Związki zawodowe reprezentujące pracowników belgijskiego przemysłu chemicznego zapowiadają serię jesiennych protestów. Wszystkie trzy główne centrale – CSC, FGTB i CGSLB – ogłosiły wspólny plan mobilizacji przeciwko temu, co określają jako „twardą linię” przyjętą przez pracodawców w ostatnich negocjacjach. Według związków, organizacje pracodawców odrzucają ich postulaty bez próby kompromisu.
Sektor chemiczny, uznawany za jeden z filarów belgijskiej gospodarki, wchodzi w okres napięć społecznych, które mogą mieć wpływ nie tylko na produkcję, lecz także na cały łańcuch dostaw w kraju.
Negocjacje w impasie
Rozmowy między stronami utknęły w martwym punkcie. Związki zawodowe domagają się m.in. podwyżek płac, uznania ciężkich zawodów w końcowej fazie kariery oraz poprawy warunków pracy. Dodatkowym źródłem frustracji jest masowe wykorzystywanie pracy tymczasowej i tzw. flexi-jobs.
Zdaniem związków, nadużywanie elastycznych form zatrudnienia prowadzi do pogorszenia bezpieczeństwa pracy i deprecjacji etatów. Pracodawcy z kolei argumentują, że zmienność popytu i presja konkurencji międzynarodowej wymuszają większą elastyczność operacyjną.
Szczególne znaczenie ma kwestia tzw. ciężkich zawodów – prac wykonywanych w trudnych warunkach fizycznych lub narażających zdrowie. Związki chcą wprowadzenia rozwiązań umożliwiających wcześniejsze przejście na emeryturę lub skrócenie czasu pracy dla osób z wieloletnim stażem w takich miejscach.
Walka o uznanie i sprawiedliwy podział zysków
„Pracownicy przemysłu chemicznego są motorem tej gospodarki. Pracują na pierwszej linii, często kosztem zdrowia i życia prywatnego. Zasługują na swój udział w wypracowanych zyskach” – mówi Koen De Kinder z CSC Budownictwo – Przemysł i Energia.
Związki przypominają, że mimo dobrej kondycji finansowej wielu firm chemicznych, płace stoją w miejscu, a uznanie dla wysiłku pracowników jest coraz mniejsze. Ich zdaniem, pracodawcy zapominają, że to właśnie załogi utrzymywały produkcję w czasie kryzysów gospodarczych i pandemii.
Dwuetapowa strategia mobilizacji
Związki planują działania na dwóch frontach: lokalne protesty w zakładach oraz udział w ogólnokrajowych demonstracjach międzybranżowych. Dwie duże mobilizacje zapowiedziano na 14 i 21 listopada. Ich celem będzie pokazanie siły sektora i przypomnienie opinii publicznej o nierozwiązanych problemach pracowników.
„Dopóki nasze postulaty nie zostaną wysłuchane, mobilizacja będzie kontynuowana” – zapowiada De Kinder, sugerując, że związki są gotowe na długotrwały spór.
Kluczowa rola sektora chemicznego
Belgijski przemysł chemiczny to jeden z największych eksporterów w Europie i ważny filar zatrudnienia – zarówno bezpośredniego, jak i pośredniego. Wokół portów w Antwerpii i Gandawie skoncentrowane są zakłady petrochemiczne i farmaceutyczne o znaczeniu międzynarodowym.
Dla polskich rezydentów Belgii, którzy stanowią istotną część siły roboczej w tym sektorze, jesienne protesty mogą oznaczać zarówno udział w akcjach związkowych, jak i utrudnienia w pracy.
Kontekst gospodarczy i społeczny
Konflikt w przemyśle chemicznym wpisuje się w szerszy obraz napięć na belgijskim rynku pracy. Wysokie koszty życia, inflacja i presja na elastyczne formy zatrudnienia zwiększają frustrację pracowników.
Z drugiej strony, pracodawcy wskazują na rosnące ceny energii i surowców, wymogi środowiskowe oraz konkurencję spoza Europy. Ich zdaniem, podwyżki płac mogą osłabić konkurencyjność belgijskiego przemysłu.
Możliwe scenariusze
Jeśli zaplanowane na listopad mobilizacje przyciągną dużą liczbę uczestników, konflikt może się zaostrzyć, prowadząc do strajków. Ich skutki mogłyby dotknąć nie tylko sektor chemiczny, ale także branże zależne od jego produktów – od farmacji po budownictwo i motoryzację.
Z drugiej strony, presja związków może skłonić pracodawców do kompromisu. Belgijska tradycja dialogu społecznego często prowadzi do rozwiązań negocjacyjnych, gdy obie strony stają przed realnym ryzykiem strat gospodarczych.
Rola mediacji i dialogu
Belgijski model współpracy społecznej – oparty na negocjacjach między pracodawcami, związkami i władzami – stoi dziś przed poważnym testem. Jeśli strony nie znajdą wspólnego języka, rząd może zostać zmuszony do włączenia się w mediacje, by uniknąć destabilizacji gospodarki.
Nadchodząca „jesień strajków” w przemyśle chemicznym będzie sprawdzianem skuteczności belgijskiego dialogu społecznego. Od sposobu rozwiązania tego konfliktu zależeć może nie tylko sytuacja pracowników sektora chemicznego, ale też ton dalszych negocjacji w innych branżach gospodarki.