Delegowanie pracowników, w ramach którego obcokrajowcy są „wypożyczani” belgijskim firmom, stało się źródłem masowych nadużyć, wyzysku oraz działalności sieci przestępczych. Przed skalą problemu ostrzegają audytorzy pracy w programie Pano flamandzkiej telewizji publicznej VRT. „Żyjemy w pewnego rodzaju kraju bez zasad. To, co legalne, bywa trudne do ustalenia” – mówi Filiep De Ketelaere, audytor pracy dla Flandrii Wschodniej i Zachodniej. Statystyki są alarmujące: naruszenia wykrywa się już przy 4 na 10 kontroli, a system delegowania, mimo że gospodarczo niezbędny, wymyka się skutecznej kontroli państwa.
Delegowanie pracowników – zasady i zagrożenia
Delegowanie polega na tym, że pracodawca z jednego państwa wypożycza swoich pracowników firmie w innym kraju, gdzie wykonują zlecone obowiązki przez określony czas. Przykładem może być polska firma budowlana kierująca swoich pracowników na A1 na belgijskie place budowy. Delegowani powinni otrzymywać co najmniej belgijską płacę minimalną i podlegać belgijskiemu prawu pracy, natomiast ich ubezpieczenie społeczne pozostaje w kraju pochodzenia.
Mechanizm jest powszechny w Unii Europejskiej. Obecnie delegowanych jest około 2 milionów pracowników, z czego w Belgii 205 000. Rosnąca część to osoby spoza UE, które znajdują do niego dostęp różnymi kanałami.
Dla belgijskich firm delegowanie jest atrakcyjne finansowo – nie muszą opłacać składek społecznych, co sprawia, że delegowani są tańsi od lokalnych pracowników.
Masowe nadużycia i dramatyczne warunki życia
W praktyce delegowanie często kończy się wyzyskiem, co potwierdzają ustalenia programu Pano. System stał się siedliskiem oszustw socjalnych oraz działalności przestępczej. W sądach pracy rośnie liczba spraw, a kontrole nie pozostawiają złudzeń – w 4 na 10 przypadków wykrywane są nieprawidłowości dotyczące dokumentacji, nadgodzin czy zaniżonych stawek.
Dziennikarze Pano ujawnili również dramatyczne warunki życia delegowanych pracowników. Wielu z nich mieszka w opłakanym stanie – w barakach ośrodków wakacyjnych, po ośmiu w jednym pokoju, w opuszczonych hotelach, które formalnie nie powinny być użytkowane. Czynsz często pobierany jest mimo fatalnych standardów: wilgoć, pleśń, zagrożenie porażeniem prądem, ryzyko pożaru.
Filiep De Ketelaere podkreśla: „To przypomina kraj bez zasad. W praktyce trudno stwierdzić, co jest jeszcze legalne”.
Złożone łańcuchy dostaw i pranie brudnych pieniędzy
Sibille Boucquey z brukselskiego audytoratu pracy zwraca uwagę, że napływ pracowników spoza UE odbywa się coraz bardziej złożonymi kanałami, co sprzyja nadużyciom. W ciągu ostatnich 9 lat liczba obywateli spoza UE uzyskujących pozwolenia na pracę w UE wzrosła o 336 procent.
Profesor prawa europejskiego Yves Jorens z Uniwersytetu w Gandawie wyjaśnia, że część z nich trafia najpierw do krajów, które zapewniają łatwiejszy dostęp, a następnie są kierowani do innych państw UE. Przykładem jest napływ pracowników z Brazylii przez Portugalię – kanał dobrze znany śledczym. Często towarzyszą temu przepływy pieniędzy z działalności przestępczej, w tym narkotykowej lub z prostytucji, i ich pranie poprzez nadużycia socjalne w ramach delegowania.
Przez Słowenię również trafiają do Belgii obywatele spoza UE, co tworzy rozbudowane sieci przestępcze wykorzystujące system delegowania do nielegalnej działalności.
Ekonomiczna konieczność a skutki społeczne
Delegowani pracownicy są obecni w niemal wszystkich sektorach: od sprzątania, przez budownictwo, po rzeźnie i transport. Wielu przedsiębiorców otwarcie przyznaje, że bez pracowników delegowanych nie byliby w stanie funkcjonować.
„Po prostu trudno jest znaleźć belgijskich pracowników” – mówi Jonas Willems, właściciel firmy budowlanej Bildin. – „Muszę więc szukać ludzi pochodzenia zagranicznego”. W budownictwie delegowani stanowią już 20 procent wszystkich pracowników – to najwyższy odsetek w Europie (w Niemczech 10 procent, w Niderlandach 7 procent). Zdaniem obserwatorów realny odsetek może być jeszcze wyższy.
Firmy, które nie korzystają z delegowania, tracą konkurencyjność – delegowani są tańsi, bardziej elastyczni, pracują dłużej. Willems podkreśla jednak, że sam nie jest zwolennikiem systemu, ale bez odpowiedniej liczby pracowników nie może się rozwijać.
Profesor Jorens zauważa: „To sposób na pozyskanie tańszej siły roboczej. Gdyby delegowanie zniknęło, część modelu gospodarczego po prostu by się załamała”.
Brak skutecznej kontroli i egzekwowania przepisów
De Ketelaere ostrzega, że bez prawidłowego stosowania zasad system prowadzi do nieuczciwej konkurencji i wyścigu w dół, w którym przegrywają uczciwi przedsiębiorcy. Jednocześnie wymiar sprawiedliwości jest przeciążony.
„Mamy 18 pracowników wymiaru sprawiedliwości na 4000 spraw” – podkreśla. W Brukseli jest jeszcze gorzej: 7 pełnoetatowych pracowników obsługuje 3500–4000 spraw. Brakuje sędziów śledczych i inspektorów. „Oszust może zaryzykować, jeśli chce” – dodaje Boucquey.
Jorens uzupełnia: „Możesz mieć piękne przepisy, ale jeśli nie są egzekwowane, pozostają martwą literą”.
Labirynt podwykonawców i sprawa Oosterweelwerf
Skomplikowane łańcuchy podwykonawców dodatkowo utrudniają kontrolę. „Firmy tworzą konstrukcje z dziesięcioma podwykonawcami. Nikt nie wie, kim jest pracownik ani kto z kim współpracuje” – mówi Jorens.
To dotyczy również zamówień publicznych. Dziennikarze Pano dotarli na plac budowy Oosterweelwerf – jednej z największych inwestycji infrastrukturalnych w rejonie Antwerpii. Główny wykonawca współpracuje tam z firmami, które nie mają pracowników, a pod nimi znajdują się zagraniczne podmioty. Inspekcja wykryła, że Białorusini zatrudnieni przez polską firmę pracują za długo i za mało zarabiają. Do sądu wezwano właśnie polską firmę zatrudniającą tych pracowników. Główny wykonawca i zleceniodawca – dla jasności – nie zostali wezwani.
Pozostaje pytanie: czy firmy na szczycie wiedzą, co dzieje się kilka poziomów niżej?
Pilna potrzeba wzmocnienia systemu kontroli
Zdaniem Boucquey belgijskie firmy zwykle starają się nie ryzykować i zawsze mogą wskazać, że to podwykonawca odpowiada za nadużycia. „Nasze państwo opiekuńcze jest pod presją” – podsumowuje De Ketelaere. „Uczciwe firmy bankrutują, bo nie są w stanie konkurować. Musimy w to inwestować. Jeśli tego nie zrobimy, będzie za późno”.
Jedno jest pewne: bez wzmocnienia inspekcji i zwiększenia nadzoru nad łańcuchami podwykonawców system delegowania będzie nadal wykorzystywany przez sieci przestępcze, a konsekwencje poniosą pracownicy oraz uczciwi przedsiębiorcy.