Kwota 15 miliardów euro, którą koncern Engie przekazał belgijskiemu państwu na składowanie wysokoradioaktywnych odpadów jądrowych, może okazać się niewystarczająca, jeśli nie zmieni się obecne podejście do norm bezpieczeństwa. Z takim ostrzeżeniem wystąpił we wtorek w parlamencie Kevin Welch, przewodniczący Komisji ds. Rezerw Jądrowych. Według niego Belgia ustala standardy bezpieczeństwa na zbyt wysokim poziomie, co może uczynić cały proces zbyt kosztownym – tak bardzo, że 15 miliardów euro nie wystarczy na pokrycie wydatków.
Zgodnie z porozumieniem dotyczącym przedłużenia pracy reaktorów Doel 4 i Tihange 3, ustalono ostateczną kwotę 15 miliardów euro na bezpieczne, ostateczne składowanie odpadów jądrowych. Engie wpłaciło ostatnią transzę tej sumy w ubiegłym tygodniu. Teraz to belgijskie państwo odpowiada za odpowiednie zarządzanie tymi środkami przez kolejne dekady, aż do momentu definitywnego zdeponowania odpadów pod ziemią.
Pytanie o sens surowych norm bezpieczeństwa
Welch, który wcześniej był dyrektorem finansowym ds. produkcji w Engie, postawił w parlamencie prowokacyjne pytanie: czy normy bezpieczeństwa w Belgii nie są zbyt restrykcyjne. „Budynek do składowania niskopromieniujących odpadów w Dessel emituje mniej promieniowania niż przeciętna piwnica w Ardenach. Czy powinniśmy więc zamurować wszystkie te piwnice? Czy nasze normy bezpieczeństwa nie są po prostu zbyt wysokie?” – pytał.
Jego komisja ma za zadanie nadzorować prawidłowe wykorzystanie środków przeznaczonych na demontaż i składowanie odpadów jądrowych. Welch podkreślił, że choć bezpieczeństwo powinno pozostać priorytetem, należy zachować rozsądne proporcje między bezpieczeństwem a kosztami.
Koszty, które wymykają się spod kontroli
W swoim wystąpieniu Welch przypomniał, że projekt składowiska w Dessel, dotyczący odpadów niskopromieniujących, jest przykładem niepokojącego wzrostu kosztów. „Wydatki wzrosły z 500 milionów do 2,6 miliarda euro” – zaznaczył. Dodał, że w sektorze jądrowym zwykle można przyjąć, iż koszt projektu końcowego wynosi 2,6 razy więcej niż planowano, ale w przypadku Dessel proporcje zostały znacznie przekroczone. „Jeśli coś ma kosztować 100, a kosztuje 500, to znaczy, że coś poszło nie tak” – stwierdził.
Według Welcha, jeśli podobny scenariusz powtórzy się przy składowaniu wysokoradioaktywnych odpadów, 15 miliardów euro okaże się niewystarczające. „Możemy prowadzić badania bez końca i ciągle coś ulepszać, ale jeśli nie dojdziemy do momentu decyzji, zabraknie nam pieniędzy” – ostrzegał.
„Wystarczająco bezpieczne” zamiast „doskonale bezpieczne”
Zdaniem Welcha, Belgia powinna na nowo przemyśleć, co oznacza pojęcie bezpieczeństwa. „Czy beton w budynku składowiska musi być tak gruby jak w osłonie biologicznej elektrowni jądrowej? Promieniowanie w takim budynku jest niższe niż w przeciętnej piwnicy w Ardenach. Może czas zapytać, czy to naprawdę konieczne?” – mówił.
Belgia a sąsiedzi
Welch porównał belgijskie podejście z praktykami innych państw. Wspomniał, że reaktor Tihange 1 nie wytrzymałby uderzenia samolotu, ale podobne reaktory w Niderlandach (Borssele) czy we Francji nadal działają i ich eksploatacja jest przedłużana. „Francuzi też mają reaktory, które nie wytrzymałyby uderzenia samolotu, a jednak je utrzymują. Można więc pytać, czy my nie przesadzamy z rygorem” – zauważył.
Rząd przejmuje kontrolę nad funduszami
Welch pochwalił rząd za przejęcie pełnej kontroli nad funduszami przeznaczonymi na składowanie odpadów jądrowych. Wcześniej środki te znajdowały się w gestii Engie. Obecnie kwota 15 miliardów euro jest zabezpieczona w funduszu Hedera i może być wykorzystana wyłącznie na ten cel. Jednak w przeciwieństwie do funduszy na demontaż elektrowni, nie można jej już zwiększyć – to zamknięta suma.
Brak strategii i chaos organizacyjny
Welch ostrzegł też, że w zarządzaniu odpadami jądrowymi brakuje spójnej strategii i odpowiedzialnego przywództwa. „Nie ma nikogo, kto ważyłby bezpieczeństwo w relacji do kosztów. W tym systemie nie ma pilota na pokładzie” – podkreślił. Zwrócił uwagę na braki kadrowe w funduszu Hedera oraz wątpliwości co do kwalifikacji części jego kierownictwa. Zyski z inwestycji funduszu są niskie – według „De Standaard” do września wyniosły jedynie 2%, co oznacza realną utratę wartości środków z powodu inflacji.
Problemy nie omijają też samej komisji Welcha. Engie, która ma współfinansować jej działalność, od ponad roku prowadzi w tej sprawie spór sądowy, a środki są zablokowane. „Jesteśmy w trudnej sytuacji” – przyznał Welch.
Cisza po alarmującym wystąpieniu
Po jego wystąpieniu w parlamencie zapadła długa cisza. Nikt nie podważył jego analizy. Dopiero po kilkunastu sekundach przewodniczący posiedzenia Bert Wollants (N-VA) stwierdził: „Wszyscy wiemy, że te pieniądze nie wystarczą. I to trzeba będzie w końcu omówić”.
Gabinet ministra Biheta (MR) zapewnił w odpowiedzi, że „rząd doprecyzuje, uzupełni i zharmonizuje role NIRAS, CNV, FANC i Hedera”, a proces ten jest w toku. Welch jednak apeluje o natychmiastowe decyzje. „Musimy ustalić wspólną linię działania, zanim pieniądze się skończą, bo wtedy rachunek zapłaci podatnik” – zakończył.
Szerszy kontekst: dylemat belgijskiej polityki jądrowej
Wystąpienie Welcha pokazuje fundamentalne napięcie w belgijskiej polityce energetycznej. Z jednej strony istnieje społeczny i polityczny nacisk na maksymalne bezpieczeństwo, z drugiej – realne ograniczenia finansowe. Jeśli 15 miliardów euro okaże się kwotą zbyt niską, brakującą różnicę pokryją podatnicy – co może oznaczać wyższe obciążenia fiskalne lub cięcia w innych obszarach wydatków publicznych.
Sprawa ma też szerszy wymiar: pokazuje, jak trudne jest zarządzanie długoterminowymi projektami o strategicznym znaczeniu. Decyzje podejmowane dziś zaważą na kolejnych dekadach. Belgia stoi więc przed pytaniem, czy stać ją na perfekcję – czy raczej na rozsądne bezpieczeństwo w granicach możliwości finansowych.