Ostatnie miesiące przyniosły serię niepokojących incydentów, w których trzech pracowników zakładu karnego w Haren stało się ofiarami ataków z użyciem koktajli Mołotowa we własnych mieszkaniach. Wydarzenia te stanowią jedynie wierzchołek góry lodowej problemów trapiących belgijski system więziennictwa, który cierpi na dotkliwy niedobór zasobów. W odpowiedzi na tę alarmującą sytuację związki zawodowe ogłosiły akcję strajkową we wszystkich więzieniach na terenie kraju, zaplanowaną od czwartku do piątku.
Najświeższy przypadek przemocy miał miejsce w środę, gdy jeden z osadzonych w Haren zaatakował personel strażniczy, raniąc jednego z funkcjonariuszy. To jednak tylko fragment długiej listy agresywnych zachowań, które występują zarówno wewnątrz, jak i poza murami belgijskich zakładów karnych. Jak wylicza Olivier Van Denhoven, przedstawiciel związku zawodowego CGSP odpowiedzialny za sektor więziennictwa: „3 listopada w Leuven spalono pojazd strażnika przed jego domem, zostawiając list zawierający groźby wobec jego rodziny. 2 stycznia pracownik z Haren doświadczył ataku koktajlem Mołotowa, który rzucono na drzwi jego domu. W styczniu oraz marcu na parkingu spłonęły dwa samochody należące do personelu Haren.”
„Ocieramy się o tragedię. Naprawdę boję się, że wkrótce dojdzie do jakiegoś dramatu” – komentuje Gregory Wallez, sekretarz generalny CGSP. Obaj związkowcy przypominają również o dwóch udaremnionych próbach gwałtu na pracownicach socjalnych, do których doszło w więzieniach w Antwerpii oraz Haren, odpowiednio we wrześniu i lutym. Tragedii udało się zapobiec dzięki uruchomieniu systemów alarmowych. Te incydenty doprowadziły do weryfikacji systemów ostrzegawczych we wszystkich zakładach penitencjarnych w Belgii, podczas której wykryto, że wiele z nich nie działa prawidłowo.
Wszystkie te czynniki skłoniły związki zawodowe do zjednoczenia sił i ogłoszenia dwudniowej akcji strajkowej we wszystkich więzieniach w kraju, rozpoczynającej się w czwartek.
Porażka Haren
Wspólnym mianownikiem trzech z czterech ataków z użyciem koktajli Mołotowa jest więzienie w Haren – jeden z największych zakładów karnych w Belgii, otwarty pośpiesznie w 2022 roku, mimo ostrzeżeń ze strony organizacji związkowych. „To kompletna klęska, placówka uruchomiona zanim zdążyła przejść okres wdrożeniowy” – ocenia Gregory Wallez. Ten nazywany „więzienną osadą” kompleks ma możliwość przyjęcia 1035 osadzonych. Sekretarz generalny opisuje panującą tam atmosferę jako „schizofreniczną”. Z jednej strony nie wszystkie oddziały funkcjonują z powodu braków kadrowych, z drugiej – liczba osadzonych już przekracza pojemność obiektu. „Zaczynamy już rozkładać materace na podłogach cel.”
„Konieczność zamknięcia więzienia w Forest spowodowała, że wszystkich osadzonych trzeba było w trybie pilnym przenieść do Haren. Pojawiły się poważne problemy techniczne, kwestie bezpieczeństwa, trudności z kratami i identyfikatorami” – wymienia. Planowano również zamknięcie zakładu w Saint-Gilles i przeniesienie stamtąd więźniów do Haren, ale na razie jest to niemożliwe z powodu braku miejsc. Billy Dethier, francuskojęzyczny przewodniczący sekcji więziennej CGSP, zwraca uwagę na fatalny stan obiektu w Saint-Gilles: „W oknach zamiast szyb są kartony”, a do tego dochodzą problemy z pleśnią i szczurami. „Pracownicy spędzają tam osiem godzin dziennie i już jest to dla nich uciążliwe, a co dopiero dla osadzonych, którzy przebywają tam przez całą dobę…” Choć sytuacja w nowoczesnym kompleksie Haren jest szczególnie napięta, inne placówki również borykają się z poważnymi problemami: „To zawsze te same zakłady, w których składamy zawiadomienia o protestach, i prawie zawsze z tych samych powodów, jak choćby w Marche-En-Famenne czy Leuze-en-Hainaut”.
Ewolucja przemocy
„Przemoc staje się coraz bardziej wyrachowana, nie znajduję innych słów, by to opisać” – stwierdza z rezygnacją Gregory Wallez. „Mamy do czynienia z agresją ze strony osób, które nie mają już nic do stracenia, więc czemu by nie wykonać telefonu i nie zlecić ataku na dom funkcjonariusza” – komentują pracownicy więzienni, zadając retoryczne pytanie: „Skoro nie radzimy sobie z sytuacją na Anderlecht, gdzie strzela się z kałasznikowów, to dlaczego miałoby być lepiej w więzieniach?” Jeśli chodzi o ataki poza murami zakładów karnych, pracownicy nie mają wielkich nadziei na wykrycie sprawców: „Policja nie dysponuje środkami na przeprowadzenie szeroko zakrojonych dochodzeń. Ubezpieczenie pokryje szkody, nikt nie został ranny. Sprawa zostanie umorzona”.
„Dziesięć czy piętnaście lat temu, gdy osadzony nazwał strażnika 'idiotą’, otrzymywał tydzień surowej kary. Obecnie nawet nie sporządza się raportu w takiej sytuacji, ponieważ wszyscy, nawet sami funkcjonariusze, nieświadomie normalizują takie zachowania” – zauważa przedstawiciel związku.
Pracownicy więzienni alarmują, że osadzeni z łatwością zdobywają informacje o swoich strażnikach. Olivier Van Denhoven tłumaczy mechanizm: „Wystarczy, że więzień zadzwoni do swojej partnerki, a ta ustawi się przed zakładem karnym i przekaże mu 'ten jeździ takim a takim samochodem’. Albo osadzony przysłuchuje się rozmowom, a do tego dochodzą telefony… Obecnie niezwykle łatwo jest wysłać 300 euro młodemu człowiekowi, aby rzucił koktajl Mołotowa na samochód. Nie trzeba do tego wyjątkowych środków”. W ocenie CGSP, ataki z użyciem koktajli Mołotowa mają charakter zastraszania raczej niż bezpośredniego odwetu.
Odwiedzający jako kanał przemytu
Podczas gdy strażnicy sprawują kontrolę nad osadzonymi, ich uprawnienia wobec odwiedzających są mocno ograniczone, co stwarza idealną furtkę dla przemytu telefonów i narkotyków. Odwiedzających nie wolno poddawać rewizji, a na rynku pojawiły się specjalne telefony komórkowe, które nie wyzwalają alarmu przy przejściu przez bramki bezpieczeństwa – nazywane potocznie „telefonami Lantin”. Napięta atmosfera może szybko eskalować, gdy funkcjonariusz odmawia wstępu odwiedzającemu, co stanowi jedyny dostępny środek kontroli w takiej sytuacji.
„A potem są jeszcze drony, to naprawdę 'wspaniałe'” – mówi z goryczą Gregory Wallez. „Pewnego razu na dziedzińcu wylądował dron. To była niemal maszyna bojowa. Planowali pomóc komuś w ucieczce”. „W internecie krąży nagranie, na którym belgijski więzień otrzymuje posiłek dostarczony dronem. Jako anegdota może to bawić, ale gdy pewnego dnia w ten sposób dostarczą broń, nikomu nie będzie do śmiechu”. Sekretarz generalny wspomina o trudnościach z zainstalowaniem siatki zabezpieczającej przed dronami w zakładzie karnym w Huy. Gdy osadzeni otrzymują narkotyki, sytuacja może błyskawicznie wymknąć się spod kontroli. „Jeśli dojdzie do przedawkowania na terenie więzienia, odpowiedzialność spada na personel. Dodatkowo osoby pod wpływem środków odurzających mogą stać się wyjątkowo agresywne i dysponować zwielokrotnioną siłą. Nie odczuwają bólu” – przypomina Olivier Van Denhoven.
Strajk w obliczu kryzysu
Dla związku zawodowego, który organizuje 24-godzinny protest od czwartku 27 do piątku 28 marca, obecna sytuacja stała się nieznośna. „Dwa tygodnie temu spotkaliśmy się z minister sprawiedliwości Annelies Verlinden. Nie zaproponowała nam żadnych rozwiązań, chociaż wydawała się rozumieć powagę sytuacji” – narzeka Gregory Wallez. Katalog problemów jest obszerny: niedostateczne finansowanie, braki w szkoleniach, trudności z rekrutacją nowych pracowników, przeludnienie więzień oraz pogarszający się stan infrastruktury. Wszystkie te czynniki prowadzą do punktu przesilenia, w którym pracodawca – czyli państwo – nie jest już w stanie zagwarantować bezpieczeństwa swoim pracownikom, których liczba jest znacznie niższa od optymalnej. „Średnio 50 osób miesięcznie rezygnuje z pracy” – ujawnia Billy Dethier, co przekłada się na druzgocący wskaźnik rotacji. W Belgii, która dysponuje 38 zakładami karnymi, niedawno przekroczono krytyczny próg 13 000 osadzonych przy zaledwie 11 040 dostępnych miejscach – „liczbę sztucznie zawyżoną”, jak przyznaje sama administracja penitencjarna. „A kolejne 3000 osób przebywa na wolności z nakazem osadzenia, które powinny trafić za kraty” – podkreśla Billy Dethier.
Niedobory kadrowe
Wśród personelu więziennego występuje dramatyczny deficyt pracowników. Przed wprowadzeniem programu racjonalizacji zatrudnienia było około 7200 pełnych etatów. „Wtedy sytuacja była naprawdę dobra” – wspomina Gregory Wallez. Obecnie liczba ta spadła do około 6800 etatów. Ta luka prowadzi do pozostawienia osadzonych samym sobie, z minimalnym wsparciem. „Rozwiązanie polegające na umieszczeniu wszystkiego w celi – prysznica, telefonu – żeby osadzeni nie musieli wychodzić, w efekcie zamienia ich w zwierzęta. Nie widujemy ich, tracimy wyczucie sytuacji i nie możemy interweniować, gdy coś dzieje się z którymś z nich” – tłumaczy Olivier Van Denhoven. Wdrożono kilka programów mających zaradzić niedoborowi funkcjonariuszy, począwszy od kontraktów Rosetta, skierowanych do osób poniżej 26 roku życia, zachęcających do pracy w charakterze asystentów nadzoru penitencjarnego. „Przyjmujemy młodych ludzi w wieku 18-19 lat, którzy nie mają żadnego doświadczenia i po raz pierwszy stykają się ze środowiskiem więziennym” – irytuje się Gregory Wallez. W celu przyspieszenia procesu rekrutacji drastycznie skrócono okres szkolenia – z 12 miesięcy do zaledwie 18 dni dla pracowników etatowych. W przypadku kontraktów Rosetta kurs został zredukowany do jedynie 8 dni.
Minister sprawiedliwości przedstawiła projekt ustawy zawierający kilka tymczasowych rozwiązań, takich jak warunkowe zwolnienia, nadzór elektroniczny czy przedterminowe zwolnienia, jednak te propozycje wydają się niewystarczające w ocenie przedstawicieli związków zawodowych.