Federalny Instytut Praw Człowieka, utworzony i finansowany przez Izbę w 2019 roku, opublikował wyjątkowo krytyczną opinię na temat projektu ustawy ministra spraw wewnętrznych Bernarda Quintina. Jej dyrektorka przedstawiła szczegółową analizę w rozmowie z dziennikiem „Le Soir”.
Tuż przed wakacjami minister Quintin (MR) zaprezentował koalicji Arizona projekt ustawy mający umożliwić zakaz, a nawet „administracyjne” rozwiązanie stowarzyszeń „stanowiących poważne i aktualne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego lub trwałości demokratycznego i konstytucyjnego porządku”. Nowe przepisy obejmowałyby zarówno organizacje posiadające osobowość prawną, jak i struktury nieformalne.
Projekt, zatwierdzony w pierwszym czytaniu, przedstawiany jest jako kluczowe narzędzie w walce z ekstremizmem i terroryzmem. W umowie rządowej koalicja Arizona wskazała jako cel propalestyńską organizację Samidoun, oskarżaną o gloryfikację terroryzmu. Ostatnio MR dodało do tej listy również „struktury antifa”.
Szeroki zakres sankcji i procedura
Quintin zapewnia, że nowe przepisy będą obudowane „istotnymi gwarancjami” chroniącymi przed nadużyciami. Mają je stanowić m.in. precyzyjna definicja podmiotów, ścisłe kryteria charakteryzujące zagrożenie, pisemna dokumentacja przygotowana przez służby bezpieczeństwa oraz możliwość wysłuchania strony. Ostateczna decyzja o zakazie miałaby należeć do rady ministrów.
Katalog sankcji jest szeroki: od zakazu działalności publicznej, przez zakaz używania określonych symboli i haseł, po zamykanie miejsc spotkań i administracyjne zamrażanie majątku. Byłaby to istotna zmiana, ponieważ dotąd tego rodzaju sankcje mogły nakładać jedynie sądy.
Kontrowersyjne wyłączenia i obietnice ministra
Projekt nie obejmuje partii politycznych i związków zawodowych. Minister podkreśla, że nie chodzi o karanie ideologii czy opinii, ale o umożliwienie proporcjonalnej reakcji na zorganizowane działania oparte na konkretnych faktach. Federalny Instytut Praw Człowieka (IFDH), poproszony o opinię, nie podziela jednak tego stanowiska. Jego 20-stronicowa analiza jest wyraźnie negatywna.
IFDH przyznaje, że rząd ma prawo reagować na zjawiska stwarzające zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. Ostrzega jednak, że projekt niesie ze sobą zbyt wiele ryzyk dla praw człowieka.
Zbyt niejasne mechanizmy i problem precyzji
Instytut zarzuca projektowi niejasność. W przypadku rozwiązania nieformalnego stowarzyszenia trudno byłoby określić, kto dokładnie podlega sankcjom. Jak wyjaśnia dyrektorka IFDH Martien Schotsmans, przykład antyfaszystów dobrze ilustruje problem: „Antifaszyści to raczej ruch niż organizacja. Co więc zostanie zakazane? Czy wszystkie osoby deklarujące poglądy antyfaszystowskie miałyby być z automatu objęte sankcjami?”. Zdaniem IFDH każda sankcja musi być precyzyjna i przewidywalna, aby obywatel wiedział, jakie zachowania są dozwolone, a jakie zakazane.
Instytut zwraca także uwagę, że przepisy mogą mieć „nieproporcjonalny wpływ na wolność słowa i zrzeszania się”, powodując efekt mrożący. „We Francji podobne prawo zostało wykorzystane do zakazywania ruchów studenckich i ekologicznych” – przypomina Schotsmans. Projekt w jej ocenie mógłby stworzyć narzędzie, które w przyszłości pozwoli na zakaz działalności organizacji dziś legalnych.
Zarzut niekonstytucyjności i naruszenia gwarancji prawnych
Zdaniem IFDH w walce z przestępczością należy w pierwszej kolejności korzystać z prawa karnego, które oferuje solidniejsze gwarancje prawne. Instytut krytykuje zastępowanie mechanizmów sądowych środkami administracyjnymi i ostrzega przed ograniczeniem prawa do rzetelnego procesu. „Istnieje już arsenał sankcji karnych wobec organizacji, zarówno tych z osobowością prawną, jak i bez niej. Procedura sądowa zapewnia przy tym znacznie lepsze gwarancje” – zaznacza Schotsmans.
Instytut uznaje również projekt za niekonstytucyjny, ponieważ przewiduje sankcje karne dla osób, które kontynuowałyby działalność rozwiązanej organizacji pod inną nazwą. Według IFDH jest to forma prewencyjnego ograniczenia prawa do zrzeszania się, zakazanego przez Konstytucję.
Niepewna przyszłość legislacyjna projektu
Los projektu ustawy pozostaje niejasny. Na opinię Rady Stanu trzeba będzie poczekać jeszcze kilka tygodni. Spór wokół propozycji Quintina ujawnia głębsze napięcia w belgijskiej polityce – między potrzebą zapewnienia bezpieczeństwa a koniecznością ochrony swobód obywatelskich.
Stanowisko Federalnego Instytutu Praw Człowieka, jako niezależnego organu monitorującego zgodność działań władz z normami praw człowieka, stawia rząd przed wyborem: zmodyfikować projekt w duchu konstytucyjnych gwarancji lub forsować go wbrew ostrzeżeniom ekspertów.
Dla mieszkańców Belgii kwestia ta ma wymiar fundamentalny. Chodzi nie tylko o przypadki Samidoun czy ruchu antifa, lecz o wyznaczenie granicy między koniecznością ochrony bezpieczeństwa a zachowaniem demokratycznych swobód, które stanowią podstawę belgijskiego systemu prawnego.