Fala kontrowersji wokół potencjalnego niewykonania nakazu aresztowania premiera Izraela przez władze Belgii nadal wywołuje polityczną burzę w Brukseli. Premier De Wever, pomimo prób wyjaśnienia swojego stanowiska przed parlamentem, nie rozwiał wątpliwości, utrzymując dwuznaczność w kwestii, która podzieliła belgijski rząd.
Tydzień temu premier Bart De Wever zapoczątkował polityczną zawieruchę, kwestionując gotowość Belgii do wykonania nakazu aresztowania wydanego przez Międzynarodowy Trybunał Karny (MTK) przeciwko premierowi Izraela Binjaminowi Netanjahu. Stanowisko to natychmiast spotkało się z falą krytyki ze strony opozycji oraz wyraźnym sprzeciwem członków własnego gabinetu. Szczególnie minister spraw zagranicznych Maxime Prévot oraz minister sprawiedliwości Annelies Verlinden publicznie zdystansowali się od premiera, podkreślając, że Belgia respektuje i wykonuje nakazy MTK bez wyjątków.
Parlamentarna konfrontacja bez jednoznacznych deklaracji
Podczas czwartkowego posiedzenia Izby Reprezentantów premier stanął przed parlamentarzystami, by złagodzić powstałe napięcia. Zamiast jednak jednoznacznego odwołania wcześniejszych słów, De Wever przedstawił serię argumentów uzasadniających jego podejście. Podkreślił hipotetyczny charakter dyskutowanej sytuacji, odwołał się do podobnych stanowisk zajmowanych przez Francję, Włochy oraz Polskę, a także wskazał na precedensowy charakter potencjalnego zatrzymania – byłby to pierwszy przypadek aresztowania przywódcy demokratycznego państwa przez inne demokratyczne państwo.
„Można odrzucić te argumenty, co wszyscy państwo uczyniliście, ale to wyjątkowo łatwa pozycja” – ripostował De Wever, kierując słowa do przedstawicieli opozycji. Premier konsekwentnie unikał jednoznacznej deklaracji, czy Belgia zatrzymałaby Netanjahu, gdyby ten pojawił się na belgijskim terytorium.
Socjalistyczny deputowany Khalil Aouasti przypomniał, że poprzedni premier, Alexander De Croo, nie miał podobnych wątpliwości i jednoznacznie deklarował, że Belgia wykonałaby nakaz aresztowania. „Gdy działa międzynarodowy wymiar sprawiedliwości, Belgia nie może odwracać wzroku. Istnieją czerwone linie, których nie przekraczamy” – podkreślił parlamentarzysta.
Szczególnie emocjonalne stanowisko zajęła deputowana Rajae Maouane z partii Ecolo, określając słowa premiera jako „całkowicie szokujące, które nie mogą pozostać bez odpowiedzi. To nie tylko niezręczna deklaracja, to policzek dla ofiar i państwa prawa”.
Rządowa niespójność na forum międzynarodowym
Kontrastowe stanowisko wobec premiera przedstawił minister spraw zagranicznych. Prévot jednoznacznie stwierdził: „Powiedziałem to w tej sali kilka tygodni temu i powtórzę: Belgia wspiera i zawsze będzie wspierać politycznie i finansowo pracę MTK. Wsparcie dla Trybunału jest całkowite”.
Minister podkreślił zasadę równego traktowania wszystkich przypadków, sugerując, że Netanjahu nie otrzymałby szczególnego statusu. „Nie ma różnych stanowisk w zależności od przypadku, mamy jedną linię” – zapewnił Prévot, próbując zakończyć kontrowersję stwierdzeniem: „Jeśli była jakaś kontrowersja, to już prawie jej nie ma”.
Rozbieżność stanowisk między premierem a ministrem spraw zagranicznych nie umknęła uwadze opozycji. Socjaliści ironicznie określili sytuację mianem „Doktora Prévota i pana De Wevera”, nawiązując do klasycznej powieści o dwoistej naturze człowieka. Stefaan Van Hecke, lider flamandzkich ekologistów, zauważył natomiast, że „deputowani Vooruit czują się bardzo niekomfortowo i nie oklaskiwali pana, panie premierze”.
Pomimo oczywistych napięć i wyraźnego braku jednomyślności w rządzie, debata została zakończona – większość parlamentarna potwierdziła zaufanie zarówno do premiera, jak i interpelowanych ministrów. Kwestia potencjalnego wykonania nakazu MTK wobec premiera Izraela pozostaje jednak nierozstrzygnięta, co może mieć istotne implikacje dla pozycji Belgii na arenie międzynarodowej oraz jej wiarygodności jako obrońcy międzynarodowego porządku prawnego.