Na kilka tygodni przed zaplanowanymi na 24–26 listopada trzydniowymi akcjami protestacyjnymi przewodniczący socjalistycznego związku zawodowego FGTB/ABVV, Thierry Bodson, stał się celem ataków w mediach społecznościowych dotyczących jego „hojnego” wynagrodzenia. To nie pierwszy raz, gdy kwestia zarobków lidera związkowców budzi kontrowersje, a powtarzające się zarzuty wyraźnie irytują samego zainteresowanego.
Związki zawodowe zapowiadają akcję protestacyjną na dużą skalę, która ma sparaliżować znaczną część kraju. Mieszkańcy Belgii muszą liczyć się z poważnymi utrudnieniami w funkcjonowaniu transportu publicznego oraz wielu innych usług. Jednym z głównych powodów niezadowolenia pracowników są kwestie finansowe – obawy o spadek dochodów w wyniku nowych środków planowanych przez rząd Barta De Wevera, który poszukuje oszczędności w wysokości 10 miliardów euro.
Atmosfera konfrontacji w przestrzeni publicznej
Od kilku miesięcy belgijska scena polityczna przypomina pole otwartej konfrontacji. Prezesi partii prowadzą ostre spory w mediach społecznościowych, ich działacze powielają ten styl, a zwykli mieszkańcy również włączają się do dyskusji. Wśród osób, które stają się celem krytyki, znaleźli się także liderzy związków zawodowych. Thierry Bodson po raz kolejny nie uniknął ataków. „Łatwo jest wzywać pracowników do manifestacji, gdy zarabia się tyle pieniędzy co on” – czytamy w licznych komentarzach na Facebooku.
Dwa lata temu mieszkaniec Liège odpowiedział na pytania dotyczące tego tematu w wywiadzie dla stacji LN24. Potwierdził wówczas dane opublikowane w Dzienniku Urzędowym (Moniteur Belge) dotyczące swojego poprzednika, Roberta Vertenueil, którego zastąpił w czerwcu 2020 roku. Wynagrodzenie wynosiło około 100 000 euro brutto rocznie, czyli ok. 5 500 euro netto miesięcznie. Bodson podkreślił, że jego pensja pochodzi ze składek pracowniczych, a diety z tytułu uczestnictwa w różnych gremiach trafiają bezpośrednio do organizacji związkowej. „Nie mam kierowcy, jeżdżę Skodą i pracuję 60 godzin tygodniowo” – mówił wówczas absolwent studiów księgowych w Liège.
Stanowcza odpowiedź na powtarzające się zarzuty
W poniedziałek, w obliczu kolejnej fali krytyki, Thierry Bodson wyraził swoje zniecierpliwienie. „Nie odpowiadam już na to pytanie. Co roku jest to samo. Moje wynagrodzenie jest powszechnie znane” – stwierdził zirytowany lider FGTB. Zmęczony powtarzającymi się oskarżeniami potwierdził jednak, że nadal pracuje ponad 60 godzin tygodniowo i wciąż jeździ Skodą, którą wymienia dopiero po przejechaniu 250 000 kilometrów.
Oficjalne dane o wynagrodzeniu
Informacji o zarobkach Bodsona nie znajdziemy już w Dzienniku Urzędowym, lecz na stronie internetowej Trybunału Obrachunkowego (Cour des comptes). Najnowsza deklaracja majątkowa dotyczy roku 2023. Thierry Bodson wymienił w niej ponad dziesięć nieodpłatnych mandatów oraz kwotę wynagrodzenia, jaką uzyskał jako przewodniczący FGTB. Wykazana suma – 200 000 euro brutto – jest dwukrotnie wyższa niż kwota, którą podawał dla roku 2020.
Analiza danych z lat 2021 i 2022 potwierdza, że także wówczas wynagrodzenie zaokrąglono do 200 000 euro. To mniej niż zarobki przewodniczących partii politycznych, takich jak Paul Magnette czy Georges-Louis Bouchez, lecz odpowiada miesięcznej pensji brutto w wysokości ok. 16 666 euro.
Porównanie z wynagrodzeniami innych liderów związkowych
Marc Leemans, były przewodniczący Konfederacji Związków Chrześcijańskich (CSC), również zadeklarował kwotę 200 000 euro w 2023 roku. Identyczne wynagrodzenie od 2020 roku wykazuje także Mario Coppens, przewodniczący liberalnego związku zawodowego CGSLB.
Dane te wskazują, że wynagrodzenia liderów największych belgijskich central związkowych utrzymują się na zbliżonym poziomie, niezależnie od orientacji ideologicznej organizacji. Sugeruje to, że poziom pensji przewodniczących związków wynika raczej ze standardów rynkowych dla stanowisk kierowniczych w dużych organizacjach społecznych niż z arbitralnych decyzji.
Kontekst i perspektywy
Kontrowersje wokół wynagrodzeń liderów związkowych nie są zjawiskiem nowym ani ograniczonym do Belgii. W wielu krajach pojawia się pytanie, czy osoby reprezentujące interesy pracowników powinny zarabiać znacznie więcej niż ci, których reprezentują. Zwolennicy obecnego systemu podkreślają jednak, że kierowanie organizacją związkową o krajowym zasięgu, liczącą setki tysięcy członków, wymaga wysokich kompetencji menedżerskich i strategicznych.
Thierry Bodson, zarządzający strukturą o znaczącym wpływie na belgijskie życie społeczne i polityczne, pełni funkcję wymagającą zarówno ogromnego zaangażowania czasowego, jak i umiejętności negocjacyjnych oraz komunikacyjnych. Jego roczne wynagrodzenie w wysokości 200 000 euro brutto plasuje się poniżej zarobków prezesów dużych przedsiębiorstw czy liderów głównych partii politycznych, ale znacznie powyżej średniej krajowej wynoszącej około 45 000 euro brutto rocznie. Dysproporcja ta stanowi źródło napięć, zwłaszcza w okresach społecznych protestów przeciwko ograniczeniom wydatków publicznych i redukcji świadczeń.
W kontekście nadchodzących strajków oraz trudnej sytuacji finansowej wielu belgijskich gospodarstw domowych, temat wynagrodzenia liderów związkowych nabiera symbolicznego znaczenia. Niezależnie od argumentów o adekwatności zarobków do zakresu odpowiedzialności, kwestia ta zapewne jeszcze nie raz powróci w debacie publicznej – szczególnie w momentach nasilonych napięć społecznych.