Browar Hoegaarden przeżywa obecnie poważne turbulencje, które w dramatyczny sposób ujawniły napięcia między globalną strategią korporacyjną AB InBev a lokalnymi oczekiwaniami pracowników i społeczności. W ubiegłym tygodniu wiele kawiarni musiało zmierzyć się z nietypową sytuacją – zabrakło piwa Hoegaarden z beczki, co stało się symbolem głębszych problemów trawiących jedną z najbardziej rozpoznawalnych belgijskich marek.
Źródłem kryzysu były kłopoty produkcyjne w zakładzie AB InBev w Jupille, gdzie na początku lata przeniesiono produkcję beczkowanego Hoegaarden. Decyzja o relokacji procesu z macierzystej miejscowości do prowincji Liège okazała się błędna, co zmusiło firmę do powrotu do Hoegaarden. Jednak w międzyczasie linia do napełniania beczek nie była odpowiednio utrzymywana, co spowodowało zakłócenia w dostawach do lokali gastronomicznych.
Sytuacja osiągnęła punkt kulminacyjny w środę, kiedy pracownicy browaru spontanicznie rozpoczęli strajk. Sander Mouton ze związku zawodowego ACV podkreśla, że przyczyny protestu mają charakter systemowy: chroniczne niedobory kadrowe zmuszają zatrudnionych do wykonywania obowiązków przeznaczonych dla kilku osób, a nowi pracownicy otrzymują minimalne przeszkolenie, co rodzi obawy o bezpieczeństwo pracy – choć do tej pory nie doszło do wypadków.
Związkowcy zwracają również uwagę na brak realnego dialogu z kierownictwem, które milczy wobec zgłaszanych problemów operacyjnych. To, zdaniem pracowników, prowadzi do eskalacji napięć i erozji zaufania wobec zarządu.
Odmienną interpretację przedstawia Aron Wils, dyrektor ds. korporacyjnych AB InBev. Określa sytuację mianem „zbiegu okoliczności” związanego z niespodziewanie dużym popytem. Przyznaje jednak, że firma zmaga się z trudnościami rekrutacyjnymi w regionie, co częściowo potwierdza uwagi związków zawodowych.
Obecny kryzys nie jest pierwszą próbą reorganizacji produkcji. Już w 2005 roku AB InBev chciał całkowicie zamknąć browar w Hoegaarden, lecz wycofał się pod naciskiem społecznym. Mouton przypomina, że białe piwo wymaga specyficznej wiedzy technicznej i procesu warzenia, którego brak w zakładzie w Liège tłumaczy porażkę tamtejszej produkcji.
Strategia korporacyjna AB InBev zakłada testowanie możliwości wytwarzania Hoegaarden w różnych lokalizacjach, m.in. w Jupille i Leuven, co budzi obawy o przyszłość historycznego browaru. Pracownicy podkreślają, że infrastruktura w Hoegaarden stopniowo się starzeje, a brak inwestycji może świadczyć o planach stopniowego wycofywania się z macierzystej lokalizacji.
Wils kategorycznie zaprzecza tym zarzutom, wskazując na niedawną modernizację – pięć lat temu zainstalowano nowoczesną linię do napełniania puszek. Podkreśla również, że AB InBev dysponuje pięcioma lokalizacjami w Belgii i przenoszenie procesów produkcyjnych jest standardową praktyką służącą optymalizacji.
Kwestia wpływu miejsca produkcji na smak piwa pozostaje dyskusyjna. Wils przekonuje, że decyduje receptura, a różnice w wodzie można zniwelować dzięki uzdatnianiu. Piwo Hoegaarden powstaje już w innych krajach, m.in. w Chinach i Indiach, co według AB InBev jest bardziej zrównoważonym rozwiązaniem niż transport na dalekie odległości.
Profesor piwowarstwa Luc De Raedemaeker z HORAL potwierdza, że technicznie możliwe jest uzyskanie identycznego smaku w różnych miejscach, o ile towarzyszą temu odpowiednie inwestycje. Wyjątkiem pozostają lambiki z doliny Zenne i Pajottenlandu, których unikalny charakter warunkują lokalne dzikie drożdże.
Ekspert przypomina też, że profil smakowy Hoegaarden zmieniał się przez dekady – dawne wersje były bardziej kwaśne i mniej zbalansowane niż obecne.
Produkcję w Hoegaarden wznowiono w czwartek w ograniczonym zakresie – jedna linia działała normalnie, druga z przerwami, a pozostałe były wyłączone. Zdaniem Moutona nie można mówić o pełnym powrocie do normalności, podczas gdy Wils twierdzi, że sytuacja odpowiada planowi produkcyjnemu.
Długofalowe skutki kryzysu wykraczają poza kwestie techniczne czy kadrowe. Toczy się bowiem spór o to, czy tradycja piwowarska Hoegaarden zostanie zachowana, czy też ustąpi miejsca globalnej strategii korporacyjnej. Napięcie między efektywnością ekonomiczną a ochroną lokalnego dziedzictwa dobrze ilustruje wyzwania, przed którymi stają tradycyjne branże w epoce globalizacji.