Partia MR (Ruch Reformatorski) opublikowała w sobotę list otwarty dotyczący przemocy wobec jej członków, jednak poprzedziły go intensywne dyskusje i napięcia wewnętrzne. Choć dokument został podpisany przez większość przedstawicieli ugrupowania, jeden z deputowanych federalnych zdecydowanie odmówił złożenia podpisu pod ostateczną wersją.
W piątek o godzinie 12:34 do grupy WhatsApp zrzeszającej 19 deputowanych MR w Izbie Reprezentantów wysłano komunikat z prośbą o pilną reakcję na przesłany projekt listu otwartego. Na zgłoszenie uwag wyznaczono zaledwie godzinę – do 13:30. Tak krótki termin spotkał się z krytyką. Jeden z deputowanych z Brabancji Walońskiej określił go jako nierealistyczny.
Liczne zastrzeżenia do pierwszej wersji tekstu
Kierownictwo partii planowało publikację dokumentu już następnego dnia. Po lekturze tekstu parlamentarzyści zasypali autorów uwagami. Jeden z burmistrzów zarzucił brak płynności, inny deputowany krytykował zbyt spolaryzowany i defensywny ton, a jedna z burmistrzy zwróciła uwagę na nadmiar wykrzykników.
Dwoje posłów wyraziło szczególnie poważne wątpliwości. Jedna z osób nazwała przekaz „uproszczonym”, inna – nadmiernie polaryzującym. Ta sama deputowana wskazała, że kolejne listy otwarte dotyczące przemocy wobec MR w Liège mogą eskalować napięcie. W odpowiedzi usłyszała, że sprawcy nie zamierzają się wycofać. Deputowany z Hainaut uznał tekst za rozwlekły, a inna parlamentarzystka zaproponowała, by przeredagować go z pomocą narzędzi sztucznej inteligencji. Jeden z posłów w wiadomości mailowej skarżył się na „agresywność” tonu listu.
Poprawiona wersja wciąż budzi wątpliwości
Na bazie zgłoszonych uwag przygotowano nową wersję. Część deputowanych stwierdziła jednak, że zmiany są kosmetyczne, choć mimo to zadeklarowali podpisanie dokumentu. Inni ocenili tekst jako bardzo dobry.
W sobotę o 12:44 list został opublikowany w tygodniku Le Vif pod tytułem „Polityka nie jest przyczyną, lecz antidotum na przemoc”. Autorzy odwołali się do wydarzeń z 18 września w Liège podczas hołdu dla Jeana Gola, twierdząc, że osiągnięto wówczas „punkt zwrotny”. Krytykowali brak reakcji innych partii oraz głosy sugerujące, że MR „samo się o to prosiło”, nazywając je „kompletnym absurdem”.
Jeden deputowany konsekwentnie odmawia podpisu
List sygnowali ministrowie MR wszystkich szczebli oraz parlamentarzyści europejscy, federalni i regionalni. W zestawieniu znalazła się jednak wymowna adnotacja: „Deputowani MR parlamentu federalnego (z wyjątkiem jednej osoby)”. Odmówił Michel De Maegd, deputowany federalny, krytykujący wcześniej strategię komunikacyjną partii. Skontaktowany w sprawie swojej decyzji, nie zdecydował się na komentarz.
Złagodzenie ostrych sformułowań w finalnej wersji
Ostateczna wersja listu była bardziej wyważona niż pierwotne projekty. Usunięto bezpośrednie odniesienia i ostre sformułowania. Aktywistów określono jako „zradykalizowanych”, a nie „sfanatyzowanych”. Zniknęły też wzmianki o „stowarzyszeniach islamistycznych” i o pogorszeniu zdrowia psychicznego po lockdownie.
Utrzymujące się napięcia po publikacji
Mimo złagodzenia tonu dokument wywołał negatywne reakcje części odbiorców. Waloński deputowany Charles Gardier w mediach społecznościowych przyznał, że niektóre propozycje mogły zostać źle zrozumiane lub przedstawione zbyt emocjonalnie.
Cała sprawa pokazuje napięcia w MR wokół strategii komunikacyjnej. Brak jednomyślności i konieczność wielokrotnego przerabiania tekstu ilustrują trudności w znalezieniu wspólnego języka w partii. Decyzja Michela De Maegda może wskazywać na głębsze rozbieżności dotyczące tonu i sposobu reagowania na kontrowersyjne sytuacje.
Sytuacja wpisuje się w szerszą debatę o kulturze politycznej i granicach dopuszczalnej krytyki. Różnice zdań w MR mogą odzwierciedlać wyzwania, przed którymi stoją partie polityczne w coraz bardziej spolaryzowanym środowisku, gdzie każde słowo komunikatu ma potencjał do dalszego zaostrzania napięć społecznych.