Podczas środowej sesji rady gminy Molenbeek doszło do burzliwej wymiany zdań, gdy jeden z radnych użył słów, które większość obecnych uznała za rasistowskie i ksenofobiczne. Dyskusja dotyczyła wizyt domowych u osób przebywających w Belgii nielegalnie oraz koncepcji „gościnnej gminy”. Radny Didier Milis z liberalnej partii MR ostatecznie wycofał swoje słowa i przeprosił, jednak jego wypowiedź wywołała ostrą reakcję zarówno wśród innych radnych, jak i przedstawicieli lokalnych władz.
Kontekst debaty o wizytach domowych
Punktem wyjścia do kontrowersji była dyskusja nad wizytami domowymi przeprowadzanymi u osób mieszkających w Belgii bez ważnych dokumentów pobytowych. Kolegium gminy Molenbeek przedstawiało swoje stanowisko wobec koncepcji „gościnnej gminy” (commune hospitalière) oraz projektu ustawy regulującej zasady kontroli domowych u migrantów w sytuacji niepewnej. Temat ten od lat budzi emocje w belgijskiej debacie publicznej, dzieląc zarówno polityków, jak i mieszkańców kraju.
W trakcie obrad radny Didier Milis, reprezentujący Ruch Reformatorski (MR), wypowiedział zdanie, które natychmiast wywołało oburzenie: „Pojęcie gościnnej gminy nie oznacza klatki dla bandytów” (cage pour truands). Reakcja sali była natychmiastowa – słychać było głosy oburzenia, a większość obecnych wyraziła sprzeciw wobec takiego sformułowania.
Ostre reakcje przedstawicieli lokalnych władz
Jednym z pierwszych, którzy zdecydowanie zareagowali na słowa radnego Milisa, był Ahmed El Khannouss, przewodniczący lokalnego ośrodka pomocy społecznej CPAS/OCMW w Molenbeek. W swojej odpowiedzi stwierdził jednoznacznie: „To skandaliczne i niedopuszczalne. Porównywanie migrantów do bandytów jest czymś, czego nie możemy zaakceptować. Te słowa są rasistowskie i ksenofobiczne” – powiedział El Khannouss.
Do krytyki przyłączył się także radny Emre Sumlu z partii Ecolo (Zieloni), który podkreślił: „Osoby znajdujące się w sytuacji nieuregulowanego pobytu w żadnym razie nie mogą być porównywane do bandytów”. Sumlu zwrócił uwagę na różnicę między naruszeniem przepisów migracyjnych a przestępczością kryminalną – rozróżnienie, które w jego ocenie zostało przez Milisa całkowicie zatarte.
Próby wycofania się i rosnące napięcie
W obliczu narastających protestów Didier Milis próbował wycofać swoje słowa, mówiąc krótko: „Mogę to wycofać”. Dla większości zgromadzonych taka reakcja okazała się jednak niewystarczająca. Przewodniczący rady, Hassan Rahali, próbował uspokoić sytuację, lecz napięcie w sali wciąż rosło.
Decydującą rolę w dalszym przebiegu wydarzeń odegrał ławnik Oumar Diallo z Partii Pracy Belgii (PTB), który zaapelował o jednoznaczną reakcję: „Tak poważne przewinienie nie może zostać zamknięte zwykłym wycofaniem słów. Oczekujemy przeprosin wobec wszystkich mieszkańców Molenbeek i obecnych tu radnych. Dopóki to się nie stanie, pozostanę na stojąco” – powiedział Diallo i rzeczywiście pozostał w tej pozycji.
Przeprosiny zamykają pierwszy etap sprawy
Po kilku minutach napiętej atmosfery Didier Milis zdecydował się na pełne przeprosiny. „Proszę o wybaczenie za to słowo, które było niewłaściwe” – powiedział, oficjalnie przepraszając zgromadzonych. Jego wypowiedź została przyjęta jako zakończenie pierwszego etapu tego kontrowersyjnego epizodu.
Cała sytuacja odzwierciedla szerszą debatę toczącą się w Belgii wokół polityki migracyjnej, integracji i roli gmin w kształtowaniu podejścia do osób przebywających w kraju bez uregulowanego statusu. Molenbeek, jako jedna z najbardziej wielokulturowych gmin regionu Brukseli-Stolicy, od lat znajduje się w centrum tych dyskusji. Koncepcja „gościnnej gminy” zakłada ograniczenie współpracy lokalnych władz z federalnymi służbami ds. migracji przy przeprowadzaniu kontroli domowych, co wciąż budzi kontrowersje między zwolennikami bardziej restrykcyjnej polityki migracyjnej a obrońcami praw człowieka.