W poniedziałkowy wieczór 36-letni Joey doświadczył sytuacji, która – jak sam przyznaje – była dla niego wyjątkowo upokarzająca. Całkowicie niewidomy mężczyzna został zmuszony do opuszczenia przepełnionego autobusu linii 95 w rejonie place du Luxembourg na Ixelles, ponieważ żaden z pasażerów nie ustąpił mu miejsca, a kierowca zignorował jego prośbę o pomoc.
O zdarzeniu Joey opowiedział w mediach społecznościowych, zwracając uwagę na rosnący brak empatii wobec osób z niepełnosprawnościami w brukselskiej komunikacji miejskiej. Jak podkreśla, dla osoby niewidomej każda podróż autobusem czy tramwajem jest ogromnym wyzwaniem – a reakcja otoczenia może zadecydować o tym, czy przejazd będzie w ogóle możliwy.
Dramatyczny przebieg zdarzenia w autobusie
Po wejściu do zatłoczonego autobusu Joey zaczął szukać wolnego miejsca siedzącego. Dla osoby niewidomej stanie w przepełnionym pojeździe stanowi realne zagrożenie – brak wzroku uniemożliwia przewidywanie hamowań czy zakrętów, co utrudnia utrzymanie równowagi.
„Uprzejmie poprosiłem kilka osób o ustąpienie miejsca. Nikt nie zareagował. Podszedłem więc do kierowcy, prosząc o pomoc, ale ten mnie zignorował, jakbym w ogóle nie istniał” – relacjonuje Joey w poście na Facebooku.
Wobec całkowitego braku reakcji ze strony współpasażerów i personelu, mężczyzna zdecydował się wysiąść. „Kiedy poprosiłem o zatrzymanie autobusu, dopiero wtedy ktoś powiedział, że są wolne miejsca. Ale było już za późno. Wysiadłem, a drzwi się za mną zamknęły” – opowiada.
Narastający problem obojętności społecznej
„Szczerze mówiąc, jestem obrzydzony. To nie tylko brak kultury, to całkowity brak szacunku. Osoba niewidoma nie jest w stanie utrzymać równowagi w zatłoczonym pojeździe. Naprawdę wstyd, że społeczeństwo staje się tak obojętne” – napisał później w mediach społecznościowych.
W rozmowie z dziennikarzami Joey przyznał, że podobne sytuacje zdarzają mu się coraz częściej. Jego widzący znajomi potwierdzają, że wielu pasażerów unika kontaktu wzrokowego i udaje, że nie widzi potrzebujących. „Ludzie patrzą po sobie, czekają, aż ktoś inny zareaguje. A w końcu nikt nic nie robi. Inni są tak zapatrzeni w telefony, że świat wokół nich przestaje istnieć” – dodaje.
Szerszy kontekst problemów z dostępnością
Wydarzenie to wpisuje się w szerszy problem braku dostępności transportu publicznego w Brukseli dla osób z niepełnosprawnościami. Należy przypomnieć, że STIB/MIVB niedawno zapowiedziała ograniczenie o 23 000 kursów usług taksibus, które były przeznaczone dla pasażerów o ograniczonej mobilności. Dla wielu osób takich jak Joey oznacza to jeszcze większe trudności w codziennym przemieszczaniu się po mieście.
Sytuacja ta rodzi pytania o skuteczność miejskiej polityki dostępności i o kulturę współżycia społecznego w stolicy Belgii. Eksperci wskazują, że problem nie sprowadza się wyłącznie do infrastruktury – chodzi również o postawy ludzi i gotowość do okazania elementarnej empatii.
Specjaliści zajmujący się prawami osób z niepełnosprawnościami apelują o zwiększenie wysiłków edukacyjnych i szkoleń dla personelu transportu publicznego. Chodzi nie tylko o znajomość procedur, ale też o zrozumienie, jak nawet drobny gest – ustąpienie miejsca czy krótka pomoc przy wejściu – może wpłynąć na komfort i bezpieczeństwo drugiego człowieka.
Historia Joey’ego jest bolesnym przypomnieniem, że inkluzywność nie zaczyna się od infrastruktury, lecz od ludzkiej wrażliwości. Czasem wystarczy jedno miejsce ustąpione w autobusie, by przywrócić komuś poczucie godności i bezpieczeństwa.