Holender został tegorocznym mistrzem świata w smażeniu frytek dzięki swojej „odważnej metodzie”. Dotychczas żaden mieszkaniec Belgii nie zdobył tego tytułu, co budzi poczucie pilnej potrzeby obrony narodowej dumy w dziedzinie, którą kraj uważa za swoją specjalność.
W miniony weekend w francuskim Arras odbyły się mistrzostwa świata w smażeniu frytek, które odwiedziło 70 000 osób. Zwycięzcą został 39-letni Siem van Bruggen z Utrechtu, właściciel dwóch smażalni i roweru towarowego, którym dojeżdża na wydarzenia kulinarne. – Często jesteśmy rezerwowani w Belgii na przyjęcia komunijne. To ciekawe, bo Belgowie są bardzo dumni ze swoich frytek – mówi van Bruggen. Zdobywając tytuł, zadał cios pewności siebie belgijskich smażalników. – Cieszę się z uznania, ale wszyscy uczestnicy byli profesjonalistami – dodał.
Rywalizacja profesjonalistów
33 zawodowych smażycieli frytek, w tym pięciu z Belgii, miało 70 minut na zaprezentowanie swoich umiejętności. Każdy kandydat musiał wcześniej przedstawić przepis, motywację i zdjęcie porcji frytek. Van Bruggen zwyciężył w kategorii „autentyczne frytki”, gdzie zmierzył się z ośmioma rywalami.
– Najpierw blanszuję ziemniaki w wodzie z rozmarynem, żeby nadać im unikalny smak. Potem smażę je dwukrotnie w ekologicznym oleju słonecznikowym. Francuzi częściej wybierają tłuszcz wołowy. Musieliśmy przygotować cztery porcje – trzy dla jury i jedną do zdjęcia – tłumaczy mistrz.
Belgijska perspektywa ekspercka
W jury zasiadał m.in. Eddy Cooremans, 75-letni ekspert z Merchtem, autor książek i współtwórca muzeów frytek. – To był intensywny dzień pełen degustacji. Oceniałem kategorię „frytki kreatywne”. Wygrał uczestnik, który smażył frytki w gofrownicy. Wyglądały imponująco – wspomina.
Zdaniem Eddy’ego Belgowie muszą mocniej angażować się w to wydarzenie. – Konkurs nie jest jeszcze wystarczająco znany w naszym kraju. Ale jestem pewien, że w kolejnych latach się wyróżnimy. Francuzi zawsze pytają mnie: „Jak wy to robicie?” – dodaje.
Nie był to jednak całkowity brak sukcesów Belgów. Jason Meekers z Bergen wygrał w kategorii „frytki świata”, prezentując styl charakterystyczny dla swojego kraju. – Sekret belgijskiej metody to dobry ziemniak o smaku puree i smażenie w wysokiej jakości tłuszczu wołowym – wyjaśnia Cooremans.
Filozofia perfekcyjnego smażenia
Van Bruggen podkreśla swoją dbałość o szczegóły. – Smażę frytki ze skórką, grubości dziesięć na dziesięć milimetrów. Kolor musi być równomiernie żółty, a frytka ekstra chrupiąca, z postrzępioną strukturą. Frytki o brązowym kolorze mogą zawierać za dużo akrylamidu, co jest niezdrowe – wyjaśnia.
Dla niego smażenie frytek to sztuka. – Wielu wrzuca ziemniaki do oleju i to wszystko. Dla mnie to pasja. Mój telefon jest pełen zdjęć frytek – śmieje się mistrz. – Otrzymałem tyle gratulacji, że nie mogę ich policzyć. A w lokalu zrobiło się jeszcze tłoczniej.
Kontekst kulturowy i kulinarna tożsamość
Triumf Holendra w konkursie, który Belgowie uznają za swoją domenę, jest szczególny w kontekście narodowej tożsamości kulinarnej. Frytki w Belgii są nie tylko popularnym daniem, lecz także symbolem tradycji i dumy narodowej.
Fakt, że Belgowie nie zdobyli jeszcze tytułu mistrza świata, pokazuje, że w tej dziedzinie innowacyjność i techniczna precyzja mogą przeważyć nad przywiązaniem do tradycyjnych metod.
Podejście van Bruggena – blanszowanie z rozmarynem i użycie oleju słonecznikowego zamiast tłuszczu zwierzęcego – ilustruje, jak eksperymentowanie w kulinariach może prowadzić do sukcesu. Konkurs w Arras, przyciągający dziesiątki tysięcy odwiedzających, potwierdza też, że frytki stały się globalnym fenomenem kulinarnym, a rywalizacja wokół ich smażenia – okazją do refleksji nad znaczeniem tradycji i kreatywności w gastronomii.