Osoba, która nagrała i udostępniła w sieci wideo przedstawiające burmistrza Sint-Truiden Ludwiga Vandenhove’a (Vooruit) w stanie nietrzeźwości, prawdopodobnie nie poniesie poważnych konsekwencji – uważa ekspert ds. prywatności Bavo Van den Heuvel. Sprawa wywołała gorącą dyskusję na temat granic prywatności osób publicznych i prawa społeczeństwa do informacji.
„Interes społeczny waży tutaj więcej niż prywatność burmistrza” – podkreśla Van den Heuvel. Jego zdaniem osoby pełniące funkcje publiczne muszą liczyć się z większą ekspozycją w mediach, również w mniej korzystnych momentach swojego życia.
Reakcja burmistrza i skarga do organów ścigania
Po publikacji nagrania, na którym widać chwiejącego się burmistrza poruszającego się po ulicy, Ludwig Vandenhove złożył skargę przeciwko autorom materiału. Obejmuje ona zarówno nieznane osoby, jak i konkretną osobę, która miała chwalić się wykonaniem nagrania. Burmistrz argumentuje, że film narusza jego prywatność i godzi w wizerunek.
Jednak eksperci nie są zgodni co do tego, czy sprawa ma szanse powodzenia. W dobie powszechnej dostępności kamer w smartfonach i roli mediów społecznościowych, granica między życiem prywatnym a publicznym staje się coraz bardziej płynna – zwłaszcza w przypadku polityków.
Prawo do prywatności a interes społeczny
„Z prawnego punktu widzenia nagrywanie i rozpowszechnianie materiałów bez zgody osoby zainteresowanej jest zakazane. Ale w tym przypadku chodzi o osobę publiczną” – wyjaśnia Van den Heuvel. Jak dodaje, status osoby publicznej oznacza, że prawo do prywatności jest ograniczone, gdy pojawia się uzasadniony interes społeczny.
„Kiedy polityk uczestniczy w pochodzie lub wydarzeniu charytatywnym, nie ma problemu z kamerami. Ale w mniej pochlebnym momencie nagle chce być traktowany jak osoba prywatna. Tymczasem bycie osobą publiczną oznacza odpowiedzialność – w dobre i w złe dni” – zaznacza ekspert.
Funkcja wzorcowa i kwestia odpowiedzialności
Van den Heuvel przypomina, że burmistrz pełni funkcję wzorcową dla lokalnej społeczności. „Oczywiście ma prawo się bawić, ale jeśli idzie chwiejnym krokiem po ulicy, musi liczyć się z konsekwencjami. Mógł zrobić to bardziej dyskretnie. Publiczny, gdy to wygodne, prywatny, gdy krępujące – tak to nie działa” – mówi ekspert.
Dodatkowym aspektem jest fakt, że poruszanie się po ulicy w stanie nietrzeźwości stanowi wykroczenie. „To nie jest tylko kwestia wizerunku, ale również prawa” – dodaje Van den Heuvel, wskazując na podwójne standardy, jakie mogą być przypisywane osobom odpowiedzialnym za przestrzeganie porządku publicznego.
Konsekwencje dla autora nagrania
Zdaniem Van den Heuvela autor filmu najprawdopodobniej uniknie kary lub otrzyma jedynie symboliczne upomnienie. „Skarga trafi do komisji ds. prywatności, ale wynik nie będzie spektakularny. Istnieje wystarczająco dużo argumentów przemawiających za tym, że interes społeczny ma tutaj pierwszeństwo” – tłumaczy.
„Być może nagranie zostanie usunięte z internetu, choć w praktyce to niemal niemożliwe. Nie spodziewam się grzywny dla osoby, która je opublikowała” – dodaje ekspert.
Jego zdaniem sprawa pokazuje ograniczoną skuteczność prawa wobec nowoczesnych form komunikacji, w których treści rozpowszechniają się błyskawicznie i często poza kontrolą autorów.
Efekt Streisand i strategia milczenia
Van den Heuvel uważa, że najlepszym krokiem dla burmistrza byłoby… milczenie. „Składając skargę, tylko przyciąga uwagę do sprawy. Kto jeszcze nie widział nagrań, teraz z pewnością ich poszuka. Lepiej byłoby pozwolić, aby sprawa naturalnie ucichła” – ocenia ekspert.
To tzw. efekt Streisand – zjawisko, w którym próba usunięcia lub cenzurowania treści w internecie prowadzi do jej jeszcze większego rozgłosu.
Co powinni robić świadkowie takich sytuacji?
Ekspert apeluje, by osoby nagrywające kompromitujące zachowania polityków nie publikowały ich samodzielnie w internecie. „Lepiej przekazać materiał mediom. Dziennikarze mogą ocenić, czy publikacja leży w interesie publicznym i jak to zrobić etycznie. Wtedy nie popełnia się błędu” – tłumaczy Van den Heuvel.
To podkreśla znaczenie profesjonalnych redakcji jako strażników standardów etycznych – w odróżnieniu od mediów społecznościowych, gdzie brak moderacji często prowadzi do naruszeń prywatności i manipulacji kontekstem.
Szerszy kontekst i wnioski
Sprawa z Sint-Truiden stała się punktem wyjścia do dyskusji o granicach prywatności osób publicznych w epoce cyfrowej. W świecie, w którym każdy ma w kieszeni kamerę, politycy muszą liczyć się z tym, że każde ich zachowanie – nawet prywatne – może trafić do sieci.
Z jednej strony mają prawo do życia prywatnego i momentów słabości. Z drugiej – ponoszą szczególną odpowiedzialność za utrzymanie zaufania społecznego. Właśnie ta odpowiedzialność sprawia, że ich zachowania, nawet poza godzinami pracy, mogą być postrzegane przez opinię publiczną jako część pełnionej funkcji.
Polityka, prywatność i kultura publiczna
Afera z Sint-Truiden pokazuje, jak cienka stała się granica między sferą prywatną a publiczną w życiu polityków. W dobie mediów społecznościowych każda wpadka może w kilka godzin stać się ogólnokrajowym tematem.
Dla polityków to lekcja o konieczności większej ostrożności w przestrzeni publicznej. Dla społeczeństwa – okazja do refleksji, czy oczekujemy od przedstawicieli władzy nienaganności, czy raczej autentyczności. Balans między ludzkim prawem do błędu a obowiązkiem reprezentowania wartości publicznych pozostaje jednym z najtrudniejszych dylematów współczesnej demokracji.