Przez trzy dekady profesor z wydziału bioinżynierii Wolnego Uniwersytetu Brukselskiego (VUB) kierował swoim laboratorium żelazną ręką, stosując drobiazgową kontrolę i wywołując strach wśród podwładnych. „Słyszeliśmy jego krzyki przez ścianę, uderzał w nasze laptopy. Każdego dnia ktoś płakał” – opowiadają byli pracownicy. W 2024 roku profesor otrzymał najłagodniejszą możliwą karę dyscyplinarną, choć tuż przed rozpoczęciem roku akademickiego został ostatecznie usunięty z uczelni.
Ustalenia te ujawniła redakcja programu Pano w ramach śledztwa dotyczącego sposobu, w jaki belgijskie uniwersytety reagują na nadużycia kadry akademickiej. Sprawa z VUB pokazuje, jak trudno pociągnąć do odpowiedzialności osoby o wysokiej pozycji i znaczeniu finansowym dla uczelni.
Prestiż i pieniądze ważniejsze niż ludzie
„Przynosi uczelni ogromne pieniądze, a jego pozycja jest bardzo wysoka. Wystarczy go wyszukać w internecie – wszędzie artykuły o tym, jak bardzo uniwersytet jest z niego dumny” – mówi jeden z byłych współpracowników profesora.
Za tą fasadą kryły się jednak krzyki, upokorzenia i ciągła presja. Trzynaścioro byłych pracowników i współpracowników zgodziło się opowiedzieć swoją historię redakcji Pano. Ich relacje, obejmujące różne lata, tworzą spójny obraz nadużyć – od werbalnej agresji po seksizm i zastraszanie. Wszyscy poprosili o anonimowość w obawie przed odwetem.
Atmosfera strachu i przemocy psychicznej
„Nigdy nie wiedziałeś, czy będzie miał dobry, czy zły dzień. Większość dni była zła. Wzywał kogoś do gabinetu i zaczynał krzyczeć. Uderzał rękami w stół albo w laptopa. Każdego dnia ktoś płakał” – wspomina jedna z osób.
Świadkowie opisują profesora jako przykład toksycznego lidera: „Chciał kontrolować wszystko”. Pracownicy pozostawali w pracy do późnych godzin, próbując udowodnić swoje zaangażowanie. „Zawsze zostawałem do 21:00, bo oskarżał mnie, że pracuję za mało” – mówi były doktorant.
Sprzeciw kończył się natychmiastowymi konsekwencjami. „Jeśli ktoś mu się sprzeciwił, przestawał poprawiać jego prace. Nie zamawiał potrzebnych substancji do badań. Niewielu udało się obronić doktorat w cztery lata”.
Seksizm i nadużycia wobec kobiet
W relacjach świadków powtarza się również temat mizoginii. „Kobiety są głupie, kobiety to kozy. Mówił to często. Uważał, że nie powinny zajmować się nauką” – relacjonuje jedna z osób.
„Kiedy kobieta coś mówiła, dla niego to było jak powietrze. Musiały robić dwa razy więcej, by zasłużyć na uwagę” – dodaje inny były pracownik.
Nie tylko kobiety były ofiarami. Jeden z mężczyzn opowiada, że profesor zachowywał się wobec niego w sposób nieodpowiedni: „Zawsze, gdy się pociłem, nazywał mnie ‘gorącym chłopakiem’. Mówił, że dobrze wyglądam. Zaprosił mnie nawet do siebie do domu, ale odmówiłem”.
Zrujnowane zdrowie psychiczne
Lata pracy w laboratorium pod jego nadzorem miały dramatyczne skutki dla zdrowia podwładnych. „Bałem się każdego spotkania z nim, przestałem spać, miałem koszmary” – wspomina były pracownik.
„Wiele osób wpadło w depresję, przerwało doktorat lub odeszło z uczelni. Połowa trafiła do psychologa, reszta sięgnęła po alkohol albo antydepresanty. Bałem się, że pewnego dnia dostaniemy wiadomość, że ktoś popełnił samobójstwo” – dodaje inna osoba.
System, który nie chroni ofiar
Procedury zgłaszania nadużyć na belgijskich uniwersytetach istnieją, ale dla doktorantów są szczególnie trudne do wykorzystania – wyjaśnia Sofie Avery z Uniwersytetu w Gandawie i Antwerpii.
„Jeśli twój promotor jest znaną postacią w wąskiej dziedzinie, złożenie skargi graniczy z niemożliwością. Obawiasz się, że zniszczy ci karierę” – tłumaczy badaczka.
Mimo to w 2022 roku 23 osoby zdecydowały się ponownie zgłosić nadużycia profesora. Wszczęto postępowanie dyscyplinarne, ale większość składających zeznania uczyniła to anonimowo. W takim przypadku nazwisko jest znane uczelni, lecz nie komisji dyscyplinarnej.
Anonimowe zeznania bez mocy
Jak zauważa Avery, komisja otrzymuje wówczas jedynie „okrojoną wersję prawdy”. „Zeznania są redagowane tak, by nie można było zidentyfikować autora. W efekcie szczegółowe relacje o molestowaniu stają się pustymi sformułowaniami typu ‘ta osoba czuła się niekomfortowo’ – to bezwartościowe”.
Również rektor VUB Jan Danckaert przyznaje, że anonimowe skargi są często odrzucane przez obronę ze względu na niską wartość dowodową. Zapowiada jednak zmianę regulaminu, by osoby anonimowe mogły składać zeznania ustnie przed komisją.
Kara symboliczna
Po długiej procedurze profesor otrzymał pisemną naganę – najłagodniejszą możliwą sankcję. „To nic nie znaczy” – komentuje były pracownik. „Zapytałem wtedy rektora: czy musi kogoś zabić, żeby go zwolniono?”.
Adwokat profesora twierdzi, że jego klient został uniewinniony z zarzutów toksycznego przywództwa, seksizmu i nadużycia władzy. „Decyzja ograniczyła się do pisemnej nagany za sposób komunikacji” – napisał w odpowiedzi redakcji. Uczelnia nie udostępniła samej decyzji, tłumacząc się brakiem możliwości prawnych.
Niespodziewane zwolnienie po latach milczenia
16 września redakcja Pano poinformowała VUB, że przygotowuje reportaż o procedurach dyscyplinarnych, w którym pojawi się nazwisko uczelni. Trzy dni później dziekan wydziału bioinżynierii wysłał maila do pracowników – profesor został zwolniony.
Decyzja zapadła tuż przed inauguracją roku akademickiego, podczas której sam rektor mówił o „trudnej decyzji” i potrzebie zakończenia „epoki toksycznego przywództwa”.
Zapytany, czy uniwersytet reaguje dopiero po zainteresowaniu mediów, rektor odpowiedział jedynie: „Nie mogę komentować indywidualnych przypadków”.
Problem szerszy niż jeden profesor
Sprawa z VUB nie jest odosobniona. Według danych Pano, w ostatnich latach na belgijskich uniwersytetach wszczęto 45 postępowań dyscyplinarnych wobec profesorów, z czego tylko trzy zakończyły się zwolnieniem.
Sytuacja doktorantów pozostaje szczególnie trudna – ich przyszłość akademicka zależy całkowicie od promotora, co tworzy układ sił sprzyjający nadużyciom. W praktyce system ten często chroni sprawców, a nie ofiary.