Aktywista Wouter Mouton, znany z cotygodniowych akcji pokojowych na placu Burg w Brugii, nie będzie musiał płacić 20 000 euro, których domagała się straż pożarna za czyszczenie placu po jego działaniach. Od miesięcy Mouton wraz z innymi aktywistami wypisuje kredą na chodniku przed ratuszem hasła promujące pokój. Miasto uznało jednak, że faktury nie muszą być opłacone – choć aktywista ma przenieść swoje działania do wyznaczonej strefy obok ratusza.
Pokojowe hasła kontra estetyka zabytkowego centrum
Od lipca Mouton i jego współpracownicy pojawiają się w każdą niedzielę przed ratuszem, by pisać kredą hasła nawołujące do pokoju. „Kreda nie wyrządza szkód, znika po deszczu, a mimo to potraktowano nas jak wandali” – komentuje aktywista. Władze Brugii tłumaczą, że akcje nie były objęte zezwoleniem. „Rysunki można wykonywać jedynie w specjalnie wyznaczonej strefie obok ratusza” – wyjaśnia burmistrz Dirk De fauw (CD&V).
20 tysięcy euro jako „środek nacisku”
Straż pożarna po każdej akcji zmywała napisy i wystawiała Moutonowi fakturę. Łącznie rachunki sięgnęły 20 000 euro. „To forma zastraszania” – ocenia Mouton. Burmistrz przyznaje jednak, że faktury nie będą egzekwowane. „To był raczej środek nacisku, by przestrzegał zasad. Nie chcemy kredy przed ratuszem – to zabytkowe miejsce, w którym fotografują się nowożeńcy i turyści” – tłumaczy De fauw.
Spór o granice wolności i przestrzeni publicznej
Sprawa Moutona ponownie stawia pytanie o granice między prawem do pokojowego protestu a regulacjami dotyczącymi użytkowania przestrzeni publicznej w historycznych centrach miast. Choć Brugia oferuje aktywistom alternatywną lokalizację, sami zainteresowani wskazują, że przeniesienie akcji w mniej widoczne miejsce osłabia przekaz obywatelski.
Wycofanie żądania zapłaty może oznaczać próbę załagodzenia konfliktu, ale decyzja władz nadal budzi dyskusję o proporcjonalności ich działań. Dla jednych to kompromis, dla innych – symbol ograniczania prawa do wyrażania opinii w przestrzeni publicznej.