Minister kultury Caroline Gennez (Vooruit) stoi na progu wstrzymania dotacji dla części organizacji o flamandzkim charakterze – realizując w praktyce zasady wprowadzone wcześniej przez N-VA. Partia, która przez lata promowała surowe kryteria finansowania instytucji kulturalnych, dziś sama mierzy się z konsekwencjami własnej polityki. W efekcie N-VA blokuje cięcia, które najmocniej uderzają w jej ideologiczne zaplecze.
Od trzech posiedzeń rząd Flandrii nie może zatwierdzić zaplanowanych oszczędności w wysokości 3,5 miliona euro. Minister Gennez ma znaleźć tę kwotę w budżecie przeznaczonym dla organizacji z sektora edukacji dorosłych i kultury obywatelskiej. Na podstawie raportów ewaluacyjnych wskazała dwanaście podmiotów o najsłabszych wynikach – to właśnie w ich dotacjach chciała dokonać cięć.
Polityczny kłopot dla N-VA
Problem w tym, że pięć z tych organizacji ma wyraźnie flamandzki profil, w tym najbardziej symboliczna – Flamandzki Ruch Ludowy (Vlaamse Volksbeweging, VVB). Dla N-VA, która tradycyjnie wspiera ruchy pro-flamandzkie, to polityczny cios. Partia zablokowała więc decyzję, mimo że cięcia wynikają z systemu oceny opracowanego właśnie przez jej własnych ministrów w poprzedniej kadencji.
To swoisty paradoks: organizacje, które miały być „modelowe” z punktu widzenia flamandzkiej tożsamości, teraz wypadają słabo w tych samych kryteriach, jakie N-VA narzuciła wszystkim innym. Mechanizm, który miał dyscyplinować finansowo środowiska imigranckie i „segregacyjne”, uderzył w ruchy nacjonalistyczne – w tym najstarszy symbol flamandzkiej samoświadomości.
Próba ratowania wizerunku
W obliczu narastających napięć N-VA zaproponowała „kompromis”: jeśli minister Gennez chce ciąć środki dla organizacji pro-flamandzkich, to powinna również ograniczyć finansowanie grup lewicowych, w tym tych związanych z ruchem Code Rood. Partia określiła to jako „oszczędności w najbardziej ekstremalnych lewicowych szaleństwach”.
Propozycja została jednak przyjęta chłodno. „Nie ma tu żadnej listy, tylko ogólne stwierdzenie” – komentuje źródło rządowe. W centrum uwagi znalazło się jedynie gandawskie stowarzyszenie Labo, które rzeczywiście współpracuje z Code Rood. Dla pozostałych partnerów koalicyjnych – Vooruit i CD&V – to za mało, by mówić o kompromisie.
Coraz większe napięcia w rządzie
„To nie kompromis, to unik” – mówią źródła rządowe. Koalicjanci podkreślają, że również ich partie musiały zaakceptować niepopularne cięcia. „Nie możemy zignorować negatywnych ocen tylko dlatego, że chodzi o organizacje z określonym profilem ideologicznym” – dodają przedstawiciele Vooruit. Ich zdaniem N-VA znalazła się w pułapce własnej narracji: „To polityka, którą sama stworzyła, a teraz się od niej odcina.”
Dla socjalistów i chadeków sprawa staje się też kwestią wiarygodności całego rządu. Po trzech nieudanych próbach przyjęcia decyzji cierpliwość partnerów koalicyjnych się kończy. Jak mówi jedno ze źródeł: „Menu leży na stole – jak powiedziałby premier De Wever.”
Symboliczny cios dla ruchu flamandzkiego
Dla N-VA utrata finansowania przez Flamandzki Ruch Ludowy byłaby ciosem o wymiarze symbolicznym – porównywalnym z wcześniejszym ograniczeniem środków dla Wieży IJzer. Dla partii, która budowała swoją tożsamość na hasłach tożsamości narodowej i samostanowienia Flandrii, taka decyzja ma znaczenie nie tylko budżetowe, ale też emocjonalne.
Ironia losu i polityczny test
Sprawa ujawnia głęboki paradoks w polityce N-VA: partia, która domaga się dyscypliny budżetowej i przejrzystości w finansowaniu kultury, próbuje teraz bronić wyjątków dla „swoich”. Mechanizmy stworzone po to, by kontrolować innych, okazały się bronią obosieczną.
Dla rządu flamandzkiego to również test wiarygodności w obliczu rosnących napięć budżetowych. Jeśli polityka fiskalna ma być spójna, nie może zależeć od ideologicznego pokrewieństwa beneficjentów. Dla N-VA to bolesna lekcja, że reguły, które się tworzy, prędzej czy później dotkną także własnego obozu.