Francuski gigant E.Leclerc rozpoczął dostarczanie zakupów bezpośrednio do belgijskich domów, nie otwierając przy tym ani jednego sklepu stacjonarnego. To strategiczne posunięcie może poważnie wpłynąć na i tak już napięty rynek handlu detalicznego w Belgii, gdzie konkurencja zaostrzyła się zwłaszcza po ekspansji niderlandzkiej sieci Albert Heijn w północnej części kraju. Dla polskiej społeczności mieszkającej w Belgii, stanowiącej znaczącą grupę konsumentów, obecność nowego gracza oznacza potencjalne oszczędności na codziennych zakupach.
Nowa strategia bez sklepów stacjonarnych
Choć E.Leclerc nie planuje obecnie otwierania tradycyjnych punktów sprzedaży na terenie Belgii, sieć uruchomiła usługę dostawy do wybranych miast i gmin. Wśród pierwszych lokalizacji objętych tym serwisem znalazło się m.in. Mons. Francuska sieć proponuje dwa modele realizacji zamówień – bezpośrednią dostawę własnym transportem oraz dostawę kolaboratywną, w której przesyłki dostarczają prywatni kurierzy wynagradzani za każdy kurs.
Sklep E.Leclerc w Aulnoy-Aimeries, położony tuż przy granicy z Belgią, jest jednym z punktów obsługujących belgijskich klientów. Koszt dostawy zaczyna się od 7,95 euro, co przy różnicach cenowych między obydwoma krajami może się szybko zwrócić przy większych zakupach.
To posunięcie nie jest przypadkowe – sieć E.Leclerc doskonale wie, że tysiące mieszkańców Belgii regularnie przekracza granicę, by robić zakupy we francuskich supermarketach, gdzie ceny są znacząco niższe niż w rodzimych sklepach.
Zakupy za granicą – wyzwanie dla belgijskiej gospodarki
Zjawisko zakupów transgranicznych ma poważne konsekwencje dla belgijskiej gospodarki. Szacuje się, że krajowi detaliści tracą rocznie około 750 milionów euro na rzecz konkurencji z państw ościennych, z czego znaczną część pochłania właśnie Francja. Eksperci oceniają, że w efekcie tego trendu belgijska gospodarka traci około 4 500 miejsc pracy w sektorze handlu detalicznego.
Premier Flandrii Jan Jambon zapowiedział rozważenie obniżenia stawek VAT na wybrane kategorie produktów szczególnie dotknięte różnicami cenowymi w porównaniu z krajami sąsiednimi. Jednak przy tak dużych dysproporcjach cenowych sama obniżka podatku może nie wystarczyć, by zatrzymać odpływ klientów.
Bitwa o miano najtańszej sieci
We Francji E.Leclerc intensywnie promuje się jako najtańsza sieć handlowa, docierając do klientów agresywnymi kampaniami reklamowymi. W Belgii podobną reputację od lat buduje Colruyt, który dzięki strategii stałego monitorowania konkurencji i elastycznym korektom cen utrzymuje opinię lidera pod względem opłacalności. Bezpośrednie porównanie ofert obu sieci pozwala ocenić, jak duże są realne różnice cenowe i jakie szanse ma E.Leclerc na pozyskanie belgijskich klientów.
Napoje – wyraźna przewaga Francji
W kategorii napojów francuskie sieci tradycyjnie mają przewagę. Puszki Coca-Coli (33 cl) w pakiecie 20 sztuk kosztują w E.Leclerc 10,76 euro, podczas gdy w Colruyt za 15 puszek trzeba zapłacić 12,30 euro. Przeliczając na sztukę, różnica sięga niemal 50 procent na korzyść E.Leclerc.
Podobne dysproporcje widać przy wodzie Evian – sześciopak litrowych butelek kosztuje we Francji 2,95 euro, podczas gdy w Belgii za ten sam zestaw trzeba zapłacić 5,52 euro, czyli niemal dwa razy więcej.
Artykuły spożywcze – różnice do 50 procent
Różnice cenowe są równie widoczne w segmencie produktów spożywczych. Słoik sosu Basilico marki Barilla kosztuje w E.Leclerc 1,61 euro, podczas gdy w Colruyt – 3,45 euro. Pakiet ryżu ekspresowego Ben’s to 1,27 euro we Francji i 2,29 euro w Belgii. Dysproporcje sięgające 40–50 procent sprawiają, że nawet z doliczeniem kosztów dostawy zakupy u E.Leclerc pozostają bardziej opłacalne.
Produkty świeże – zróżnicowany obraz
W przypadku produktów świeżych, takich jak mięso, ryby, owoce czy warzywa, porównania bywają trudniejsze ze względu na różnice w pochodzeniu towarów. Mimo to i tu widać znaczące rozbieżności: ziemniaki do frytek kosztują w E.Leclerc 2,29 euro za kilogram, a w Colruyt – aż 7,98 euro. Z kolei pomidory gronowe są tańsze w belgijskiej sieci – 1,59 euro za kilogram wobec 3,69 euro u konkurenta z Francji.
Sery – francuska tradycja i niższe ceny
Francja, słynąca z różnorodności serów, ma również przewagę cenową. Camembert Président kosztuje w E.Leclerc 1,79 euro, podczas gdy w Colruyt – 3,55 euro.
Sezon raclette jeszcze bardziej uwidacznia różnice. Opakowanie 400 g sera raclette marki własnej kosztuje w Belgii 4,29 euro, a we Francji 3,85 euro. Jeszcze większa różnica pojawia się przy serach markowych – zestaw trzech smaków RicheMonts we Francji to 10,09 euro, a podobny zestaw Le Rustique w Belgii – 14,99 euro.
Konsekwencje dla rynku
Ekspansja E.Leclerc może być poważnym ciosem dla belgijskich detalistów, którzy już teraz zmagają się z ostrą konkurencją. Jednocześnie francuska sieć może zagrozić innym francuskim marketom przygranicznym, takim jak Auchan, które dotąd przyciągały licznych belgijskich klientów. Skoro zakupy można teraz zamówić bez wychodzenia z domu, przekraczanie granicy przestaje być koniecznością.
Dla mieszkańców Belgii, w tym polskiej społeczności, pojawienie się usługi dostawy E.Leclerc oznacza nowe możliwości oszczędzania na codziennych wydatkach. Trzeba jednak pamiętać o kosztach transportu i minimalnej wartości zamówienia. Pozostaje pytanie, czy belgijskie sieci zdołają odpowiedzieć dalszymi obniżkami cen, czy też rząd zdecyduje się na kroki fiskalne, by wyrównać szanse lokalnych przedsiębiorców.