Prokuratura w Liège umorzyła sprawę dotyczącą śmierci ośmioletniego owczarka niemieckiego Aresa, który zginął, wisząc z boku jadącego samochodu. Decyzja kończy czteromiesięczne śledztwo, które szczegółowo przeanalizowało okoliczności zdarzenia z 4 lipca. Wbrew gwałtownej reakcji w mediach społecznościowych, śledczy nie dopatrzyli się winy właściciela zwierzęcia i stwierdzili, że działał on w dobrej wierze.
Sprawa wywołała ogromne emocje po publikacji w internecie nagrań ukazujących dramatyczną scenę. Obrazy te wywołały falę oburzenia, protestów oraz skrajnych komentarzy wymierzonych w właściciela psa. Ustalenia prokuratury przedstawiają jednak o wiele bardziej złożony przebieg wydarzeń.
Przebieg wieczoru 4 lipca
Zdarzenie rozpoczęło się wieczorem, kiedy Ch., mieszkaniec Oupeye, udał się jak zwykle do kawiarni w Dalhem ze swoim psem Aresem. Zwierzę było dobrze znane bywalcom – spokojne, zadbane, zawsze towarzyszyło swojemu opiekunowi.
Tego dnia w lokalu panował wyjątkowo duży ruch, dlatego zarządzająca poprosiła, aby Ch. nie pozostawał w środku z psem. Mężczyzna odprowadził Aresa do samochodu i uchylił jedno z okien, aby zapewnić mu wentylację. Była godzina 19:30.
Około 21:00 Ch. wyszedł z lokalu, by wyprowadzić psa na spacer, po czym wrócił do środka. Ostatecznie opuścił kawiarnię około godziny 22:00, wsiadł do auta i ruszył w drogę.
Fatalne skutki próby pomocy
Kluczowe znaczenie miało ustalenie, co wydarzyło się między 21:00 a 22:00. W tym czasie nieznana osoba zauważyła psa w aucie i prawdopodobnie w dobrej wierze rozbiła jedną z szyb. Według śledczych jej celem było „pomóc” zwierzęciu, zapewniając mu więcej powietrza.
To właśnie ten gest doprowadził do tragedii. Ares, przywiązany długą smyczą, próbował wydostać się z samochodu przez rozbite okno i zawisł na zewnątrz pojazdu. Sekcja zwłok potwierdziła, że pies doznał obrażeń od odłamków szkła znajdujących się wokół wybitej szyby.
Nieświadomość właściciela i dramatyczne odkrycie
Kiedy około 22:00 Ch. wsiadł do samochodu, był przekonany, że jego pies – leżący w bagażniku – śpi. Dopiero sygnały innej kierującej uświadomiły mu, że doszło do czegoś strasznego. Po zatrzymaniu auta odkrył śmierć swojego psa.
Świadek, który zaalarmował mężczyznę, opublikował nagrania z miejsca zdarzenia. To właśnie one wywołały lawinę komentarzy w internecie – od potępienia po wezwania do przemocy wobec właściciela.
Profil właściciela i ustalenia śledczych
Śledztwo wykazało, że Ch. nie był nigdy karany za złe traktowanie zwierząt. Znajomi oraz osoby z otoczenia mężczyzny potwierdziły, że bardzo dbał o Aresa, z którym mieszkał sam. Pies był jego stałym towarzyszem.
Ważnym elementem było też to, że Ch. sam zgłosił się na policję po odkryciu tragedii. Śledczy uznali, że nie miał świadomości tego, co stało się z jego psem, gdy ruszał w drogę.
Dysproporcja między reakcją społeczną a wynikami śledztwa
Sprawa Aresa pokazuje, jak duża może być różnica między natychmiastowymi reakcjami w mediach społecznościowych a wynikami rzetelnego postępowania dowodowego. Podczas gdy internet błyskawicznie wydał wyrok, śledczy analizowali materiał dowodowy, przesłuchiwali świadków i badali każdy szczegół.
Ostatecznie prokuratura uznała, że tragiczna śmierć Aresa była wynikiem splotu nieszczęśliwych okoliczności, a mężczyzna działał w dobrej wierze.
Decyzja o umorzeniu śledztwa przypomina, jak ważne jest zachowanie ostrożności przy ocenianiu spraw opartych na fragmentarycznych nagraniach i emocjonalnych komentarzach. W tym przypadku oddzielenie faktów od emocji wymagało czasu, skrupulatności i chłodnej analizy.