Rząd Flandrii podjął decyzję o podniesieniu maksymalnej wartości bonu żywieniowego z ośmiu do dziesięciu euro. Ta pozornie techniczna zmiana ma jednak znacznie szersze konsekwencje – zarówno ekonomiczne, jak i społeczne – i dotyczy jednego z najpopularniejszych instrumentów pozapłacowych w Belgii.
W 2023 roku z bonów żywieniowych korzystało 3,3 miliona mieszkańców Belgii, podczas gdy w 2010 roku było to zaledwie 1,1 miliona. Łączna wartość transakcji opiewała na 3,3 miliarda euro, co czyni ten system istotnym elementem krajowej gospodarki. Zdematerializowane bony, funkcjonujące dziś w formie kart, stały się tak powszechne jak gotówka czy karty bankowe, towarzysząc codziennym zakupom i lunchom w miejscu pracy.
Francuski wynalazek, belgijska adaptacja
System bonów żywieniowych przywędrował do Belgii z Francji w 1965 roku jako rozwiązanie dla pracowników firm pozbawionych stołówek. Pierwsze bony miały postać papierowych czeków o żółtym zabarwieniu i były wydawane raz w miesiącu. Cztery lata później zostały wpisane do belgijskiego porządku prawnego – z pełnym zwolnieniem z podatków i składek pod warunkiem przestrzegania określonych kryteriów (przyznawanie za każdy przepracowany dzień, ujęcie w układzie zbiorowym pracy).
Transformacja systemu nabrała tempa w 2016 roku, gdy wycofano papierowe wersje bonów. Ich wartość wzrosła od pierwotnych 224 franków belgijskich do niedawnych ośmiu euro. Obecnie rząd zobowiązał się do stopniowego podwyższenia limitu do dwunastu euro do 2027 roku.
Między ulgą podatkową a pozorną korzyścią
Prof. Fabienne Kéfer z Uniwersytetu w Liège opisuje bon żywieniowy jako efekt kompromisu między interesami pracodawców a oczekiwaniami pracowników. Pracodawcy korzystają z niższych obciążeń fiskalnych, a pracownicy z wyższej siły nabywczej. Bon nie podlega opodatkowaniu ani składkom, co czyni go atrakcyjnym instrumentem omijania kosztownego systemu opodatkowania pracy – w którym Belgia pozostaje niechlubnym liderem od lat.
Dane Monizze, jednego z głównych operatorów rynku bonów, wskazują, że przeciętny pracownik otrzymuje rocznie świadczenia o wartości około 1250 euro. Marta Sequeira Pereira, doradczyni prawna w firmie Securex, zaznacza, że bony stały się integralnym elementem pakietu pozapłacowego i ważnym narzędziem zatrzymywania kadr. Od lutego 2024 roku korzystają z nich także urzędnicy federalni – w wysokości sześciu euro dziennie.
System nierówny i wykluczający
Pomimo popularności, system bonów żywieniowych pozostaje selektywny. Krajowy Urząd Zabezpieczenia Społecznego podaje, że ponad 20% pracowników jest z niego wykluczonych. Problem ma również wymiar płciowy: 27% kobiet nie otrzymuje bonów, wobec 19% mężczyzn. Bénédicte Canivez z organizacji związkowej CNE zauważa, że realną poprawę warunków życia może przynieść jedynie podwyżka płac. Przypomina też, że bonów nie można dowolnie wydawać – nie pokrywają one kosztów mieszkania, energii czy opieki zdrowotnej.
Bez indeksacji, bez ochrony socjalnej
Wartość bonów nie była waloryzowana od 2016 roku, mimo że ceny nieustannie rosną. W efekcie ich siła nabywcza systematycznie maleje. Co więcej, bon żywieniowy nie jest całkowicie „netto” – z ośmiu euro, 1,09 euro to wkład pracownika, a tylko 6,91 euro pokrywa pracodawca (częściowo odliczane od podatku). Wysokość świadczenia różni się w zależności od branży – w sektorze sprzątania udział pracodawcy wynosi zaledwie 2,72 euro, podczas gdy w przemyśle chemicznym osiąga maksymalne wartości.
Ukryty koszt dla systemu solidarności
Według Kéfer, bon żywieniowy – jak każde świadczenie pozapłacowe – nie liczy się przy ubieganiu się o kredyt, nie wpływa na wysokość emerytury, zasiłków ani świadczeń chorobowych. Mniejsze składki oznaczają słabszą ochronę. W 2023 roku 2,8 miliarda euro wypłacono w formie bonów, z pominięciem składek społecznych. Gdyby podlegały one standardowym stawkom (25% od pracodawcy i 13,07% od pracownika), system otrzymałby ponad miliard euro więcej.
Wzrost wartości bonu zwiększy ten ubytek, co – jak podkreśla Canivez – rodzi poważne pytania o przyszłość solidarności społecznej. Choć celem rządu jest zwiększenie siły nabywczej, skutki długoterminowe mogą być odwrotne – zarówno dla pracowników, jak i całego systemu zabezpieczeń społecznych.