W poniedziałek 10 listopada 2025 r. przed siedzibą rządu Federacji Walonii-Brukseli przy placu Surlet de Chokier w Brukseli zebrało się ponad tysiąc nauczycieli. Manifestacja, zorganizowana przez wspólny front związkowy, była wyrazem sprzeciwu wobec reform edukacyjnych wprowadzanych przez minister edukacji Valérie Glatigny z partii MR. Głównym punktem sporu jest zwiększenie tygodniowego pensum dla nauczycieli szkół średnich drugiego stopnia z 20 do 22 godzin lekcyjnych, bez jakiejkolwiek rekompensaty finansowej. Protestujący określają to jako rażącą niesprawiedliwość, podkreślając, że żadna inna grupa zawodowa nie zaakceptowałaby wzrostu obciążenia pracą o 10 procent bez podwyżki wynagrodzenia.
Głos nauczycieli: dwa lata walki o godne warunki pracy
Wśród protestujących znalazła się Aurélie Praet, nauczycielka języka francuskiego z Institut Saint-Boniface na Ixelles, która po raz drugi w swojej 19-letniej karierze zdecydowała się na udział w strajku. Po raz pierwszy przystąpiła do protestu w ubiegłym roku, solidaryzując się z nauczycielami szkolnictwa zawodowego dotkniętymi cięciami budżetowymi. Tym razem kieruje nią poczucie głębokiej niesprawiedliwości wobec decyzji władz.
„Jaki inny zawód zgodziłby się pracować o 10 procent więcej bez wynagrodzenia?” – pyta retorycznie nauczycielka. Jak podkreśla, politycy bagatelizują problem, mówiąc o „zaledwie dwóch godzinach więcej”, podczas gdy w rzeczywistości chodzi o dwie godziny prowadzenia zajęć, a do tego dochodzi przygotowanie lekcji, sprawdzanie prac, zebrania pedagogiczne i organizacja wydarzeń dla uczniów.
„Osobiście organizuję trzy wyjścia do teatru miesięcznie, które odbywają się wieczorami. To właśnie z takich inicjatyw będziemy musieli zrezygnować z powodu zmęczenia, braku czasu i, powiem wprost, braku motywacji” – tłumaczy Praet, wskazując, że problem wykracza daleko poza sam wymiar godzinowy.
Zakres protestów i reformy budzące sprzeciw
Manifestacje odbyły się w całej Federacji Walonii-Brukseli. W Liège protestujący przemaszerowali ulicami miasta, kończąc pochód przed Królewską Operą Walonii. W Namur zorganizowano symboliczne czuwanie „na cześć umarłego systemu edukacji”, a w Tournai powstały pikiety przed szkołami.
W stolicy protest przybrał szczególnie symboliczną formę. Uczestnicy złożyli wieniec kwiatów u stóp pomnika Brabançonne „na pamiątkę kolegów poświęconych przez decyzje rządowe”, jak tłumaczyli organizatorzy. Około godziny 10:30 manifestanci zablokowali ruch na bulwarze, po czym ruszyli w stronę Saint-Josse. W proteście wzięli także udział uczniowie, solidaryzując się ze swoimi nauczycielami.
Związki zawodowe sprzeciwiają się całemu pakietowi środków oszczędnościowych, obejmującemu nie tylko zwiększenie pensum bez podwyżek, ale także ograniczenie środków na bezpłatność edukacji i podwyższenie czesnego w niektórych segmentach szkolnictwa.
Brak konsultacji i niepewność wśród pedagogów
Fabrice Pinna, przedstawiciel regionalny związku CSC-Enseignement, ostro skrytykował sposób wdrażania reform. „Wbrew temu, co się mówi, to nie jest dzień wolny, to jest dzień strajku. Jesteśmy dopiero na początku walki” – podkreślił. Według niego minister nie rozumie skutków swojej decyzji. „Dodając dwie godziny nauczycielom drugiego stopnia, nie bierze pod uwagę, że to więcej uczniów, więcej rodziców i więcej spotkań. To doprowadzi do likwidacji 1 500 etatów” – ostrzega Pinna.
Niepewność dotyczy także szczegółów nowych przepisów. Cédric, nauczyciel historii i religii, przyznaje, że sam nie wie, czy zmiany obejmą również jego stanowisko. „Pracuję już 24 godziny tygodniowo – pełny etat plus dwie dodatkowe godziny. Ponieważ część zajęć prowadzę w drugim stopniu, a większość w pierwszym, nie wiem, jak to będzie wyglądać. Dyrektorzy szkół są w tej samej sytuacji co my” – mówi.
Cédric, który nigdy wcześniej nie należał do związku zawodowego, po raz pierwszy wziął udział w strajku 14 października. Tym razem znów dołączył do protestu, wspierany przez dyrekcję swojej szkoły, która również uczestniczyła w manifestacji.
Napięty klimat społeczny i rosnąca frustracja
Poniedziałkowy strajk wpisuje się w szerszy kontekst narastającego napięcia w sektorze edukacji, gdzie mobilizacje społeczne trwają już od wielu miesięcy. „Od lat kolejne pakiety oszczędnościowe nieustannie uderzają w edukację”, mówi Hugo Lejeune ze związku SLFP-Enseignement, wskazując na „ogromne obciążenie psychiczne” spoczywające na nauczycielach.
Według niego rządowy raport ekspertów „posłużył jako narzędzie presji”, co skłoniło nawet liberalny związek do przyłączenia się do wspólnego frontu po nieudanych próbach negocjacji. Decyzja ta, jak podkreśla, dowodzi, że skala problemu jest wyjątkowa.
Dla wielu nauczycieli obecna sytuacja to punkt kulminacyjny po latach frustracji. Pedagodzy wskazują na nieustanne reformy wprowadzane bez konsultacji, w tym na kontrowersyjną rewizję wspólnej podstawy programowej, którą wielu z nich określa jako zmarnowany wysiłek lat pracy.
Reakcja minister edukacji i perspektywy dalszych protestów
Minister Valérie Glatigny broni swoich decyzji, powołując się na trudną sytuację finansową Federacji Walonii-Brukseli. W rozmowie z portalem Sudinfo przypomniała, że „85 procent z ośmiu miliardów euro przeznaczonych na edukację trafia na wynagrodzenia, a co piąta pensja nauczyciela jest finansowana z kredytu”. „To po prostu nie do utrzymania” – dodała.
Słowa te nie przekonują jednak związków ani nauczycieli, którzy uznają, że nie można rozwiązywać problemów budżetowych kosztem jakości nauczania. Ich zdaniem zawód nauczyciela staje się coraz mniej szanowany, co może doprowadzić do poważnych braków kadrowych w przyszłości.
Związki zawodowe zapowiadają dalszą eskalację działań i kolejną falę strajków zaplanowaną na 24–26 listopada. Konflikt między środowiskiem pedagogicznym a rządem Federacji Walonii-Brukseli wciąż się zaostrza, zapowiadając trudne tygodnie dla frankofońskiego systemu edukacji.