dla rodziców oraz przesuwanie usług w stronę nieformalnych form opieki pozbawionych podstawowych standardów.
Posłanka Margaux De Ré (Ecolo) ostrzega, że decyzje te pogłębią już istniejący kryzys dostępności. Jej zdaniem w nadchodzących latach brak miejsc opieki stanie się jeszcze bardziej dotkliwy.
Coraz mniej personelu przy rosnącej liczbie dzieci
Największy ciężar kryzysu spoczywa na barkach personelu – w zdecydowanej większości kobiet. Warunki pracy, już wcześniej bardzo trudne, pogarszają się wraz z narastającymi brakami kadrowymi. W wielu placówkach rzeczywiste proporcje opiekunów do dzieci znacząco odbiegają od oficjalnych norm.
Zdarza się, że dwie opiekunki zajmują się grupą liczącą 10–12 dzieci. To sytuacje, które zagrażają bezpieczeństwu maluchów, utrudniają zapewnienie indywidualnej opieki i uniemożliwiają rzetelną obserwację rozwoju najmłodszych.
Audrey, opiekunka pracująca w zawodzie od 2008 roku, opisuje codzienność, która stale się pogarsza. Jak mówi, braki kadrowe są obecne od początku jej pracy. Zawód pozostaje niedoceniony, słabo wynagradzany i nieatrakcyjny dla młodych osób. Nawet praktykantów jest coraz mniej, a ci którzy przychodzą, często robią to z braku innych możliwości.
Rada Doradcza ONE określa obecną sytuację jako poważny regres, stanowiący zagrożenie dla ponad dwudziestu lat budowania profesjonalnego systemu opieki nad małymi dziećmi.
Konsekwencje szczególnie dotkną kobiety
Posłanka Margaux De Ré zwraca uwagę, że skutki kryzysu uderzą przede wszystkim w kobiety – zarówno jako w większości żeński personel sektora, jak i jako matki, które jako pierwsze odczują brak miejsc opieki. Jej zdaniem przedstawiane przez rząd działania jako „odpowiedzialność budżetowa” w rzeczywistości oznaczają wycofywanie się państwa z finansowania kluczowego obszaru polityki społecznej.
Rezygnacja z 600 miejsc interwencyjnych dla dzieci – ofiar przemocy
Kryzys pogłębia również decyzja o rezygnacji z utworzenia 600 miejsc interwencyjnych dla dzieci będących ofiarami przemocy. Miejsca te miały stanowić element systemu szybkiej ochrony dzieci w sytuacjach zagrożenia, zanim zostanie znalezione trwałe rozwiązanie.
Wycofanie reformy norm kadrowych oznacza również likwidację tego mechanizmu. Tymczasem dane za 2024 rok obrazują skalę problemu: zgłoszono 6 450 przypadków krzywdzenia dzieci, z czego 25% dotyczyło przemocy fizycznej, 25% przemocy seksualnej, a 13% poważnych zaniedbań.
Niektóre żłobki do tej pory pełniły rolę tymczasowych bezpiecznych miejsc dla dzieci w sytuacji kryzysowej, mimo że pracowały już na granicy możliwości. W ocenie posłanki De Ré rezygnacja z tych miejsc oznacza rezygnację z kluczowego elementu systemu ochrony najmłodszych, co dodatkowo wzmacnia ryzyko systemowego załamania, przed którym alarmuje cały sektor.