W poniedziałek 10 listopada belgijskie szkolnictwo frankofońskie zostało sparaliżowane przez kolejną falę protestów. Nauczyciele odpowiedzieli na apel czterech central związkowych – CGSP Enseignement, CSC-Enseignement, Setca-Sel i SLFP-Enseignement – organizując ogólnoregionalny strajk, który doprowadził do poważnych zakłóceń w funkcjonowaniu szkół w całej Federacji Walonii-Brukseli. Jak podkreślają związkowcy, nie jest to dzień wolny, lecz akt sprzeciwu wobec polityki edukacyjnej, którą uznają za niszczącą dla systemu oświaty.
Narastająca frustracja wśród nauczycieli
Strajk jest wyrazem zmęczenia i niezadowolenia nauczycieli wobec długotrwałych problemów sektora: chronicznego braku kadry pedagogicznej, przeciążenia administracyjnego, spadku prestiżu zawodu, pogarszających się warunków pracy i niestabilności zatrudnienia. Polityka minister edukacji Valérie Glatigny (MR) od dawna spotyka się z ostrą krytyką środowiska.
„Organizujemy akcję z trąbieniem klaksonami na bulwarze z nauczycielami z Collège Jean XXIII, Don Bosco, la Providence i Saint-Michel. Ubraliśmy się na czarno, by pokazać, że szkolnictwo jest w żałobie” – mówi Julie, nauczycielka z Woluwe z 17-letnim stażem. „Decyzje podejmowane są bez konsultacji, nie poprawiają jakości nauczania i nie rozwiązują problemu braku nauczycieli” – dodaje.
Xavier Toussaint, pedagog z Institut des Sacrés-Cœurs w Waterloo, przyznaje, że mimo przywiązania do zawodu coraz trudniej mu znieść obecną sytuację. „To praca, którą kocham, ale czuję coraz większe zniechęcenie. Mamy wrażenie, że nikt nas nie słucha” – podkreśla.
Reformy w ogniu krytyki
Na celowniku nauczycieli znalazły się reformy wprowadzane przez minister Glatigny. Kontrowersje budzi m.in. likwidacja siódmego roku szkolnictwa techniczno-zawodowego, kierowanie pełnoletnich uczniów do edukacji dla dorosłych i szkoleń IFAPME, zastąpienie mianowania umowami na czas nieokreślony (CDIe), wprowadzenie zakazu rekreacyjnego używania telefonów w szkołach, podniesienie progu zdawalności do 60 proc. dla egzaminów CEB, CE1D i CESS oraz odroczenie planu przeciwdziałania wczesnemu porzucaniu nauki.
Protestujący przypominają, że 27 stycznia tysiące nauczycieli, dyrektorów i rodziców wyszło na ulice, by zaprotestować przeciwko polityce rządu. Decyzje budżetowe regionu, które ograniczają finansowanie oświaty, tylko zaostrzyły napięcia.
Cięcia i obciążenia: „Jesteśmy na granicy wytrzymałości”
„Tylko dostajemy po głowie. Co tydzień zastanawiamy się, co będzie następne. Nasz sektor płaci najwyższą cenę – jeśli chodzi o emerytury, czas pracy i wynagrodzenie. Przedemerytura została skrócona do 24 miesięcy, co wydłuża kariery zawodowe, a nauczyciele szkół średnich będą pracować o 10 proc. więcej bez podwyżek” – wylicza Xavier Toussaint, który pracuje w zawodzie od 2002 roku.
Szczególne oburzenie budzi zmiana zasad zwolnień chorobowych. „To cios w chorych. Gdy skończą się dni chorobowe, wynagrodzenie spada do 60 proc. zamiast 80 proc.” – dodaje nauczyciel.
Krytyka priorytetów minister Glatigny
Zdaniem Rolanda Lahayego z CSC-Enseignement oraz wielu nauczycieli, minister Glatigny nie rozumie realnych problemów sektora. „Nie zajmuje się tym, co istotne, i odwraca uwagę opinii publicznej – raz ogłasza obowiązek wieszania flag belgijskich w szkołach, innym razem tworzy rejestr placówek, w których uczniowie mogą nosić symbole religijne” – komentuje Toussaint.
Związki zawodowe zarzucają rządowi błędne priorytety i brak długofalowej wizji. „Rząd tnie w kluczowych obszarach: bezpłatność szkolna ma być rozszerzona przy budżecie dwukrotnie mniejszym, a przywrócenie opcji w trzeciej klasie szkoły średniej kosztuje 40 milionów euro. Samo wprowadzenie CDIe pochłonęłoby 500 milionów. Podniesienie progu zdawalności zwiększy liczbę powtarzających klasy, a to też generuje koszty” – zauważa nauczyciel z Brabancji Walońskiej.
Podwyżka opłat za studia w szkolnictwie wyższym spotkała się również z ostrą reakcją środowiska akademickiego i studenckiego.
Maraton protestu i groźba eskalacji
„Wierzymy, że można zbudować inne społeczeństwo niż to, które forsuje obecny rząd. W ubiegłym roku brałem udział w 10 dniach strajku. To maraton, a nie sprint. Wynagrodzenie ma znaczenie, ale jeśli nie będziemy walczyć, stracimy znacznie więcej” – mówi Toussaint.
Rodzice muszą przygotować się na kolejne zakłócenia w pracy szkół. Już 25 listopada zapowiedziano strajk sektora publicznego, a dzień później – ogólnokrajowy strajk międzysektorowy, w których nauczyciele prawdopodobnie wezmą udział. Związki nie wykluczają też kolejnych protestów w grudniu.
Systemowy kryzys edukacji
Kryzys w szkolnictwie frankofońskim ma charakter strukturalny. Brak nauczycieli nie wynika jedynie z kwestii finansowych, lecz również z utraty społecznego prestiżu zawodu i rosnącego obciążenia biurokratycznego. Nauczyciele coraz więcej czasu poświęcają na sprawozdania i dokumentację kosztem pracy z uczniami.
Konflikt między rządem regionalnym a środowiskiem nauczycielskim odsłania głęboki spór o wizję edukacji publicznej. Rząd tłumaczy swoje decyzje koniecznością reform i dyscypliny budżetowej, podczas gdy nauczyciele ostrzegają, że obecna polityka może pogłębić kryzys, obniżyć jakość nauczania i zwiększyć nierówności społeczne w dostępie do edukacji.