Gmina Anderlecht w Brukseli zmaga się z nasilającą się falą przemocy związaną z handlem narkotykami, która przerasta możliwości lokalnych władz. Po kolejnym zdarzeniu, w którym 11-letnia dziewczynka została ranna odłamkami szkła, gdy kule przeleciały przez okno jej sypialni, radna Bieke Comer z partii Vooruit wystosowała dramatyczny apel o wsparcie ze strony władz regionalnych i federalnych.
Odrzucony plan zamykania sklepów
Po strzelaninie burmistrz Anderlechtu zaproponował, by wszystkie sklepy w dzielnicy Cureghem były zamykane o 21:00. Celem było ograniczenie nocnej aktywności związanej z handlem i używaniem narkotyków. Po burzliwej debacie propozycja została jednak odrzucona przez radę gminy.
„Zaproponowaliśmy ten środek, bo wielu mieszkańców cierpi przez nocne używanie narkotyków w okolicy – ludzie zażywają narkotyki na ulicy, dochodzi do bójek i zakłóceń porządku, wszędzie zostają śmieci” – wyjaśniła Comer w programie „De Ochtend” na antenie VRT Radio 1.
Ograniczone możliwości władz lokalnych
Po odrzuceniu planu Anderlecht stara się działać w ramach własnych kompetencji. „Robimy, co możemy, przy środkach, które mamy. Na szczęście prokurator prowadzi teraz wiele śledztw, dzięki czemu udało się zatrzymać wiele osób. To było konieczne” – podkreśliła radna.
Jednak jej zdaniem same działania policyjne nie wystarczą. „Zatrzymuje się jednych, a na ich miejsce natychmiast pojawiają się nowi. To błędne koło” – oceniła Comer. Dodała, że skala problemu znacznie przekracza możliwości finansowe i organizacyjne gminy.
„Anderlecht nie może sobie z tym poradzić sam. Potrzebujemy pomocy od wyższych szczebli władzy. Gdy reakcja nie nadchodzi, to naprawdę przygnębiające” – powiedziała.
Brak obiecanego wsparcia wojska
Minister spraw wewnętrznych Annelies Verlinden (CD&V) zapowiedziała wcześniej wysłanie żołnierzy do pomocy policji, jednak – jak wskazuje Comer – do tej pory nie pojawili się oni w Anderlechcie. „Słyszałam, że pojawiły się problemy administracyjne z ich przysłaniem” – powiedziała.
Radna zaznacza, że obecność żołnierzy mogłaby realnie odciążyć lokalną policję, która obecnie odpowiada także za pilnowanie obiektów wymagających stałej ochrony. „Gdyby żołnierze przejęli te obowiązki, funkcjonariusze mogliby wrócić na ulice i skupić się na walce z przestępczością” – dodała.
Problem policyjnej solidarności
Comer zwróciła również uwagę na system tzw. solidarności policyjnej, który zobowiązuje wszystkie gminy Belgii do wysyłania funkcjonariuszy na zabezpieczenia demonstracji i wydarzeń w innych regionach kraju. „Nasi policjanci są regularnie oddelegowywani do innych miast, mimo że tutaj mamy strzelaniny. To absurdalne. Zwolnienie nas z tego obowiązku byłoby teraz konieczne” – oceniła.
Zmęczenie społeczne i obojętność
Radna podkreśla, że kolejne akty przemocy w Anderlechcie coraz rzadziej wywołują reakcję opinii publicznej. „To złe zjawisko. Nasza społeczność naprawdę to przeżywa. W mojej okolicy dwukrotnie doszło do strzelanin. To wstrząsające – nigdy się do tego nie przyzwyczaimy” – powiedziała Comer.
Zapytana, czy czuje się bezsilna, odpowiedziała po chwili milczenia: „Robimy, co możemy jako gmina, ale ta sytuacja nas przerasta. To problem całej Brukseli, a nawet Belgii. Potrzebujemy wsparcia – i to natychmiastowego”.
Problem o charakterze ponadregionalnym
Anderlecht stał się symbolem szerszego kryzysu bezpieczeństwa w regionie stołecznym. Handel narkotykami i powiązana z nim przemoc coraz częściej wykraczają poza granice pojedynczych gmin, wymagając koordynacji między lokalnymi administracjami, służbami regionalnymi i rządem federalnym.
Eksperci podkreślają, że obok wzmocnienia służb potrzebne są działania długofalowe: inwestycje w edukację, politykę społeczną, programy integracyjne i przeciwdziałanie marginalizacji młodzieży.