Georges-Louis Bouchez, przewodniczący Ruchu Reformatorskiego (MR), znalazł się w centrum medialnej burzy po ujawnieniu nagrania rozmowy z dziennikarką RTBF. W opublikowanym fragmencie słychać słowa, które wielu interpretuje jako groźby wobec jednego z dziennikarzy.
Początek sporu
Kontrowersja rozpoczęła się po publikacji w magazynie Le Vif artykułu dotyczącego samochodu kierowcy przewodniczącego MR. Według tygodnika Mercedes CLA miał korzystać z karty PMR (karta inwalidzka do parkowania), mimo że jej ważność wygasła. Sprawę podjęła następnie RTBF, zamieszczając artykuł na swojej stronie.
Bouchez stanowczo zakwestionował rzetelność publikacji, twierdząc, że zawiera istotne błędy. Sprzeciwił się szczególnie stwierdzeniu, że pojazd jest do jego dyspozycji, podkreślając, że należy on do jego kierowcy. Le Vif utrzymuje jednak, że polityk i jego partnerka sporadycznie z niego korzystają.
Napięta rozmowa z RTBF
Podczas telefonicznego kontaktu z redakcją RTBF Bouchez domagał się usunięcia artykułu, przynajmniej do czasu wprowadzenia jego poprawek. W trakcie rozmowy użył mocnych słów, porównując wspomniany pojazd do swojego nowego SUV-a Mercedes GLE wartego – jak zaznaczył – ponad 100 tys. euro.
To wtedy padła budząca kontrowersje wypowiedź skierowana do dziennikarki:
„Wyślij do mnie tego faceta, przysięgam, że będzie bardzo dobrze przyjęty. I to on może potem będzie potrzebował karty, to mogę ci zagwarantować.” [uwaga redakcji: cytat zmodyfikowano by brzmiał naturalniej w j. polskim]
Groźba czy nieporozumienie?
Słowa te wielu odebrało jako sugestię, że dziennikarz po takim spotkaniu będzie potrzebował karty inwalidzkiej, co mogłoby sugerować groźbę użycia przemocy. Bouchez stanowczo temu zaprzeczył. W rozmowie z L’Avenir tłumaczył, że chodziło o „kartę prasową”, ponieważ – jak twierdzi – planuje skierować sprawę na drogę sądową.
„Będzie jej potrzebował, bo nie mam żadnego zaufania do Rady Deontologii Dziennikarskiej. Jeśli interweniuję, to tylko sądownie” – wyjaśniał polityk. Nie sprecyzował jednak, dlaczego karta prasowa miałaby być wymagana w takim postępowaniu.
Ostre stanowisko środowiska dziennikarskiego
Dyrekcja RTBF odmówiła komentarza. Głos zabrał jednak Fabrice Gérard, przewodniczący Stowarzyszenia Dziennikarzy RTBF, który określił sytuację jako bezprecedensową.
„To pierwszy przypadek, kiedy groźby dotyczące integralności fizycznej dziennikarza padają z ust polityka tej rangi” – stwierdził Gérard.
Podkreślił, że jeśli groźby się potwierdzą, są szczególnie poważne, bo wypowiada je osoba mająca gwarantować poszanowanie demokracji i prawa do informacji. „Takie metody są po prostu nie do zaakceptowania. Nie ma tu miejsca na debatę, jeśli szanujemy elementarne zasady demokracji” – dodał.
Aspekt prawny
Przewodniczący stowarzyszenia przypomniał, że istnieją organy takie jak Rada Deontologii Dziennikarskiej, gdzie można składać skargi na praktyki mediów. Zaznaczył też, że groźby fizyczne stanowią „przestępstwo podlegające ściganiu z urzędu”.
Nagranie rozmowy Boucheza z dziennikarką RTBF, która zaprzecza, że była źródłem przecieku, krąży obecnie w mediach społecznościowych i wywołuje szeroką dyskusję. RTBF zapewnia, że pozostaje niezależna i nie ulega presji ani zastraszaniu.
Cała sprawa ujawnia napięte relacje między częścią belgijskich polityków a mediami oraz rodzi pytania o granice dopuszczalnego języka w kontaktach władzy z prasą.