Riadh Bahri, dziennikarz publicznego nadawcy VRT, opisał w mediach społecznościowych kontrowersyjną sytuację, do której doszło podczas kontaktu z brukselskim ślusarzem. Fachowiec odmówił dalszej komunikacji po tym, jak otrzymał wiadomość w języku niderlandzkim, żądając, by rozmowa toczyła się wyłącznie po francusku. Zdarzenie to wywołało szeroką debatę na temat przestrzegania praw językowych w dwujęzycznej stolicy Belgii.
Dziennikarz szczegółowo przedstawił przebieg wydarzeń, podkreślając, że początkowo kontakt odbywał się po francusku. Riadh Bahri zadzwonił do ślusarza i wysłał e-mail po francusku, jednak w dalszej korespondencji, prowadzonej już przez komunikator WhatsApp, przeszedł na niderlandzki. To właśnie w tym momencie doszło do ostrej reakcji ze strony rzemieślnika.
Stanowcza odmowa ze strony ślusarza
Odpowiedź fachowca była jednoznaczna i bezdyskusyjna. W wiadomości głosowej, którą otrzymał dziennikarz, ślusarz stwierdził: „Zwraca się pan do firmy francuskojęzycznej, więc powinien pan mówić po francusku. Jeśli pan nie mówi po francusku, nie ma sensu się ze mną kontaktować”. Takie słowa, zarówno w tonie, jak i w treści, Riadh Bahri odebrał jako wyraz braku poszanowania zasad obowiązujących w regionie stołecznym, gdzie oba języki urzędowe mają równorzędny status.
Wypowiedź rzemieślnika sugeruje jego przekonanie o francuskim charakterze własnej działalności i otoczenia, co pozostaje w sprzeczności z prawnym statusem Brukseli jako regionu dwujęzycznego.
Publiczne nagłośnienie sprawy i apel do władz
Zaskoczony przebiegiem rozmowy Riadh Bahri opublikował fragmenty korespondencji na platformie X (dawniej Twitter), kierując swój wpis bezpośrednio do premiera Regionu Stołecznego Brukseli, Rudiego Vervoorta. Dziennikarz napisał: „Posłuchajcie, jak zwraca się do mnie brukselski ślusarz po tym, jak wysłałem e-mail po francusku i wiadomość na WhatsApp po niderlandzku. Jak można oczekiwać, że mieszkańcy będą szanować osoby niderlandzkojęzyczne, skoro nawet parlament ma z tym problem?”.
W ten sposób Bahri odniósł się do szerszego kontekstu polityczno-społecznego, w tym do trudności z zachowaniem równowagi językowej w samym parlamencie regionalnym Brukseli.
Doprecyzowanie chronologii wydarzeń
W kolejnych wpisach dziennikarz doprecyzował szczegóły całej sytuacji, by uniknąć sugestii, że to on sprowokował nieporozumienie. Zaznaczył wyraźnie: „Najpierw zadzwoniłem i napisałem po francusku”, dopiero potem przesyłając wiadomość w języku niderlandzkim. W ten sposób chciał podkreślić, że nie złamał zasad komunikacji, a źródłem konfliktu była wyłącznie odmowa ze strony usługodawcy.
Szerszy kontekst językowy Brukseli
Sytuacja ta ponownie unaoczniła napięcia wynikające z różnic językowych w belgijskiej stolicy. Region Stołeczny Brukseli jest oficjalnie dwujęzyczny – zarówno francuski, jak i niderlandzki mają status języków urzędowych. W praktyce jednak dominacja francuskiego w codziennym życiu sprawia, że niderlandzkojęzyczni mieszkańcy często czują się marginalizowani.
Zgodnie z konstytucją i przepisami regionalnymi, każda osoba w Brukseli ma prawo do obsługi w obu językach urzędowych – zarówno w kontaktach z instytucjami publicznymi, jak i, w pewnym zakresie, z podmiotami prywatnymi świadczącymi usługi powszechne. Zasada ta jednak nie zawsze znajduje odzwierciedlenie w praktyce, co regularnie prowadzi do sporów politycznych i społecznych.
Dla wielu cudzoziemców mieszkających w Brukseli, w tym Polaków, sytuacja ta może być pouczającym przykładem złożoności belgijskiego systemu językowego. Choć większość spraw można załatwić po francusku, znajomość podstaw niderlandzkiego oraz świadomość przysługujących praw językowych są częścią codziennej rzeczywistości w dwujęzycznej stolicy.