Niderlandy stoją u progu kluczowych przedterminowych wyborów parlamentarnych, które odbędą się dziś, w środę 29 października 2025 r. Głosowanie to jest postrzegane jako ważny test dla rosnącej siły skrajnej prawicy w Europie, a jego wynik może mieć istotne znaczenie dla całego politycznego krajobrazu Unii Europejskiej. W centrum uwagi znajduje się Geert Wilders, lider Partii dla Wolności (PVV), który ponownie prowadzi w sondażach, zapowiadając radykalne zmiany w polityce imigracyjnej kraju.
Geert Wilders, znany z ostrej krytyki islamu i imigracji, zajmuje pierwsze miejsce w przedwyborczych badaniach opinii publicznej. Jego sukces mógłby powtórzyć spektakularny wynik z 2023 r., kiedy PVV zdobyła rekordowe poparcie. Jednak sytuacja polityczna pozostaje nieprzewidywalna – w ostatnich dniach przed głosowaniem trzy inne ugrupowania znacząco zbliżyły się do PVV i rywalizują z nią o pierwsze miejsce.
Sarah de Lange, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie w Lejdzie, zwraca uwagę na wyjątkową niepewność tej elekcji. „Nie sposób przewidzieć, kto wygra, ponieważ cztery partie mają niemal identyczne notowania” – powiedziała w rozmowie z agencją AFP. Ponad połowa niderlandzkich wyborców wciąż nie podjęła ostatecznej decyzji, co jeszcze bardziej utrudnia prognozy.
Wilders bez szans na fotel premiera
Paradoksalnie, mimo prowadzenia w sondażach, Geert Wilders niemal na pewno nie zostanie premierem – niezależnie od ostatecznego wyniku wyborów. To właśnie on doprowadził do upadku poprzedniego rządu po konflikcie w sprawie polityki migracyjnej. Wycofując PVV z kruchej czteropartyjnej koalicji, wymusił przedterminowe wybory, ale jednocześnie pozbawił się realnych szans na udział we władzy.
Główne partie polityczne jednoznacznie wykluczyły możliwość współpracy z liderem skrajnej prawicy. Uznają go za niewiarygodnego partnera koalicyjnego, a jego poglądy – za zbyt radykalne, by mogły stanowić fundament stabilnego rządu. To bezpośredni skutek sposobu, w jaki Wilders przyczynił się do rozpadu poprzedniej koalicji.
System polityczny Niderlandów cechuje duża fragmentaryzacja – żadna partia nie jest w stanie samodzielnie zdobyć 76 mandatów potrzebnych do utworzenia większości parlamentarnej. W takich warunkach kluczowe znaczenie mają kompromis i umiejętność budowania koalicji.
Imigracja w centrum kampanii wyborczej
„Przyszłość naszego narodu jest na szali” – oświadczył Geert Wilders w rozmowie z AFP. „Tak jak w całej Europie, ludzie mają dość masowej imigracji i zmian kulturowych” – dodał, wpisując się w szerszy europejski trend wzrostu poparcia dla partii skrajnie prawicowych.
Wynik wyborów w Niderlandach, będących piątą co do wielkości gospodarką Unii Europejskiej, będzie uważnie obserwowany jako barometr siły tej politycznej fali. Podobne ugrupowania zyskują poparcie we Francji, Niemczech czy Wielkiej Brytanii, co czyni niderlandzkie głosowanie szczególnie istotnym dla oceny kierunku, w jakim zmierza europejska scena polityczna.
Kampania koncentrowała się głównie wokół dwóch tematów – imigracji i kryzysu mieszkaniowego, który szczególnie dotyka młodych mieszkańców tego gęsto zaludnionego kraju. Obie kwestie zdominowały debatę publiczną, spychając na dalszy plan inne ważne zagadnienia gospodarcze i społeczne.
Czterech kandydatów na premiera
Ponieważ Geert Wilders został faktycznie wykluczony z gry o urząd premiera, stanowisko to prawdopodobnie obejmie lider ugrupowania, które zajmie drugie miejsce w wyborach i zdoła zbudować koalicję.
Według najnowszych sondaży najbliżej tej pozycji jest Frans Timmermans, były wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej, który przedstawia się jako gwarant stabilności po miesiącach politycznego chaosu. „Niderlandy są jednym z najbogatszych krajów świata, a mimo to brak nam pewności siebie” – stwierdził w wywiadzie dla AFP lider sojuszu Zielonych i Partii Pracy. „Musimy odbudować zaufanie do polityki” – dodał 64-letni Timmermans, były minister spraw zagranicznych.
Kandydatem stawiającym na stabilizację i współpracę jest także Henri Bontenbal, 42-letni lider centroprawicowego CDA (Chrześcijańsko-Demokratyczny Apel), który przedstawia się jako umiarkowany budowniczy konsensusu.
Niespodzianką kampanii okazał się Rob Jetten, 38-letni polityk D66 (centrum-lewica), który w ostatnich tygodniach wyraźnie zyskał w sondażach dzięki skutecznej komunikacji i aktywności w mediach. Jego młodość i nowoczesne podejście do polityki przyciągają wyborców rozczarowanych tradycyjnym establishmentem.
Napięcia i polaryzacja
Kampania przebiegała w napiętej atmosferze. Dochodziło do aktów przemocy podczas demonstracji antyimigracyjnych, a przestrzeń publiczną zdominowały dezinformacja i fake newsy. To zjawisko odzwierciedla głęboki podział społeczny i rosnącą polaryzację niderlandzkiego społeczeństwa.
Wynik środowych wyborów będzie miał znaczenie nie tylko dla przyszłości Niderlandów, lecz także jako sygnał dla całej Europy. Pytanie, czy skrajna prawica powtórzy swój sukces z 2023 r., czy też umiarkowane partie zdołają zmobilizować elektorat przeciw radykalnym hasłom, pozostanie otwarte aż do momentu zamknięcia lokali wyborczych.