W okolicach placu Alphonse’a Lemmens na Anderlechcie parkowanie jest płatne jedynie w teorii. Od ponad dekady pracownicy agencji parking.brussels unikają tego rejonu z powodu licznych aktów agresji i wandalizmu. Obszar ten stał się praktycznie niedostępny dla kontrolerów.
Na Anderlechcie, w rejonie placu Lemmens, kierowcy mogą parkować bez ponoszenia opłat. Powód jest prosty, choć niepokojący: od ponad dziesięciu lat nie przeprowadzono tam żadnej kontroli parkingowej. Ten fragment Brukseli od dawna zmaga się z problemem handlu narkotykami, który podważa bezpieczeństwo mieszkańców. Sytuacja stała się na tyle poważna, że regionalna agencja parking.brussels, odpowiedzialna za nadzór nad parkowaniem w gminie od 2015 r., kategorycznie odmawia interwencji w okolicy uznawanej za jedno z bardziej wrażliwych miejsc na mapie stolicy. W efekcie około 300 miejsc parkingowych – spośród 24 000 dostępnych w gminie – położonych w zielonej strefie płatnej między godziną 9.00 a 18.00, pozostaje poza jakąkolwiek kontrolą.
To nie tylko kwestia administracyjna, ale przede wszystkim symptom głębszych problemów społecznych, które od lat narastają w tej części miasta. Władze lokalne stają w obliczu trudnego dylematu: jak egzekwować przepisy, nie narażając przy tym bezpieczeństwa pracowników publicznych.
Kolejne zastraszenie potwierdza obawy służb
Poniedziałkowe zdarzenie z udziałem dziennikarzy stacji BX1 tylko utwierdziło agencję w jej stanowisku. Dwóch członków ekipy reporterskiej zostało zaatakowanych podczas rozmowy z rzecznikiem parking.brussels Pierre’em Vassartem, który wyjaśniał sytuację w dzielnicy. Zamaskowane osoby rzuciły w ich kierunku szklaną butelkę, pokazując, jak niebezpieczny jest to teren.
„To tylko potwierdza nasze stanowisko. Dzielnica nie jest bezpieczna, abyśmy mogli prowadzić kontrole parkowania” – komentuje Vassart. „Gmina zaprzestała kontroli już w 2012 r., uznając ją za zbyt ryzykowną. Od 2015 r. próbowaliśmy interweniować, ale nasi pracownicy byli atakowani. Mieszkańcy domagają się naszych działań, lecz nasz dział prewencji zabrania nam wracać tam, dopóki nie zostanie zagwarantowane bezpieczeństwo personelu”.
Rzecznik przypomina również o podziale kompetencji: „Nie jesteśmy firmą ochroniarską ani agencją bezpieczeństwa. Naszym zadaniem jest kontrola parkowania. Bezpieczeństwo leży w gestii władz gminnych – dopóki nie zostanie ono zapewnione, nie możemy ryzykować zdrowia naszych ludzi”.
Unikalna sytuacja w skali całej stolicy
Okolice placu Lemmens to jedyna strefa w całej Brukseli całkowicie niedostępna dla kontrolerów parkingowych. „Zdarza się, że po incydencie zawieszamy kontrole w danym rejonie na kilka dni – na przykład gdy nasz pracownik został uderzony kamieniem w szybę samochodu. Ale w tym przypadku mamy do czynienia z jedyną dzielnicą, do której nie możemy wrócić” – wyjaśnia Vassart.
Aby parking.brussels mogła wznowić działania, muszą zostać spełnione konkretne warunki: kontrole odbywałyby się wyłącznie za pomocą pojazdu z kamerami (scan car), nigdy pieszo, w godzinach najmniejszego ruchu i byłyby natychmiast przerywane przy pierwszych oznakach napięcia. Agencja domaga się też ustalenia jasnych zasad organizacyjnych takich operacji.
„Odbyliśmy wiele spotkań z policją i przedstawicielami gminy. W pewnym momencie rozważaliśmy dwie kontrole tygodniowo w obecności funkcjonariuszy, lecz policja odmówiła, tłumacząc brakami kadrowymi” – dodaje rzecznik.
Burmistrz przyznaje: brak rozwiązania
Burmistrz Anderlechtu Fabrice Cumps otwarcie przyznaje, że sytuacja jest patowa. Żadne dodatkowe siły policyjne nie zostaną skierowane do tej dzielnicy. „Nie mamy wystarczającej liczby funkcjonariuszy, by zabezpieczyć tego typu operacje” – stwierdza. „Zorganizowaliśmy spotkania z policją i parking.brussels, proponując nawet udostępnienie priorytetowych linii kontaktu ze strefą policyjną na wypadek sytuacji awaryjnych, ale to nie rozwiązuje problemu”.
Jak podkreśla Cumps, główną przeszkodą pozostaje wandalizm. „W tej strefie nie ma już ani jednego parkometru. Jeśli zamontujemy nowe, zostaną zniszczone. Rozważaliśmy obniżenie statusu z zielonej strefy płatnej do niebieskiej, ale prawo na to nie pozwala. Wystąpiliśmy o wyjątek dla tego obszaru, jednak parking.brussels się nie zgadza. A przecież to ułatwiłoby sytuację”.
Wnioski są jednoznaczne: w tej części Anderlechtu obowiązuje strefa zielona, w której nikt nie płaci za parkowanie. Przypadek ten pokazuje, jak trudno rozwiązać problem, gdy bezpieczeństwo publiczne, prawo i ograniczone zasoby instytucji zderzają się ze sobą w jednym miejscu.