Bart De Wever, który przez lata powtarzał, że „Belgia się skończyła” i walczył o niepodległą Flandrię, dziś jako premier belgijski wygłasza przemówienia na cześć króla i zapewnia o działaniu „w interesie ogólnym wszystkich obywateli”. Politolog Bart Maddens z KU Leuven analizuje ewolucję lidera N-VA – drogę od antysystemowego separatysty do szefa rządu federalnego, który dziś legitymizuje instytucje państwa, przeciwko którym wcześniej występował.
Metamorfoza partii antysystemowej w ugrupowanie władzy
Maddens podkreśla, że przemiana De Wevera i jego partii była procesem długotrwałym. N-VA powstała w 2001 roku jako odłam Volksunie – jej bardziej radykalne skrzydło. Pierwszy artykuł statutu nowej partii mówił wprost o niepodległej Flandrii. Stopniowa ewolucja rozpoczęła się jednak od razu, a nabrała dynamiki po utworzeniu kartelu wyborczego z chadecką CD&V, co złagodziło ton ugrupowania.
Kluczowy moment przyszedł w 2014 roku. De Wever zdecydował wtedy, że N-VA wejdzie do rządu federalnego, mimo że nie uzyskano kolejnej reformy państwa. Kwestie wspólnotowe miały zostać odłożone na bok. Dla partii o nacjonalistycznym DNA była to decyzja kontrowersyjna, ale kurs ten utrzymano. Efekt? Dziś De Wever kieruje rządem, którego umowa koalicyjna marginalizuje konflikt flamandzko-waloński, czyniąc go niemal pustą formą.
Premier, który wzmacnia system, wcześniej określany jako „niewydolny”
Zdaniem Maddensa obecny premier nie tylko dostosował się do systemu, ale aktywnie go wzmacnia. Jeśli jego rząd odniesie sukces – co pozostaje niewiadomą – będzie mu trudno nadal twierdzić, że Belgia jest państwem niefunkcjonującym. Wzmacniając obronność kraju, N-VA umacnia jeden z fundamentów belgijskiej państwowości.
Wyraźna jest też zmiana relacji z monarchią. Politolog zwraca uwagę na sytuację z ubiegłego tygodnia: De Wever, zamiast samodzielnie podjąć decyzję polityczną, udał się do króla z prośbą „Sire, daj mi 50 dni”. To gest symboliczny, który – jak zauważa Maddens – umocnił pozycję monarchy w oczach opinii publicznej. Premier określa króla z dużym szacunkiem, bywa że mówi o nim „suweren”. Tymczasem N-VA pozostaje partią statutowo republikańską.
Od „Belgia się skończyła” do przemówień o „interesie ogólnym”
Zmiana retoryczna De Wevera jest uderzająca. W 2010 roku w rozmowie z „Der Spiegel” określał Belgię jako „chorego człowieka Europy”, który już nie funkcjonuje. W 2023 roku stwierdził wręcz z „ewangeliczną pewnością”, że „Belgia się skończyła”.
Dwa lata później ten sam polityk jako premier apeluje do koalicjantów w Izbie Reprezentantów o odpowiedzialne zarządzanie budżetem „dla dobra wszystkich obywateli kraju”. Tego samego kraju, którego istnienie wielokrotnie kwestionował.
Paradoksy republikańskiego premiera monarchy
De Wever od zawsze przekonywał, że szanuje osobę monarchy, ale sprzeciwia się politycznej roli belgijskiego króla. W 2010 roku mówił, że dla Flamandów król jest problemem – „nie podziela ich wartości”, a sojusz z nim wzmacnia stronę francuskojęzyczną.
W 2025 roku, pod presją budżetową, ten sam polityk udaje się do króla nie po to, by złożyć dymisję, lecz by poprosić o czas. Ma to charakter inscenizacji politycznej, prowadzonej w dobrej komitywie z monarchą. Dodatkowo 15 listopada premier wygłasza przemówienie z okazji święta króla – okoliczność, która jeszcze dekadę temu byłaby trudna do wyobrażenia.
Nowy styl zarządzania – między formalnością a ironią
De Wever realizuje obowiązki belgijskiego premiera zgodnie z protokołem, uczestnicząc w świętach państwowych i wygłaszając przemówienia. Jednak, jak zauważa Maddens, nadaje tym działaniom specyficzny ton – lekko ironiczny, czasem zdystansowany, zgodny z tożsamością N-VA jako partii o antysystemowych korzeniach.
To odróżnia go od poprzedników – Elio Di Rupo czy Alexandra De Croo – którzy konsekwentnie trzymali się bardziej klasycznego, „królewskiego” stylu pełnienia funkcji premiera.
Ewolucja kadry N-VA
Zmiany dotyczą również środowiska partyjnego. W N-VA coraz więcej kluczowych stanowisk zajmują osoby, które nie wywodzą się z ruchu flamandzkiego. Maddens wymienia Valerie Van Peel, Annick De Ridder czy Axela Ronse – nowe pokolenie polityków, które nadaje ugrupowaniu bardziej centroprawicowy niż narodowy charakter.
Reformy – od niemożliwych do koniecznych
W 2023 roku De Wever sugerował, że reformy państwa mogą wymagać działań pozaprawnych. Dziś jako premier powtarza, że reformy są konieczne i możliwe – także we współpracy z partnerami francuskojęzycznymi. Narzeka, że brak porozumienia budżetowego opóźnia zmiany społeczno-gospodarcze zapisane w umowie rządowej. Do tej pory jedyną zrealizowaną reformą pozostaje ta dotycząca zasiłków dla bezrobotnych.
Od obrońcy Flandrii do reprezentanta całej Belgii
De Wever budował swoją karierę jako „obrońca Flandrii”, wielokrotnie przedstawiając Walonię jako ciężar dla północy. Symboliczne były choćby akcje z ciężarówkami „fałszywych banknotów” w Strépy-Thieu czy nieprzychylne wypowiedzi o mieszkańcach południa kraju.
Jako premier mówi o Belgii „nasz kraj”, a przed parlamentem deklaruje, że wszyscy deputowani reprezentują „całość obywateli”. Nie posuwa się co prawda do entuzjastycznych okrzyków na cześć Belgii, ale język, którego używa, jest diametralnie różny od dawnych deklaracji.
„Dwie demokracje”? Argument chwilowo odłożony
Przez lata De Wever powtarzał, że Belgia składa się z dwóch demokracji, w istocie od siebie odseparowanych. W 2011 roku mówił, że kraj stał się „permanentną dyskusją dyplomatyczną między dwoma narodami”.
Dziś reprezentuje tę właśnie belgijską demokrację na forum międzynarodowym. Na marginesie Zgromadzenia Ogólnego ONZ zapewniał dziennikarzy, że działa „dla dobrobytu każdego obywatela naszego kraju”. W inauguracyjnym wykładzie na Uniwersytecie w Gandawie ani słowem nie wspomniał o konfederalizmie.
Pytanie o przyszłość – zwrot ideowy czy taktyka?
Czy De Wever realnie zmienił swoje przekonania, czy też jest to wyłącznie pragmatyczna taktyka? Maddens pozostaje ostrożny. Jeśli rząd Arizona odniesie sukces, będzie to dowód, że Belgia funkcjonuje – co podważyłoby wieloletnią retorykę N-VA. Jeśli się nie powiedzie, De Wever może wykorzystać to jako argument za głęboką reorganizacją państwa.
W ocenie politologa historia kariery De Wevera pokazuje, że często składał obietnice, których później nie dotrzymywał – chociażby wielokrotne deklaracje odejścia z funkcji przewodniczącego N-VA. Dziś premier zapowiada, że Boże Narodzenie to „ostateczny termin” na budżet – czy tym razem dotrzyma słowa, pozostaje zagadką.
Jedno jest pewne: człowiek, który przez lata uważał Belgię za byt schyłkowy, teraz stoi na czele jej rządu i legitymizuje struktury państwa, które niegdyś chciał rozmontować. To ewolucja, która dzieli obserwatorów sceny politycznej – jedni widzą w niej dojrzałość i pragmatyzm, inni sprytną taktykę separatysty, który nadal gra o swoją wizję przyszłości Flandrii.